Milan gra dzisiaj z Barceloną w Lidze Mistrzów

Dziś hit Ligi Mistrzów Milan - Barcelona. Trenera Rijkaarda fani Milanu przyjmą owacją na stojąco. I na tym grzeczności się skończą. Szlagier na stadionie San Siro to pierwsze tej jesieni tak ekscytujące starcie klubowych legend futbolu.

Prowadzący piłkarzy z Katalonii Frank Rijkaard tworzył z Marco van Bastenem i Ruudem Gullitem holenderski tercet, który na przełomie lat 80. i 90. uczynił z Milanu najwspanialszą drużynę świata. Erę triumfów zwieńczył (już bez Rijkaarda) finał LM z 1994 roku przeciw Barcelonie. Inny holenderski pomnik futbolu - Johann Cruyff - prorokował wówczas, że to coś więcej niż finał, bo styl zwycięzcy cała Europa będzie kopiować przez długie lata. Barcelona to była fantazja, przyjemna dla oka płynność gry i niepohamowane parcie do przodu. Milan - cierpliwość wsparta na taktycznej organizacji i równowadze między atakiem i obroną. I to ona zatriumfowała, Włosi wygrali 4:0.

Barca: zapiera dech

Wróżba Cruyffa nie sprawdziła się, cały kontynent nie zmienił stylu na jedną modłę. Wyznaczyła jednak nieustający konflikt między futbolem hiszpańskim (uchodzącym za atrakcyjny) i włoskim (uchodzącym za nieoglądalny), który wciąż dominuje w Europie. Dzisiejszy szlagier doskonale się weń wpisuje.

- Nie wiem, czy Barcelona to najlepszy zespół świata, ale jestem pewien, że gra najlepszy futbol na świecie - mówi obrońca gospodarzy Alessandro Costacurta i nikt, kto Katalończyków ostatnio oglądał, nie sprowadzi jego słów do rytualnej wymiany uprzejmości. Piłkarze Rijkaarda prowadzą w lidze hiszpańskiej (aż pięć punktów przewagi nad Valencią), ale przede wszystkim zapierają dech nieograniczoną wyobraźnią, z jaką konstruują ataki. Wymieniają niezliczoną ilość podań, jakby rywale zupełnie im nie przeszkadzali, chwilami odnosi się wręcz wrażenie, że gdyby satysfakcjonował ich remis 0:0, przez 90. minut nie oddaliby piłki. Po latach głębokiego kryzysu znów grają dla nich wielkie gwiazdy. Prezes Joan Laporta pozbył się zgrai wypalonych Holendrów i sprowadził Brazylijczyków, przede wszystkim genialnego Ronaldinho, który jako czwarty fantastycznie zdolny pan "R" stanowi łącznik ze wspomnianym rokiem 1994 - wtedy błyszczał na Camp Nou Romario, potem przyszli Ronaldo, Rivaldo, dziś w ich ślady idzie były gwiazdor Paris Saint Germain.

Jedyny problem to plaga kontuzji (Silvinho, Edmilson, Gabri, Motta, Giuly, Gerard, niepewny jest też występ Puyola), która sprawia, że Rijkaard wystawia wciąż tych samych graczy, a ci zaczynają narzekać na zmęczenie, choć sezon ledwie się zaczął. Dlatego katalońska prasa próbuje przekuć kłopot w atut i nawołuje, by gwiazdy się sprężyły, a wtedy będą mogły szybciej odpocząć. Ewentualne zwycięstwo zapewni praktycznie gościom awans do II rundy.

Dziennikarze jak zwykle w Katalonii stracili już umiar, wieszczą powrót długich tłustych lat, zapominając, że swego czasu wyzywali Rijkaarda od tchórzy (za defensywną taktykę) i wypędzali z klubu. Teraz popadli w drugą skrajność i aż strach pomyśleć, co to będzie, jeśli Barca dziś wygra, skoro do ekstazy doprowadzały ich nawet zwycięstwa nad hiszpańskimi średniakami.

Milan: cele globalne

Barcę czeka pierwszy tak ciężki test, choć Milan ligowy sezon zaczął od falstartu, m.in. przegrywając z beniaminkiem Messiną. To szok dla klubu - jak mówi prezes Adriano Galliani - "pragnącego nie tyle wygrywać, ile zdominować każdego rywala". Rossoneri pocieszają się, że ich gwiazdy pociągają tylko wielkie wyzwania, bo zdobyły już wszystko, taki Clarence Seedorf jako jedyny w historii wywalczył Puchar Europy z trzema klubami (także Ajaksem i Realem Madryt). Wiosną w drodze po obronę trofeum zatrzymali się w La Corunii właśnie wtedy, gdy mecz wydawał się bez stawki, bo w Mediolanie Deportivo poległo 1:4.

Działacze z San Siro upierają się, że "wyrzucili już tamten incydent z pamięci", i pragną uczynić z Milanu trzecią w futbolu - po Realu i Manchesteru - globalną markę. Starają się jednak łączyć cele marketingowe z boiskowymi. Nowy gwiazdor Kaka okazał się także jednym z największych talentów młodego pokolenia w Europie. Teraz Brazylijczyk z trudem odzyskuje formę z wiosny (skarży się, że jeszcze nigdy tak ciężko nie trenował jak tego lata), całą robotę w ataku odwala więc kandydat do Złotej Piłki dla gracza roku Andrij Szewczenko. Dziś wspomoże go wreszcie zmagający się z kontuzjami od kilkunastu miesięcy Filippo Inzaghi, który będzie na boisku piłkarzem o najsłabszej technice. Ale w strzelaniu goli nigdy mu to nie przeszkadzało. Paradoksalnie gospodarze kłopotać się powinni o niepewną ostatnio defensywę (średnia wieku 32,5 roku), choć trener Ancelotti obwołał ją - po transferze Jaapa Stama - najlepszą w świecie.

Obrona Barcy nie zawodzi i Ancelotti właśnie za to w każdym wywiadzie chwali Rijkaarda - dawnego kolegę z boiska. Jego zdaniem to właśnie w Milanie sprzed kilkunastu lat Holender nauczył się od trenera Arrigo Sacchiego, jak zapewnić drużynie równowagę między wszystkimi formacjami. Czyli uczynił to, co przewidywał Cruyff - przejął pomysły na futbol, które przyniosły triumf w 1994 roku. I nie są to pomysły staroświeckie. Kto dziś wygra, może wygrać całą Ligę Mistrzów.

Jaki będzie wynik meczu Milan - Barcelona?
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.