Wynik próbki "B" Kołeckiego także pozytywny

Badanie próbki "B" pobranej od Szymona Kołeckiego podczas mistrzostw Polski w podnoszeniu ciężarów, dało wynik pozytywny. W organizmie zawodnika został stwierdzony podwyższony ponad normę poziom nandrolonu.

W pierwszej próbce pobranej 26 czerwca dawka nandrolonu wynosiła 2,68 nanograma, przy limicie 2. W próbce B wartość jest niższa - 2,44 ng.

- Wartość 2 ma swoje granice tolerancji, czyli +/- 0,1. Z kolei wynik badania ma tolerancję błędu 0,16. Wynika z tego, że dawka niedozwolonej substancji została przekroczona o 0,18 ng, czyli o bardzo mało - wyjaśnił "Gazecie" wiceprezes PZPC Zygmunt Wasiela, interpretując tolerancję błędu na korzyść Kołeckiego.

Sam sztangista przysłał do związku pismo, w którym wyjaśnia, jak doszło do wykrycia nandrolonu w jego organizmie. Napisał, że podczas leczenia - cierpiał na przepuklinę kręgosłupa - wziął około stu rodzajów odżywek, leków, preparatów witaminowych. Poprosił komisję antydopingową o zbadanie, czy wśród nich są takie, które mogły zawierać niedozwoloną substancję. - Musimy to zrobić, bo komisja antydopingowa dała nam tylko wyniki próbek A i B. Zaś sprawdzenie odżywek potrwa kilka tygodni - powiedział Wasiela.

Kołecki w swoim piśmie - ciężarowiec nadal nie udziela żadnych wypowiedzi dla prasy, mówiąc, że zorganizuje konferencję prasową - wyjaśnia, jak doszło do samego badania, zapisując okoliczności na dowód swojej niewinności. Po starcie w mistrzostwach Polski w Ciechanowie wyjechał z hali sportowej do domu, bo nie został wyznaczony do kontroli. W domu wziął prysznic i dopiero wtedy, około godziny po starcie, odebrał telefon od swojego gruzińskiego trenera. Iwan Grikourow prosił go, aby wrócił, bo czekają panowie z komisji antydopingowej, którzy postanowili przebadać sportowca. Zgodnie z przepisami mogą to zrobić, kiedy chcą, i dlatego mają wykaz miejsc i dat treningów oraz startów sportowców. I Kołecki wrócił, choć na zdrowy rozum, gdyby nie czuł się czysty, mógłby uniknąć badania. To nie jest niemożliwe, jak dowodzi przypadek Krzysztofa Szramiaka, który - jak powiedział "Gazecie" Dariusz Błachnio, sekretarz komisji antydopingowej - ostatnio nie został przebadany przez polską komisję, choć jest olimpijczykiem.

- 29 lipca zbierze się komisja dyscyplinarna, która przeprowadzi dochodzenie. Musimy zorientować się, czy tak niewielkie przekroczenie limitu może być rozpatrywane na korzyść zawodnika. Czy to, że był na każdy gwizdek komisji, może być rozpatrywane na jego korzyść, czy nie oraz jaki wpływ na badanie mogły mieć odżywki, o których wspomniał w liście do związku - mówił Wasiela.

Z wypowiedzi wiceprezesa Wasieli wynika, że wierzy Kołeckiemu. Nie wiadomo natomiast, o co chodzi szefowi polskich lekarzy na igrzyska w Atenach Zbigniewowi Rusinowi, który po ujawnieniu próbki A Kołeckiego stwierdził w wywiadzie dla PAP: - Przecież nie jest tajemnicą, że trener Szewczyk nie chciał współpracować z pewną grupą zawodników. Dzisiaj już wiemy z kim... Środowisko sportowe od dawna wiedziało, że coś się dzieje.

Wczoraj Rusin tłumaczył "Gazecie": - Niektórzy zawodnicy ćwiczyli poza nadzorem związku. To niezdrowa sytuacja. Ja dałem sygnał, że pewni zawodnicy nie chcieli iść tą drogą co trener Szewczyk. Ktoś, kto jest blisko ciężarów, wie, o co chodzi.

- Nie wiem, o co chodzi doktorowi Rusinowi - powiedział "Gazecie" Ryszard Szewczyk. - To, że Kołecki ze mną nie trenował, nie ma nic wspólnego z dopingiem - dodał trener kadry sztangistów.

W prowadzonej przez niego reprezentacji zdyskwalifikowano za doping Marcina Dołęgę, Mariusza Rytkowskiego i Bartłomieja Bonka.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.