Pozostałe mecze II ligi piłkarskiej: zwycięstwo Podbeskidzia, porażki Piasta i Szczakowianki

Piłkarze Piasta Gliwice po bardzo słabym występie przegrali na własnym boisku z Jagiellonią Białystok. W poniedziałek zarząd klubu zdecyduje, czy drużynę nadal będzie prowadził trener Józef Dankowski.

Gliwiczanie odnotowali w niedzielę trzecią porażkę z rzędu. Po przegranej z Ruchem Chorzów i fatalnej postawie w meczu z czwartoligową Olimpią Sztum [Piast przegrał 2:4 - przyp. red.] Piast zawiódł po raz kolejny i w tabeli zbliża się coraz bardziej do strefy spadkowej. Winą za słabą postawę drużyny głównie obarczany jest właśnie Dankowski. Praktycznie przez całe spotkanie miejscowi kibice domagali się odejścia z klubu szkoleniowca Piasta. "Dankowski i Majka wyp... rowadzka!" - głosił transparent zawieszony na stadionie. - Nie ma wyników, więc frustracja wszystkich w klubie jest duża. Rozważymy jednak całą sytuację, bo liczymy się też z opinią kibiców. Trzeba wszystko przeanalizować i zastanowić się, gdzie tkwi przyczyna tej sytuacji - mówił Marcin Żemajtis, prezes Piasta.

- Łatwiej jest zmienić trenera niż czterech czy pięciu piłkarzy. Gdyby do końca rundy były dwie czy trzy kolejki, to może byłby sens, żebym jeszcze powalczył i zimą zrobił rewolucję w składzie. A tak to chyba bez sensu. Zdaję sobie sprawę, że gramy słabo, bardzo słabo. Winę biorę na siebie i oddaję się do dyspozycji zarządu klubu - powiedział Dankowski. - Gorąca głowa podpowiada złe rozwiązania, więc powiem tylko, że w poniedziałek na zebraniu zarządu będziemy debatować nad sytuacją w klubie i nad decyzją, jaką podjął trener. Piast gra słabo i na pewno trzeba coś z tym zrobić. Najchętniej jednak wystrzeliłbym z armaty daleko stąd ze czterech piłkarzy Piasta, u których nie widzę za grosz zaangażowania - denerwował się Żemajtis.

Samo spotkanie nie wywołało zbyt wielu emocji. Po przeciętnej pierwszej połowie w drugiej wiało nudą, którą jedynie czasami rozwiewały ataki gości, którzy byli dopingowani przez sporą liczbę swoich kibiców. - Wracamy z Wiednia, z meczu Austria - Polska. Szczęście mamy podwójne, wygrała kadra, a teraz jeszcze "Jaga". Co za weekend - cieszyli się kibice z Białegostoku. Ozdobą meczu mogły być jednak tylko bramki Wojciecha Kobeszki, który potwierdził swój snajperski talent i dwukrotnie pokonał Jacka Gorczycę z Piasta.

Najpierw w 50. min napastnik gości pięknym strzałem głową wpakował piłkę do siatki, a pół godziny później wykończył akcję Roberta Kolasy, który odebrał piłkę Maciejowi Michniewiczowi i podał w pole karne. Kobeszko, który był w sytuacji sam na sam, bez trudu posłał piłkę obok wychodzącego Gorczycy. - Bardzo nas cieszy dobra passa, która trwa, bo to już szósty mecz bez porażki. Piast to solidna drużyna, dlatego zwycięstwo w Gliwicach cieszy podwójnie. Nikt nie spodziewał się jednak, że wygramy tutaj bez większych kłopotów - mówił autor obydwu bramek. - Łaska kibica na pstrym koniu jeździ, oni mają prawo do narzekania, bo gramy fatalnie. Spotkanie trochę źle się ułożyło, bo gol na 2:0 padł po akcji, którą poprzedził faul na Maćku Szmatiuku. Ale tak w ogóle, to bez sensu, żebym w wieku 40 lat biegał pod bramką przeciwnika i szukał okazji do zdobycia goli. Jestem obrońcą! - denerwował się Janusz Bodziach, stoper Piasta.

Piast Gliwice 0

Jagiellonia Białystok 2 (0)

Strzelcy bramek

Jagiellonia: Kobeszko (50., 79.)

Piast: Gorczyca - Michniewicz, Bodziach Ż, Zadylak - Kaszowski, Szmatiuk, Stolarz (74. Uss), Gamla, Żyrkowski (46. Kędziora) - Kocur (46. Pałkus), Chyła.

Jagiellonia: Olszewski - Kulig, Zalewski, Kolasa, Warakomski (90. Wołczyk) - Łatka, Speichler Chańko, Sobolewski (82. Dzienis) - Konon Ż (59. Żeberek Ż), Kobeszko.

Widzów: 1500.

Rafał Góral

Polkowice - Podbeskidzie 0:1

Goście wygrali bardzo szczęśliwie, bo choć nie brak w składzie drużyny Podbeskidzia bardzo znanych piłkarzy, to w Polkowicach niczego wielkiego nie zaprezentowali.

W sobotnim pojedynku zawodnicy obu drużyn starali się dużo biegać, ale niewiele z tego wynikało. Goście prezentowali większą kulturę piłkarską, potrafili ładnie rozgrywać piłkę, ale nie umieli zagrozić bramce Kopanieckiego. Gdyby nie błąd bramkarza Górnika, mecz zakończyłby się pewnie bezbramkowym remisem. Ale Artur Prokop w 65. min zdecydował się na strzał w kierunku bramki gospodarzy, choć był od niej blisko 40 metrów. Daleko wysunięty Kopaniecki nie zdążył wrócić między słupki i piłka wylądowała tuż pod spojeniem słupka i poprzeczki.

- Trochę bramek strzeliłem po wolnych, ale takiego gola nigdy nie zdobyłem - przyznał po meczu Prokop. - Nie widziałem, gdzie jest bramkarz, miałem piłkę i zdecydowałem się uderzyć. Nie mierzyłem, chciałem strzelić w światło bramki. Wyszło wspaniale.

Pierwsi gola powinni strzelić jednak polkowiczanie. W 18. min Gancarczyk kapitalnie obsłużył Łagiewkę, który znalazł się sam na sam z Merdą, minął go i gdy miał dobić piłkę do pustej bramki z 2 metrów, trafił w... słupek. Tuż przed przerwą Dubicki ładnie dogrywał do Błasiaka, ale napastnika gości w ostatniej chwili ubiegł Jeziorny.

W 52. min tylko sobie wiadomym sposobem Koman nie trafił w światło bramki, strzelając z 8 metrów po sprytnym zagraniu Prokopa. W 71. min żółtą kartką został ukarany Sławomir Cienciała. Pięć minut później ze spuszczoną głową wędrował do szatni, bo po raz kolejny zaatakował nogi rywala od tyłu a sędzia Mazurek nie zmienił w tym czasie sposobu oceniania tego typu interwencji.

Górnik ruszył więc do odrabiania strat i niewiele brakowało, a najlepszy na boisku Jeziorny uratowałby remis. W 80. min po dłuższym oblężeniu przedpola bramki Merdy Rogóż ładnie zacentrował z prawej strony, jak spod ziemi wyrósł w polu karnym Jeziorny i znakomicie strzelił głową. Piłka minęła już bramkarza gości, ale zatrzymała się na poprzeczce. Nic więcej się w tym meczu nie wydarzyło. Tylko tuż przed końcem któryś z kibiców krzyknął w stronę trenera Górnika: "Wojno, pakuj się!".

Górnik Polkowice 0

Podbeskidzie B.-B. 1 (0)

STRZELEC BRAMKI

Prokop (65).

Górnik: Kopaniecki - Lamberski Ż, Jeziorny, Adamczyk, Smoliński - Gorząd, Adamski (46. Łacina), Górski, Kalinowski, Łagiewka (67. Rogóż), Gancarczyk (73. Pytlarz).

Podbeskidzie: Merda - Rączka, Piekarski Ż, Prokop, Bujok (37. Cienciała Ż, Cz) - Dubicki (83. Sibik), Koman, Kompała, Pater (78. Radler) - Błasiak, Prusek.

Sędziował Piotr Mazurek z Krakowa. Widzów 800.

Grzegorz Szczepaniak

ŁKS - Szczakowianka 2:1

Mimo że Szczakowianka jest znacznie wyżej w tabeli od ŁKS, gospodarze wiązali z tym spotkaniem wielkie nadzieje. Po pierwsze dlatego, że grali na własnym boisku, po drugie - i to jest znacznie ważniejszy powód - w zespole gości nie wystąpił najlepszy piłkarz Maciej Iwański, który wyjechał na zgrupowanie reprezentacji Polski B.

Ełkaesiacy rozpoczęli grę z respektem dla rywala. Trenerzy Marek Chojnacki i debiutujący w roli asystenta Dragan Dostanić ustawili zespół z trzema obrońcami, a ostatnim stoperem był Zdzisław Leszczyński. W przodzie operował tylko Ireneusz Gortowski, którego wspomagał Rafał Niżnik.

Ostro zaczęła Szczakowianka, niepokojąc Bogusława Wyparłę. To rozsierdziło gospodarzy, którzy po drugim rzucie rożnym zdobyli gola. Dośrodkowywał Arkadiusz Mysona, uderzał głową Radosław Kardas.

Po uzyskaniu prowadzenia gospodarze cofnęli się i ze spokojem czekali na okazję do kolejnych akcji. Co prawda zdarzały się im indywidualne błędy, ale bez większych konsekwencji. Na boisku panował coraz większy bałagan, przerywany nielicznymi, najczęściej niecelnymi strzałami. W 34. min nasi piłkarze wykonywali rzut wolny spod linii bocznej - Dariusz Kozubek podał na 20 m do Damiana Seweryna, ten mocno strzelił, piłka odbiła się od jednego z obrońców ŁKS, zmyliła Wyparłę i wpadła do bramki.

Przed przerwą łodzianie mieli dwie okazje do strzelenia kolejnego gola. W 39. min kontratak Rafała Niżnika i Pawła Szwajdycha zakończył strzałem Mysona. Bramkarz Szczakowianki jednak obronił. W 43. min na strzał z dystansu zdecydował się Niżnik i Andrzej Bledzewski z trudem złapał piłkę tuż przy słupku.

W 57. min ŁKS zmarnował nie stu-, a dwustuprocentową okazję. Prawą stroną popędził Szwajdych i dograł do niepilnowanego Pawła Golańskiego. Ten, mimo że miał przed sobą tylko bramkarza, strzelił obok słupka.

W 77. min pięknym prostopadłym podaniem popisał się Golański. Na czystą pozycję wyszedł Niżnik i nie dał szans Bledzewskiemu. Piłkarze Szczakowianki z każdą minutą tracili siły, by w samej końcówce zupełnie oddać inicjatywę gospodarzom. W drugiej połowie łodzianie zaprezentowali naprawdę dobry futbol, a w ich zespole nie było właściwie słabych punktów.

ŁKS 2 (1)

SZCZAKOWIANKA 1 (1)

STRZELCY BRAMEK

ŁKS: Kardas (7.), Niżnik (77).

Szczakowianka: Seweryn (34.).

Widzów: 3 tys.

SKŁADY

ŁKS: Wyparło - Kardas (64. Sierant), Leszczyński, Przybyszewski - Szwajdych Ż, Kłus Ż, Golański Ż (79. Słowiński), Barbosa Ż, Mysona - Niżnik - Gortowski (89. Bolimowski).

Szczakowianka: Bledzewski - Naskręt, Copik, Przerywacz, Hosić - Seweryn Ż, Księżyc Ż, Gierczak (79. Jaromin), Kozubek - Węgier Ż (63. Nunes), Solnica.

Pozostałe wyniki i tabela w ogólnopolskim wydaniu "Gazety"

Copyright © Agora SA