Anna Żemła-Krajewska

- Tylko głupi się nie boi! Ale ja nauczyłam się radzić sobie ze stresem - opowiada Anna Żemła Krajewska, dżudoczka Koki Jastrzębie, która wystartuje podczas Igrzysk Olimpijskich w Atenach.

Rafał Góral: Jak wyglądają Pani przygotowania do turnieju olimpijskiego w Atenach?

Anna Żemła-Krajewska: Obecnie przebywam na obozie w Cetniewie, gdzie pracuję nad szybkością i dynamiką. Sporo czasu poświęcamy też szlifowaniu techniki, która jest niezwykle ważna w dżudo. Mam już natomiast za sobą zgrupowania w Gdańsku, w hiszpańskiej Andaluzji i Zakopanem, gdzie głównie zajmowaliśmy się siłą i wytrzymałością. Przygotowania są bardzo trudne, ale zdaję sobie sprawę, że tak musi być. Przy tym wszystkim bardzo tęsknię za domem i mężem, bo nawet nie wiem, czy uda mi się przed wylotem zawitać na jeden dzień do Jastrzębia.

Pani mąż też jest sportowcem, więc chyba rozumie tę sytuację?

- Tak, Rafał jest bejsbolistą. Oczywiście rozumie tę sytuację, ale żona przez 250 dni w roku jedynie przez telefon to nic fajnego. Zdaje sobie jednak sprawę, że stoję przed wielką szansą. Zresztą prawdopodobnie po olimpiadzie będę chciała zrobić sobie przerwę w startach i treningach.

Jak długą przerwę Pani planuje?

- Trudno dzisiaj powiedzieć, bo to jest uzależnione od wielu czynników. Na pewno od mojego wyniku na IO, od nastawienia i chęci. Kto wie, może z mężem pomyślimy o potomku?

Więc w pewnym sensie jest to dla Pani ostatnia szansa na osiągnięcie dobrego wyniku na IO?

- Nie, nie mam zamiaru zupełnie zrezygnować z występów i kto wie, czy nie wystartuję również w Pekinie. Chcę jednak zrobić sobie dłuższą przerwę.

Przed czterema laty oddała Pani udział w IO włoskiej dżudoczce. Czy może Pani przypomnieć tę historię?

- Do dzisiaj uważam, że zachowałam się fair play i nie żałuję tej decyzji. Podczas zawodów decydujących o awansie do IO w Sydney walczyłam z jedną z zawodniczek włoskich. W pewnym momencie sędziowie popełnili błąd, przyznając mi punkty za rzut mojej rywalki, no i ostatecznie okazało się, że minimalnie wygrałam. Po walce zaczęłam więc interweniować i po długiej debacie sędziowie zdecydowali, że jeżeli jestem mocno przekonana o tym, co mówię, to wygrała jednak Włoszka. Przez długi czas nikt niczego nie rozumiał i wszyscy myśleli, że zwariowałam. Oddawałam wyjazd na IO.

Na jaki wynik Panią stać podczas turnieju olimpijskiego?

- Wszystkie zawodniczki, które zakwalifikowały się na IO, są w stanie osiągnąć dobrą, medalową pozycję. Na razie nie myślę o medalach, bo to jest bardzo niedobre. Wolę skupiać się na poszczególnych walkach i koncentrować na najbliższej rywalce. Podczas kwalifikacji też nie myślałam, że muszę pojechać do Aten. W głowie miałam tylko następną walkę.

Ale jest chyba jakaś faworytka?

- Na pewno faworytką jest Japonka Ryoko Tamura, która ma w swojej kolekcji medale MŚ i IO. No a do tego nigdy nie udało mi się z nią wygrać. Mam już jednak sposób, jak ją pokonać, więc jeśli przyjdzie mi się z nią zmierzyć w Atenach, to powinnam sobie poradzić. Trzeba też pamiętać o Belgijce Ann Simons, która w Sydney zdobyła brązowy medal. Ale najważniejsze w tym wszystkim jest to, że trzeba docenić każdego rywala, bo wystarczy, że przegra się jedną walkę i już nie ma szans na złoty ani srebrny medal.

Czy garsonka, w której wystąpi Pani podczas otwarcia IO, jest już przygotowana?

- Niestety, nie wystąpię podczas ceremonii otwarcia IO, ponieważ już na drugi dzień startuję. Stwierdziliśmy wraz z trenerem, że tak będzie najlepiej. Ale garsonka jest już gotowa. Co prawda musiałam skrócić trochę spódnicę, ale teraz jest już wszystko w sam raz. Muszę jednak trochę ponarzekać, bo dostałyśmy zaledwie po pięć koszulek na 12 dni. Szkoda, że sponsor nie pomyślał o tym, że w Atenach są upały, bo w tej sytuacji trzeba będzie je prać.

Czy miała Pani okazję odwiedzić już kiedyś Ateny?

- Nie, będę w Grecji po raz pierwszy i sądzę, że znajdę po zawodach trochę czasu na to, aby pozwiedzać. Przy okazji będę też chciała pokibicować Polakom. Chcę się wybrać na turniej zapaśników i na lekką atletykę.

To będzie dla Pani debiut podczas IO. Czy odczuwa Pani tremę?

- Tylko głupi się nie boi! Ale ja nauczyłam się radzić sobie ze stresem. Dzień przed zawodami słucham dużo muzyki i wyciszam się, odcinam od myślenia o zawodach. Natomiast od rana następnego dnia rozpoczynam koncentrację. No a przed samą walką, żeby odpędzić stres, zawsze staram się głośno krzyknąć. Wtedy schodzi ze mnie napięcie i rozpoczynam walkę.

Co jest potrzebne, żeby osiągnąć w Atenach sukces?

- Dobre losowanie, czyli dużo szczęścia i dobra koncentracja, żeby nie zdarzyło się "podpalić" w nieodpowiednim momencie walki.

No właśnie, mówi się, że Pani szybko się "podpala", co to znaczy?

- Kiedy przegrywam, chcę jak najszybciej odrobić straty i to czasem okazuje się zgubne. Jestem jednak także osobą bardzo zdyscyplinowaną, więc wierzę, że ta cecha mojego charakteru weźmie górę w Atenach.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.