Rozmowa z Bernardem Kacperakiem

W niedzielę odbędzie się XXXVII Memoriał Bronisława Idzikowskiego i Marka Czernego, tragicznie zmarłych przed laty żużlowców Włókniarza. Bernard Kacperak z ?Bronkiem? jeździł w jednej drużynie. Czernego wychował i wprowadził w dorosłą karierę. Obaj, jak mówi, są wciąż żywi w jego pamięci.

Tadeusz Iwanicki: Jak Pan wspomina Bronisława Idzikowskiego?

Bernard Kacperak: Jeździliśmy nie tylko w jednej drużynie, ale także bardzo często w jednej parze. Przeżyliśmy razem wiele wspaniałych chwil. Najbardziej utkwiły mi w pamięci mecze z reprezentacją Austrii w Wiedniu i Wiener Neustadt. Wygraliśmy wszystkie biegi podwójnie, a byliśmy wtedy jeszcze młodymi chłopakami. To były inne czasy. Ściganie pochłaniało nas całkowicie. My praktycznie nie schodziliśmy z motocykli. Jak nie rajdy, to cross, jak nie cross, to żużel. I tak w kółko przez cały rok. Kibice nas uwielbiali. Stadion zawsze był pełny.

Czy Idzikowski miał szanse zrobić międzynarodową karierę?

- Bronek robił szybkie postępy. Był już w kadrze i na pewno daleko by zaszedł. U szczytu kariery zdarzyło się jednak najgorsze. Wypadek podczas meczu w Bydgoszczy okazał się tragiczny. To była bolesna strata. Nie tylko dla wielu oddanych kibiców, jakich miał, ale także nas, kolegów z drużyny. Bardzo to przeżyliśmy. Zresztą do dzisiaj ściska mnie w gardle, gdy rozmawiam na ten temat. Bo Bronek był nie tylko świetnym żużlowcem, ale wyjątkowym człowiekiem o wielkiej kulturze osobistej. Dużo można by o nim opowiadać.

Marka Czernego uczył Pan żużla od podstaw...

- To był mój wychowanek. Skromny, świetnie wysportowany chłopak, którego pasjonował nie tylko żużel. Na torze na pewno osiągnąłby bardzo wysoki poziom, gdyby nie wypadek w Rzeszowie. Nie wiem, czy zawiniony przez niego, czy nie. Miał wielkiego pecha, uderzył w znajdującą się na łuku toru bramę zjazdową do parkingu... i stało się. Długo walczył o życie w szpitalu, ale lekarze nie zdołali go uratować.

W niedzielę kolejny turniej memoriałowy, z pewnością nie zabraknie Pana na stadionie?

- Staram się nie opuszczać ważnych zawodów, a memoriałów w szczególności, bo to dla mnie wielkie przeżycie. Turniej, który odbędzie się w niedzielę, będzie wyjątkowy. Na stadionie mają być zawodnicy z mistrzowskich drużyn z 1959 i 1974 roku - będziemy świętować okrągłe rocznice. Z obydwoma zespołami byłem bardzo mocno związany. W pierwszym jeździłem, a drugiego byłem trenerem. Cieszę się, że będzie można z kolegami powspominać dawne czasy.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.