Andrzej Licis - w latach 50. jeden z najlepszych Polskich tenisistów - zagrał na katowickich kortach po 45 latach przerwy!

Andrzej Licis znowu w Katowicach! Wychowanek Pogoni Katowice wziął udział w turnieju weteranów, który odbył się na Kortach im. Jadwigi Jędrzejowskiej przy ul. Astrów. - Ostatni raz odbijałem tutaj piłkę w maju 1959 roku - wspomina.

Mimo 72 lat Licis imponuje sportową sylwetką. Na korcie jest nieustępliwy i regularny jak za dawnych lat. W latach 50. był jednym z najlepszych polskich tenisistów - cztery razy cieszył się ze zdobycia mistrzostwa Polski. Potem jego nazwisko zniknęło z oficjalnych statystyk. Taka była kara władz sportowych za ucieczkę do Francji.

Był Pan chyba pierwszym polskim sportowcem, który sprzeciwił się władzy i uciekł grać i zarabiać pieniądze za granicą?

- Ucieczka to złe słowo, wyjechałem, bo w Polsce nie dawano mi szans gry. Wygrywałem regularnie z Wacławem Skoneckim i Wiesławem Gąsiorkiem, a w najważniejszych turniejach i tak grali oni. Skonecki to mnie chyba nie lubił, a już na pewno obawiał się. To on mnie namawiał, żebym został we Francji. W 1958 roku wyciął mi niezły numer. Wracaliśmy z turnieju, gdy nagle zatrzymał samochód w szczerym polu i kazał mi wysiadać. Pamiętam, że to było gdzieś w okolicach Grenoble. To dla twojego dobra, poradzisz sobie - mówił. Zostawił mnie z walizką i odjechał. Sam wróciłem do Paryża, a potem do Warszawy. W Polsce wytrzymałem dwa lata. Cały czas byłem pomijany przy ustalaniu składu na najważniejsze turnieje. W 1960 roku sam skontaktowałem się z organizatorami turnieju na kortach Rolanda Garrosa, poprosiłem o "dziką kartę". Zgodzili się. W Polskim Związku Tenisowym chyba przeczuwali, że ucieknę - nie chcieli dać mi paszportu. Z pomocą przyjaciół poleciałem jednak do Paryża.

Kto Panu pomógł zadomowić się we Francji?

- Koledzy tenisiści, znaliśmy się z różnych turniejów. Na początku myślałem, że jadę tam tylko na chwilę. Zarobię i wrócę. Tymczasem lata mijały. Do Francji przyjechał za mną Jan Trzeciak, prezes klubu z Katowic, namawiał do powrotu. Wahałem się, załatwiałem już sobie francuskie obywatelstwo. Pamiętam rozmowę z francuskim urzędnikiem. Chciał na mnie wymusić zapewnienie, że bardzo w Polsce cierpiałem. Gdy mu się nie udało, żądał deklaracji, że poświęcę dla Francji życie. Gdy dla świętego spokoju się zgodziłem, okazało się, że czeka już na mnie bilet na wojnę do Algierii. Wszystko trzeba było odkręcać.

Władze Polskiego Związku Tenisowego ukarały Pana bezwzględną dyskwalifikacją. Pana nazwisko wymazano ze wszystkich oficjalnych statystyk. Dlaczego nie walczył Pan o swoje dobre imię?

- Bo tak naprawdę nic o tym nie wiedziałem. Pamiętam, że grałem w jakimś turnieju na francuskiej Rivierze, gdy podszedł do mnie sędzia zawodów i powiedział, że dostał pismo z Warszawy. "Dla Polaków już nie istniejesz" - powiedział. Zbytnio się tym nie zdenerwowałem, dla mnie najważniejsze było, że dla Francuzów wciąż jednak jestem tenisistą i nadal mogę grać i zarabiać na życie. PZT anulował mi wszystkie kary dopiero trzy lata temu.

Co Pan porabia teraz?

- Mieszkam w Lugrin koło Evian nad Jeziorem Genewskim. Nie uwierzy pan, ale to już moje 15. miejsce zamieszkania we Francji! Wiodę sobie żywot emeryta. Po zakończeniu kariery byłem trenerem. Teraz uczę grać innych już tylko dla przyjemności. Moja licencja trenerska jest już nieważna. Moją nową pasją jest golf. Mam silną rękę, mogę grać godzinami.

Zaczynał od Wisły

Andrzej Licis jest wychowankiem klubu Pogoń Katowice. Na pierwszy trening trafił za namową szkolnego kolegi Jacka Cieszewskiego. Znajomi nazywali go "maszynką do odbijania piłek". - Nie grałem siłowo. Przebijałem piłkę tak długo, aż rywal popełnił błąd. W siatkę lub na aut uderzałem bardzo rzadko. Oddać punkt za darmo to największy grzech tenisisty - podkreśla.

Rodzina Licisów przeprowadziła się do Katowic dopiero po zakończeniu drugiej wojny światowej. Ojciec Pana Andrzeja pochodził z Łotwy - licis to po łotewsku zatoka.

Mama mieszkała w Chechle koło Dąbrowy Górniczej. Andrzej Licis urodził się w Krakowie, a potem zamieszkał z rodzicami w Olkuszu.

- Gdy wybuchła wojna, Niemcy zrobili z naszego domu sztab wojskowy. Po wojnie władze komunistyczne zabrały nam dom, a my przeprowadziliśmy się do wujka, który mieszkał w Katowicach - mówi. Licis, zanim trafił na korty tenisowe, był piłkarzem. Grał nawet w juniorach Wisły Kraków!

Był mistrzem Polski w singlu (1953, 56, 57, 58) i w deblu z Jadwigą Jędrzejowską (1956, 59).

tod

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.