Rozmowa z Mirosławem Kowalikiem

- Sprawdzałem, czy ktoś może nie sprzedał moich motocykli. Stoją w garażu, a ja nadal nie wiem, skąd wzięła się informacja o tym, że kończę karierę - mówi kontuzjowany zawodnik Budleksu/Polonii komentując artykuł z najnowszego Tygodnika Żużlowego

Kowalik nie jeździ od miesiąca, po tym jak upadł na treningu i złamał obojczyk. Dziś gipsu na barku już nie ma. 35-letni zawodnik z trybun dopinguje kolegów z Budleksu/Polonii, pokazał się we wtorek w Canal+ jako jeden z komentatorów Drużynowego Pucharu Świata. I tego dnia wyczytał w "TŻ", że kończy z żużlem. "K.... mać. Czego to ludzie nie wmyślą" - skwitował.

Maciej Łopatto: I jak to jest z tym Pana zakończeniem kariery?

Mirosław Kowalik: No, nawet wczoraj byłem w Bydgoszczy sprawdzić, czy maszyny stoją w garażu w klubie, bo ktoś napisał też, że pozbyłem się sprzętu. Są tam, gdzie je zostawiłem. Naprawdę się zdziwiłem, jak przeczytałem tę bzdurę. Nawet gdybym miał taki zamiar, to nie dzieliłbym się tą wiadomością z żadnym dziennikarzem. Owszem, czarno widzę mój powrót na tor w tym sezonie. Złamanie lewego obojczyka, którego doznałem na treningu, okazało się bardzo skomplikowane, kilkuodłamowe. Dopiero w tym tygodniu pozbyłem się specjalnych gwoździ, które miały pomóc przy zroście kości. Mam nadzieję, że nie będzie takiej konieczności, żebym na siłę musiał wsiadać na motor i pomóc drużynie w walce o utrzymanie. Wierzę, że Polonia da sobie radę beze mnie.

Wybiera się Pan na niedzielny mecz z Unią?

- Tak, tak. Miałem zostać w Warszawie jeszcze przez niedzielę, po komentowaniu sobotniego finału Drużynowego Pucharu Świata, ale jadę do Bydgoszczy specjalnie na mecz.

Zaskoczył Pana awans biało-czerwonych do finału DPŚ?

- Liczyłem na dobry występ naszych młodych gniewnych, ale nie, że da to awans. Powstała podobna drużyna do duńskiej. Nie spodziewałem się, że koledzy aż tak powalczą z gwiazdami. Myślę, że to nie tylko moje zaskoczenie. A przecież jeszcze w drugiej połowie zawodów nawet dość wyraźnie prowadzili. Z wielkim optymizmem patrzę więc na sobotni finał.

W roli komentatora debiutował w czwartkowej relacji w Canal+ Rafał Lewicki, były mechanik Tomasza Golloba, który aktualnie pracuje u Bjarne Pedersena. Słyszałem pozytywne opinie o jego komentarzu. Co Pan sądzi?

- Ja na te tematy się nie wypowiadam. Sam nie jestem zawodowo przygotowany do roli komentatora. Robię to dla przyjemności. Staram się jak mogę i wiem, że robię błędy i dużo mi jeszcze brakuje.

- Trzy tygodnie temu były problemy z pokonaniem Unii, która teraz ma przyjechać silniejsza, bo z Leigh Adamsem. Jak będzie teraz?

- A rzeczywiście będą z Adamsem?

Zbierają na to pieniądze.

- To nie będzie łatwy mecz bez względu na obecność Adamsa. Sam Adams nie przesądza sprawy. Pamiętajmy, że w tamtym meczu trochę słabiej pojechał Jacek Krzyżaniak, zupełnie nie udał się mecz Darkowi Fijałkowskiemu. Mam nadzieję, że oni wyciągnęli jakieś wnioski i wiedzą jak pojechać lepiej.

Czy start w DPŚ może mieć wpływ na dyspozycję Krzysztofa Kasprzaka?

- Nie sądzę. Zwłaszcza po tym, jak nasi młodzi wystąpili w barażu. Mam nadzieję, że podobnie spiszą się w finale. Ci zawodnicy są na tyle dojrzali, że nie powinni mieć kłopotów z kondycją po drużynówce i powrocie do Polski. To przecież tylko dwugodzinny lot.

Jaki więc będzie wynik w niedzielę?

- Jeżeli wygramy, to 48:42.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.