Gdynianin Michał Baryżewski mistrzem Polski w squashu

Michał Baryżewski, znany gdyński architekt, został mistrzem Polski w squashu w kategorii powyżej 50 lat. - W czasie meczu płuca pracują jak oszalałe, a serce wykonuje 150-170 uderzeń na minutę. Squash to sport na najwyższych obrotach - reklamuje swoją ulubioną dyscyplinę Baryżewski

Squash powstał na początku XIX wieku w Anglii. Wymyślili go osadzeni w londyńskim więzieniu The Fleet za niespłacenie długów. Nie mogli pograć w tenisa, więc wpadli na pomysł, żeby piłkę odbijać od ścian w celi. Nowa gra szybko przedostała się za więzienne mury i trafiła do elitarnych szkół dla chłopców. Uczniowie jednej ze nich odkryli, że o wiele ciekawiej i trudniej gra się przekłutą piłeczką, która przy zderzeniu ze ścianą lekko się rozgniata (ang. "Squash" oznacza "rozgniatać, miażdżyć") i nie odbija się jak piłka do tenisa. W 1864 r. squash został oficjalnie uznany za odrębną dyscyplinę sportową, a pierwsze mistrzostwa w squasha rozegrano w 1920 roku. Squash zdobywał świat razem z armią brytyjską, obecnie na całym świecie jest około 47 tysięcy kortów, i gra w niego 15 milionów ludzi. Być może w 2012 stanie się dyscypliną olimpijską.

W Polsce squash także ma coraz więcej zwolenników: grają w niego byli sportowcy, biznesmeni, lekarze i politycy. - W finale w Warszawie moim rywalem był Adam Adamczyk, były olimpijczyk w judo. Jest zaprawiony w walce i ma świetną kondycję. Cała hala go dopingowała, zagrałem jednak bardzo konsekwentnie i to ja zostałem mistrzem Polski - opowiada Baryżewski, który zwyciężył w kategorii powyżej 50. roku życia. W kategorii powyżej 45 lat drugie miejsce zajął Marek Stech z Sopotu.

Polacy, podobnie jak w tenisie ziemnym, znacznie odstają od światowej czołówki. - Nawet jak to się nie zmieni, warto grać w squasha. Daje on znacznie większe korzyści dla zdrowia niż tenis. W czasie meczu płuca i serce pracują jak oszalałe, serce wykonuje 150-170 uderzeń na minutę. W czasie jednej gry można wypocić wiele kilogramów - tłumaczy Baryżewski.

Na razie squash nie jest zbyt popularny w Polsce. - To zamknięta dyscyplina. Nie dlatego, że nie każdy może grać, ale dlatego, że gra odbywa się w zamkniętych pomieszczeniach i jest ograniczone miejsce dla widzów. Teraz trochę się to zmienia i budowane są korty, których wszystkie ściany zbudowane są ze szkła, co pozwala obserwować mecze z zewnątrz.

A jest na co patrzeć. To gra, w której nie brakuje emocji i kontuzji. - Zerwane ścięgna Achillesa, wybite zęby leżące na podłodze. Szczególnie początkujący gracze często wpadają na siebie i przypadkowo okładają się rakietami. Ja ostatnio dostałem piłką rykoszetem w prosto w oko [można grać w okularach - red.]. Przez chwilę byłem tak zamroczony, że nie wiedziałem, gdzie się znajduję. Ta gra jednak bardzo wciąga - tłumaczy Baryżewski.

Baryżewski wcześniej uwielbiał grać w tenisa, squash tak nim jednak zawładnął, że od 7 lat prawie w ogóle nie wychodził na kort tenisowy. Rzadko znajduje także czas na inną swoją ulubioną dyscyplinę - windsurfing. - Squash ma tę przewagę nad żeglarstwem i tenisem, że człowiek nie jest zależny od pogody. Czy wieje wiatr, czy sypie śnieg - zawsze można wynająć kort, wziąć do ręki rakietę i zdrowo spędzić czas. Warto spróbować.

Squash to sport elitarny, nie jest jednak tak drogi, jak choćby golf. Godzina gry kosztuje średnio 40-50 złotych. Na razie w Polsce nie ma zbyt wielu miejsc, gdzie można pograć w squasha. Najwięcej (12) znajduje się w Warszawie, w Trójmieście są natomiast tylko dwa kluby (każdy ma po dwa korty). 25 września w Sopocie (adres - patrz obok) odbędą się zawody open, w których zagra m.in. Michał Baryżewski.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.