Na należącym do czwartoligowego Millwall stadionie The New Den dominowali goście z Premier League i Dudek nie miał wiele do roboty. Gdy Milan Baros zdobył gola na 2:0, grupa około tysiąca kibiców z Londynu zaśpiewała przyjezdnym: "You should have died at Hillsborough" (wszyscy powinniście zginąć na Hillsborough). W kwietniu 1989 r. na stadionie w Sheffield podczas półfinałowego meczu Pucharu Anglii między Liverpoolem i Nothinghamem Forest zginęło 96 kibiców przyciśniętych do krat odgradzających trybuny od boiska.
Prowokacja przyniosła natychmiastowy skutek. Kibice "The Reds" zaczęli wyrywać siedzenia i rzucać w kierunku miejscowych i na boisko. Część próbowała przedostać się do sektora rywali. Interweniowały specjalne oddziały policji do rozpędzania tłumów. Zatrzymano po dwóch najbardziej krewkich kibiców z każdej ze stron. W trakcie zamieszania ucierpiał niepełnosprawny kibic.
Angielska Federacja Piłkarska (FA) zapowiedziała dochodzenie i surowe kary.
Millwall słynie od lat 60. z najbardziej brutalnych kibiców na Wyspach. W trakcie wieloletniej rywalizacji z najbardziej znienawidzonymi przez nich kibicami West Ham United zginęło siedem osób. Ostatnie zamieszki i demolowanie Londynu fani Millwall urządzili w 2002 roku. To właśnie o nich opowiada film o kibicowskich "ustawkach" "Football Factory", który wszedł na ekrany polskich kin. Prezes klubu Theo Paphitis wziął jednak swoich kibiców w obronę. - Nic i nigdy nie usprawiedliwia przemocy, a to ją siali fani Liverpoolu. Siedziałem w samym środku tego kotła i wiem, że różne rzeczy krzyczały obie strony - stwierdził.
- Jestem oburzony prowokacją. Nie usprawiedliwiam przemocy naszych kibiców, ale zachowanie kibiców Millwall było po prostu niedopuszczalne. Przez 15 lat, jakie minęły od tragedii, nigdy nie słyszałem czegoś równie brutalnego i bolesnego - oświadczył na to były kapitan Liverpoolu Phil Neal, dziś przewodniczący organizacji charytatywnej działającej na rzecz rodzin ofiar na Hillsborough.