Chovanec od piątku trenerem Legii

Jozef Chovanec przylatuje w piątek z Pragi do Warszawy i podpisuje trzyletnią umowę z Legią. Jako trener wicemistrzów Polski ma zarabiać ponad 15 tysięcy euro miesięcznie. - Zaakceptowałem wszystkie warunki - twierdzi 44-letni szkoleniowiec.

- Dopóki nie zostaną złożone podpisy, nic nie jest pewne na 100 procent - zastrzega jednak Chovanec, który nad złożeniem podpisu zastanawiał się od poniedziałku. A właściwie od trzech tygodni, bo tyle minęło od pucharowego meczu Legii z Austrią Wiedeń i zwolnienia trenera Dariusza Kubickiego (chociaż sprawa ciągnęła się jeszcze dłużej - po raz pierwszy przyglądał się legionistom już podczas spotkania w Wiedniu, jeszcze dwa tygodnie wcześniej).

Plan na piątek jest taki. Rano Legia wydaje oświadczenie, potem Chovanec przylatuje do Warszawy, a wczesnym popołudniem odbywa się konferencja prasowa. Po jej zakończeniu Czech spotyka się z zespołem i przedstawia się zawodnikom. - O ile po tym wszystkim będzie jeszcze w jednym kawałku - zastrzega Jacek Bednarz, rzecznik stołecznego klubu.

W sobotę Legia gra mecz Pucharu Polski z Pogonią w Szczecinie. nie poprowadzi drużyny, bowiem w jeden dzień nie zdąży załatwić wszystkich formalności w PZPN i związanych z pracą klubie. Jego oficjalnym debiutem ma być mecz z Wisłą w Krakowie 29 października. Dzisiaj na ławce trenerskiej usiądą jeszcze Lucjan Brychczy, Jacek Zieliński, Krzysztof Dowhań (trener bramkarzy) i oficjalnie pełniący ostatnio obowiązki pierwszego trenera Krzysztof Gawara. Dalszych losów są pewni tylko dwaj pierwsi z wymienionych. Brychczy dostał obietnicę koordynowania spraw szkoleniowych, Zieliński po wyleczeniu kontuzji wróci na boisko i ma być grającym asystentem Chovanca. Co do dwóch pozostałych - nie wiadomo. Z pewnością nowy trener będzie chciał mieć za współpracowników rodaków - w odróżnieniu do poprzedniego zagranicznego trenera Legii Dragomira Okuki, który w sztabie szkoleniowym był osamotniony, lecz praca pośród Polaków mu nie przeszkadzała.

Chovanec już raz w tajemnicy przyleciał do Warszawy. Był u nas od środy 6 do piątku 8 października (chyba też wcześniej na meczu ze Świtem, ale to niesprawdzona informacja). Właściciele klubu, czyli koncern ITI umieścił go wtedy w jednym z pensjonatów pod Warszawą. Wszyscy już jednak wiedzieli, że Chovanec jest głównym kandydatem na następcę Kubickiego ("Gazeta" napisała o tym po raz pierwszy cztery dni po pierwszym meczu z Austrią - w Wiedniu, kiedy szefowie Legii twierdzili, że Kubicki spokojnie może pracować do końca obowiązującej do czerwca 2005 r. umowy). Chovanec, gdy w mediach podniósł się szum o zainteresowaniu nim Legii, na dwa tygodnie się schował, nie odbierał telefonów. Rozmowniejszy stał się dopiero od początku tego tygodnia, gdy sprawa stała się praktycznie przesądzona. Włodarze stołecznego klubu niemal do końca twierdzili, że mają kilku kandydatów (prawda o tyle, że niejako rezerwową propozycję dostał Dariusz Wdowczyk). Teraz Chovanec telefony znowu rzadziej odbiera, ale po tygodniu kręcenia widać uznał, że dłużej nie wypada i wreszcie się znalazł.

- Podpisanie kontraktu z Legią to praktycznie kwestia godzin. Ale jeszcze wiele może się zdarzyć. Jak przyjadę i podpiszę wszystko będzie jasne - twierdzi na wszelki wypadek Chovanec. W Legii ma także odpowiadać za sprawy związane z transferami, oprócz trenowania przejmie obowiązki właściwe dyrektorowi sportowemu. Dlatego zostali z klubu zwolnieni dotychczasowy dyrektor Janusz Olędzki i zatrudniony przez ITI jako konsultant Edward Socha. - Wszystko będzie jasne od piątku - twierdzi Bednarz. Ale konferencja z nowym trenerem to praktycznie pewna sprawa. Nie wiadomo tylko, czy w pełnym składzie organizacyjnym. Prezes klubu Piotr Zygo w czwartek przeszedł bowiem operację kolana i nie wiadomo, w jakim będzie stanie.

Po środowym meczu z Górnikiem piłkarze Legii, mimo że dawali wyrazy poparcia dla decydującego ostatnio o sprawach szkoleniowych Jacka Zielińskiego, zdawali sobie sprawę, że to stan tymczasowy, i chcieli już końca zamieszania. - Dobrze byłoby, abyśmy do soboty mieli nowego trenera - mówił Marek Jóźwiak. Chcieli do soboty? No to chyba mają.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.