Deichmann Śląsk - Turów Zgorzelec 72:76

W pierwszych od dziesięciu lat derbach Dolnego Śląska górą Turów. Na inaugurację rozgrywek Beniaminek ze Zgorzelca wygrał we Wrocławiu z wicemistrzem Polski Śląskiem

Okiem Śląska

Młodzież Śląska dała w pierwszym meczu stęsknionym za koszykówką kibicom emocje, walkę i momenty niezłej gry. Popełniała jednak jeszcze za dużo prostych błędów, aby dać też zwycięstwo

Ponad trzy tysiące kibiców nie wychodziło jednak z hali kompletnie rozczarowanych. Zobaczyli nowy Śląsk, widowisko, choć przeciętne sportowo, to jednak zacięte do ostatnich sekund i kilku koszykarzy, z których może część za kilka lat będzie rządzić w polskiej lidze. Na razie jednak żaden z nich nie zachwycił, choć pograli wszyscy.

Trener Tomo Mahorić przed rozpoczęciem sezonu ostrzegał, że w pierwszych meczach może być ciężko, bo zespół nie jest przygotowany na rozpoczęcie rozgrywek. Złożyło się na to i późne rozpoczęcie przygotowań do sezonu, jak i mała liczba sparingów. W sobotę momentami można było odnieść wrażenie, że i spotkanie z Turowem potraktował testowo, bo skorzystał ze wszystkich 12 zawodników. 11. Adrian Mroczek pojawił się na parkiecie już na początku drugiej kwarty, gdy na parkiecie przebywały same rezerwy. Jeszcze większe było jednak zaskoczenie, gdy pod koniec trzeciej części meczu, kiedy to wrocławianom wyraźnie nie szło i tracili kontrolę nad meczem, wyszedł po raz pierwszy Paweł Mróz (to była katastrofa, podobnie jak wcześniejszy epizod Aivarasa Kiausasa). W tej kluczowej kwarcie Słoweniec ani razu nie wziął czasu, choć zespół gubił się z minuty na minutę.

- Próbowaliśmy coś zmienić, rozmawiając, wykorzystując przerwy w grze. Nie zawsze trzeba brać w takich sytuacjach czas - tłumaczył później. - Zabrakło nam wówczas dyscypliny w ataku, czasami bowiem zawodnik, nawet jak ma czystą pozycję do rzutu, to powinien podać po to, aby atak złapał odpowiedni rytm. To ważne, a to okazał się nasz problem, i uznałem, że wyjściem są zmiany w składzie.

Efekt tych wszystkich roszad był taki, że Michał Ignerski zagrał prawie tak długo, jak Artur Mielczarek, który debiutu do udanych nie zaliczy (w 15 minut jedyne dobre akcje to trzy zbiórki w obronie). I choć Ignerski pozostaje jeszcze daleki od swojej optymalnej formy, to w 16 minut zdobył 12 punktów i to głównie po jego akcjach Śląsk zbudował najwyższą przewagę na koniec pierwszej połowy. Dłużej mógł też pograć Ryan Randle, który poczynił w przerwie letniej wręcz niewiarygodny postęp. Nie dość, że spod kosza się nie myli, to jeszcze regularnie trafia z dystansu. W sobotę zaczął świetnie, ale całą drugą kwartę przesiedział na ławce, choć nie miał na koncie żadnego przewinienia. Mahorić musi jak najszybciej wymyślić, jak pogodzić interesy Amerykanina oraz Raitisa Grafsa, bo gra pod koszami to teraz największy atut wrocławian. Zwłaszcza że niespodziewanie na sporo punktów można liczyć od Radosława Hyżego. Ten obiekt kpin i wściekłości wielu kibiców w sobotę był najskuteczniejszym zawodnikiem wrocławian (8/10 z gry), a nie grał nawet 20 minut. Czyżby rzeczywiście - tak jak mówił wcześniej Słoweniec - nie wyniki były w tym sezonie najważniejsze, lecz przetrwanie i ogrywanie młodzieży?

- Nasz problem polega na tym, że na pozycjach obrońców nie mamy doświadczonych zawodników - podkreślał Mahorić. - Chcieliśmy zatrzymać strzelców i to się udało, ale nie udało się zatrzymać kontrataków rywali i zagrań dwójkowych na górze, przez co Mollinari i Hughes za łatwo zdobywali punkty spod kosza.

Wrocławianie mogli wygrać, ale popełnili zbyt wiele prostych błędów, a już sami siebie przeszli w końcówce. A to Zieliński nie trafił dwóch wolnych, a to Randle popełnił kroki czy po zbiórce wypadł za linię, a to ktoś zapomniał zastawić Adriana Czerwonkę. A wcześniejsze cztery kolejne straty to już przesada. - W takim zaciętym meczu o wyniku decydują detale. Czasami wystarczyło na przykład sfaulować rywala w kontrze, a my tego nie zrobiliśmy. W efekcie te wszystkie szczegóły złożyły się na porażkę - podsumował Hyży.

Okiem Turowa

Nowi gracze Turowa Yann Mollinari oraz Charles Bennett poprowadzili Turów do pierwszego po 26 latach zwycięstwa w ekstraklasie. Ale to "starzy" gracze zgorzeleckiego zespołu - Tomasz Zabłocki oraz Adrian Czerwonka byli bohaterami decydujących akcji wygranego meczu ze Śląskiem Wrocław

Dla Zabłockiego i Czerwonki spotkanie z wrocławskim zespołem było ich absolutnym debiutem w rozgrywkach ekstraklasy. Do tej pory obaj zawodnicy byli solidnymi koszykarzami I ligi, która poziomem znacznie odbiega od ekstraklasy. Nic dziwnego, że przed sezonem były obawy, czy gracze poradzą sobie w tych rozgrywkach. Po jednym meczu za wcześnie na odpowiedź na to pytanie, ale za to obaj debiut mieli lepszy niż przyzwoity.

Pozytywnie zaskoczył zwłaszcza Zabłocki. Skrzydłowy Turowa nie jest graczem dynamicznym, szybkim, słabo radzi sobie w pojedynkach jeden na jeden. Sprawia wręcz wrażenie zawodnika sennego. W sobotę jednak udowodnił, że ma inne atuty. Świetnie rzuca zarówno z półdystansu, jak i z dystansu. Zawodnicy Śląska chyba o tym nie wiedzieli, nieco bowiem zlekceważyli tego gracza, umożliwiając mu kilka razy dojście do czystych pozycji strzeleckich. Zabłocki potrafił to wykorzystać. W końcówce popisał się celnym trafieniem za trzy punkty oraz nie zadrżała mu ręka przy wykonywaniu rzutów wolnych w ostatniej decydującej minucie meczu. Wcześniej skrzydłowy Turowa zaimponował walecznością w obronie. W całym meczu zanotował aż cztery przechwyty, w tym dwa kluczowe w końcówce meczu. W decydujących momentach dał o sobie znać także kolejny debiutant Adrian Czerwonka. Przebywając wcześniej na parkiecie, nic wielkiego nie grał, ale fenomenalną akcję, jaką wykonał w ostatnich sekundach, można do złudzeń pokazywać w powtórkach telewizyjnych. Było 13 sekund do końca meczu. Turów prowadził 70:68, a rzuty wolne wykonywał zgorzelecki rozgrywający Brandun Hughes. Pierwszego nie trafił, drugi również okazał się niecelny. I kiedy wydawało się, że piłkę zbiorą wrocławianie, nagle na obręczy zawisł Adrian Czerwonka, w efektowny sposób dobijając rzut Amerykanina. To była decydująca akcja meczu. Wrocławianie strat już nie odrobili, a wynik spotkania ustalił Yann Mollinari, wykorzystując dwa rzuty wolne na pięć sekund przed końcem.

Francuski rozgrywający był jednym z bohaterów zgorzeleckiego zespołu we wczorajszym meczu. W pierwszej połowie niemal w pojedynkę walczył z wrocławianami. Wyglądało to tak, że każda akcja gości była typu "CWM", czyli "Co Wyjdzie Mollinariemu". Większość piłek kierowana była do Francuza, który głównie wpychał się pod kosz. I robił to bardzo skutecznie. - Miałem dużo możliwości gry jeden na jeden, więc to wykorzystałem - mówił po meczu Mollinari.

Francuz do przerwy zdobył 16 punktów, czyli ponad połowę dorobku całej drużyny. W pierwszych dwóch kwartach jego partnerzy spisywali się bardzo słabo. Fatalnie w obronie prezentowali się środkowi Young (grał z kontuzją, dlatego tylko dziesięć minut) oraz Bennett, którzy byli ogrywani pod koszem przez Ryana Randla (co można było zrozumieć), a także Radosława Hyżego (w co już trudno było uwierzyć). Obaj wyraźnie przegrywali walkę na tablicach z rywalami. (12 zbiórek przy 21 wrocławian w pierwszych dwóch kwartach).

Po przerwie jednak gra Turowa uległa zmianie. Świetnie spisywał się Charles Bennett, który udowodnił, że może być jednym z najlepszych środkowych w tym sezonie. Amerykanin w trzeciej i czwartej kwarcie był nie do zatrzymania pod koszami. W tym czasie zdobył 18 punktów, trafiając 8 na 9 razy z gry. Do tego dołożył 12 zbiórek. Dorobek imponujący, tym bardziej że jeszcze dwa tygodnie temu zawodnik leczył kontuzję i nie uczestniczył w pełni w przygotowaniach do sezonu.

Z gry Bennetta, jak i z postawy całego zespołu zadowolony był trener Turowa Andrzej Kowalczyk: - To zwycięstwo ma dla nas jest bardzo ważne z psychologicznego punktu widzenia. Doda nam to większego "powera" na kolejne mecze - mówił po meczu Kowalczyk. Czy tak się stanie, przekonamy się za tydzień. Turów zagra wówczas u siebie z Polpharmą Starogard.

Kwarty: 22:15, 18:15, 14:25, 18:21.

Deichmann Śląsk: Hyży 17, Skibniewski 13 (3), Randle 13 (2), Zieliński 0, Mielczarek 0 oraz Ignerski 12 (1), Hajnsz 7 (1), Grafs 5, Mroczek 3 (1), Chanas 2, Kiausas 0, Mróz 0.

Turów: Mollinari 24 (1), Bennett 18, Hughes 10, Szawarski 6, Young 2 oraz Zabłocki 9 (1), Łopatka 3, Czerwonka 4, Mordzak 0.

Koszykarz meczu: Charless Bennett - 16 punktów w ważnej trzeciej kwarcie i 12 zbiórek w całym meczu.

Copyright © Agora SA