Mistrzostwo Ameryki Płd. dla Brazylii

Argentyńczycy bardzo chcieli mistrzostwa, ale Brazylia sprzątnęła im przed nosa tytuł najlepszej drużyny Ameryki. W serii rzutów karnych Canarinhos wygrali 4:3.

Przed meczem Argentyńczycy byli zespołem o wiele bardziej zdeterminowanym w pragnieniu odniesienia sukcesu. Trener Marcelo Bielsa mówił: - Każdy inny wynik niż nasze zwycięstwo będzie ogromnym rozczarowaniem.

Argentyńczycy, chcieli bardziej wygrać nie tylko, by po fatalnym występie w mundialu 2002, odzyskać zaufanie kibiców, ale także pałali żądzą zemsty za porażkę sprzed miesiąca w eliminacjach mistrzostw świata. Brazylijczycy wygrali wtedy 3:1, a wszystkie bramki zdobyli z rzutów karnych. Teraz jeszcze raz rywale pogrążyli ich wykonując jedenastki ze stuprocentową skutecznością, choć z tamtego składu Canarinhos tylko dwóch zawodników wystąpiło w niedzielnym meczu: Juan i Edu.

Brazylijczycy wiedzieli, że mogą grać na luzie. Sam trener Carlos Alberto Parreira im to uświadomił: - Miarą naszego sukcesu w tym turnieju nie jest końcowy wynik. Owszem, chcemy zdobyć tytuł, ale już bardzo dużo osiągnęliśmy dzięki temu, że mogliśmy przyjrzeć się tu grupie bardzo utalentowanych zawodników.

Mecz toczył się pod dyktando dojrzalszych taktycznie Argentyńczyków. - Wiemy, że nie mamy szans na zwycięstwo, jeśli nie będziemy wywierać presji na Brazylijczykach już na ich własnej połowie - powiedział Bielsa.

I rzeczywiście jego zespół realizował tę taktykę. Argentyńczycy nie pozwalali rywalom rozwinąć skrzydeł i sami stwarzali sobie okazje na bramki. Po jednej z takich akcji w 19. minucie Luisao sfaulował w polu karnym Luisa Gonzaleza. Jedenastkę pewnie wykorzystał Kily Gonzalez. Plan zemsty zdawał się spełniać.

Wszystko układało się do 45. minuty spotkania. Wtedy to Alex dośrodkował na pole karne do Luisao, a 23-letni obrońca Benfiki Lizbona zrehabilitował się za błąd, po którym rywale zdobyli bramkę, i pięknym strzałem głową doprowadził do remisu.

Na początku drugiej połowy znakomitej okazji nie wykorzystał Carlos Tevez. 20-letni piłkarz Boca Juniors, który w czasie turnieju z rezerwowego stał się gwiazdą swojej drużyny, trafił w słupek z trzech metrów.

Argentyńczycy uparcie dążyli do zdobycia gola, a Brazylijczycy bronili się, jakby wierzyli, że w rzutach karnych rozstrzygną mecz na swoją korzyść. Ich wiara nie była bezpodstawna. Przecież sposób Parreira zdobył jako trener mistrzostwo świata w 1994 (Brazylia pokonała w finale Włochy 3:2 w rzutach karnych) i w taki sposób Brazylia awansowała do finału w turnieju Peru (pokonała Urugwaj 5:4). Parreira już od przeszło tygodnia kazał swoim zawodnikom mozolnie ćwiczyć "jedenastki".

Wydawało się, że te kalkulacje wezmą w łeb, bo na Brazylijczyka zemściła się gra na luzie. Renato nie trafił w piłkę w swoim polu karnym i po przypadkowej akcji Cesar Delgado strzelił bramkę na 2:1.

Do końca spotkania pozostało ledwie trzy minuty. Brazylijczycy desperacko rzucili się do ataku. I znów pomogło im gapiostwo Argentyńczyków. Po zamieszaniu na polu karnym bramkę zdobył Adriano (zdobył siódmego gola w szóstym meczu na Copa America). Sędzia szybko zakończył mecz, a na boisku doszło do jeszcze większego zamieszania. Argentyńczycy mieli pretensję, że sędzia uznał bramkę. Piłkarzy musiała rozdzielać policja.

W serii jedenastek Argentyńczycy nie wytrzymali presji. Julio Cesar łatwo obronił strzał Andresa D'Alessandro, a Gabriel Heinze posłał piłkę jeszcze wyżej nad poprzeczką niż David Beckham w ćwierćfinale Euro 2004 przeciwko Portugalii. Brazylijczycy wykonywali swoje jedenastki jak roboty. Nie dali żadnych szans bramkarzowi rywali.

Finał: Brazylia - Argentyna 2:2, karne 4:3 (1:1): Luisao (45.), Adriano (90.) - K. Gonzalez (20., karny), Delgado (87.).

Mecz o 3. miejsce: Urugwaj - Kolumbia 2:1 (1:0): Estoyanoff (3.), Sanchez (80.) - Herrera (71., karny).

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.