Nigeryjczycy wreszcie dojechali do Widzewa

Rafał Szwed wciąż nie trenuje

Mimo zapowiedzi Rafał Szwed wciąż nie może trenować. - To tak doświadczony zawodnik, że kilka dni przerwy mu nie zaszkodzi - uważa Tadeusz Gapiński, kierownik drużyny Widzewa

W sobotę widzewiacy spotkają się z jednym z kandydatów do awansu - Podbeskidziem Bielsko-Biała. Na razie jednak podopieczni Jana Żurka, byłego szkoleniowca drużyny z al. Piłsudskiego, spisują się słabo (z dziesięcioma punktami zajmują 11 miejsce). Ale to zespół o sporych możliwościach, o czym przekonał się we wtorek Górnik Zabrze. - Zabrzanie stracili w tym sezonie w ekstraklasie tylko dwa gole, podczas gdy w Bielsku-Białej o jednego więcej. To świadczy o sile naszego rywala - uważa Tadeusz Gapiński. - Inna sprawa, że dla niektórych zawodników Podbeskidzia był to występ bardzo prestiżowy, bo wcześniej grali w Górniku (Adam Kompała, Błażej Radler - red.). Pracował w nim też Jan Żurek.

Widzew po raz pierwszy zmierzy się z Podbeskidziem w oficjalnym meczu. Obie drużyny zmierzyły się już, ale w sparingu. Wówczas jednak klub z Bielska-Białej nazywał się Ceramed, a spotkanie zakończyło się wygraną łodzian 2:0 po golach Tomasza Augustyniaka (obecnie GKS Bełchatów) i Macieja Terleckiego (Pogoń Szczecin).

Dziś mają wreszcie dotrzeć do Łodzi dwaj młodzi Nigeryjczycy. Ich przyjazd zapowiadany jest już od półtora miesiąca. To napastnik oraz środkowy pomocnik ze szkółki piłkarskiej należącej do Emmanuela Ekwueme, brata Paschala, grającego w Widzewie. - Na pewno nie skreślimy ich przed testami. Przykład Caldwella pokazał, że każdemu trzeba dać szansę. Po pierwszych treningach słyszałem głosy, że się nie nadaje. A później został bohaterem, choć teraz przechodzi kryzys.

Woli brzydko wygrywać

Wciąż nie wiadomo, w jakim składzie łódzki zespół wystąpi w sobotę. Mimo zapowiedzi Rafał Szwed wczoraj nie ćwiczył z zespołem

Jarosław Bińczyk: Kiedy wznowi Pan treningi?

Rafał Szwed: Mam nadzieję, że w czwartek. Miałem ćwiczyć z drużyną już w środę, ale wołałem poczekać. Jeden dzień przy takim urazie, jak mój, to bardzo dużo.

A co Panu dolega?

- Mam skręcony i mocno stłuczony staw skokowy. Stało się to w pierwszej połowie spotkania ze Świtem Nowy Dwór. Chciałem wybić piłkę wślizgiem, podobnie jak Kosiorowski ze Świtu. Dotrwałem do końca meczu z trudem, bo noga bardzo mnie bolała. Później mocno spuchła. Na szczęście wszystko idzie w dobrym kierunku i wierzę, że w sobotę będę mógł zagrać.

Kiedy Widzew przełamie się i wygra na wyjeździe?

- Mam nadzieję, że już w sobotę, bo do Bielska-Białej jedziemy po trzy punkty. Odkąd przyszedłem do Widzewa, u siebie wygrywamy, ale na boiskach rywali jakoś nam nie idzie. W Polkowicach rozegraliśmy chyba najlepsze spotkanie w tym sezonie, a mimo to nie udało nam się zwyciężyć. Można powiedzieć, że straciliśmy tam dwa punkty,

Czy to, że Podbeskidzie pokonało Górnika Zabrze, nie przestraszyło was?

- Raczej nie, choć cały czas uważam, że to drużyna z górnej półki. Tabela jednak nie odzwierciedla jego siły. W sobotę rywale będą pod większą presją, bo oni muszą wygrać, a my możemy. Dzięki temu możemy podejść do meczu z większym spokojem. Ale razem w chłopakami powiesiliśmy sobie bardzo wysoko poprzeczkę - chcemy szybko dołączyć do czołówki. A to się nie uda, jeżeli nie zaczniemy zdobywać kompletu punktów poza Łodzią.

Po meczu ze Świtem trudno jednak o wielki optymizm. Mimo zwycięstwa graliście słabo?

- Sam jestem tym zaskoczony, bo po bardzo dobrym występie w Polkowicach wypadliśmy aż tak fatalnie. Wolę jednak grać słabo i wygrywać, niż remisować po ładnym spotkaniu. Wiadomo jednak, że nasza drużyna powstawała w trakcie rozgrywek, dlatego jesteśmy w gorszej sytuacji niż nasi rywale w II lidze. Teraz musimy punkty wręcz wyrywać przeciwnikom, ale wiosną, kiedy przepracujemy wspólnie okres przygotowawczy, pomyślimy o ładnej grze. Wtedy nasi wspaniali kibice będą zadowoleni.

Jest Pan najskuteczniejszym zawodnikiem Widzewa, ale dawno nie trafił Pan do bramki.

- Nie ma znaczenia, kto strzela gole, ważne, żeby Widzew wygrywał.

Rozmawiał Jarosław Bińczyk

Copyright © Agora SA