Sylwetka Czesława Michniewicza

Trener Lecha Poznań, z którym sięgnął po Puchar Polski i Superpuchar. Uwielbiany przez kibiców "Kolejorza". Mówi się, że jest najbardziej topowym trenerem w Polsce i sztandarową postacią tzw. młodego pokolenia polskich trenerów piłkarskich, które nadchodzi.

Trener Michniewicz ma 34 lata, urodził się w Biskupcu Pomorskim na Mazurach. Niektóre źródła podają, że w Brzozówce, która jest dzielnicą Biskupca. Jako Mazur lubi łowić ryby, choć ostatnio nie ma na to czasu, ale za to we Wronkach, za czasów gry i pracy w Amice, łowił często. - Jeździliśmy na zarybiany staw, ale tam złowić rybę nie było żadnym problemem, bo nawet mnie się to udawało - mówi żona Grażyna. Mają dwóch synów - starszy Mateusz ma 3 lata, młodszy Jakub - 10 miesięcy.

Żona: - Starszy syn jest zapatrzony w tatę. Chyba już jest stracony dla ludzkości, bo wydaje się, że przejmie pasję męża, czyli piłkę nożną. Razem oglądają mecze. Mateusz jest podobny do Czesia, mają podobne poczucie humoru, czasami nawet dogadują sobie.

No i tęsknią za sobą. Na czacie w "Gazecie" trener Michniewicz mówił, że syn - gdy jeszcze mieszkali w Gdyni - powiedział, że znajdzie sobie nowego tatę, jak ten będzie wyjeżdżał na tak długo.

Wielkim kibicem trenera Michniewicza stała się jego teściowa, która kiedyś w ogóle nie interesowała się sportem. Żona mówi: - Mój tato, już nieżyjący był fanatykiem futbolu. Mama tego nie lubiła. A teraz? Sypie nazwiskami piłkarzy jak z rękawa.

Czesław nie jest domatorem. Żona twierdzi, że prace domowe zupełnie go nie pociągają. Jego pasją jest praca. - Nie ma czasu, ani ochoty gotować, jedyne, co potrafi ugotować i co jest smaczne, to jajecznica - mówi żona. - Gotuję ja, a Czesiu jest wybredny - bardzo lubi ryby, potrawy z kurczaka, makarony, włoskie jedzenie, a nie lubi warzyw, cebuli, gotowanej marchewki. Muszę się natrudzić, żeby coś z tego przemycić do dania. Z alkoholi pije whisky z colą i piwo Lech - dodaje.

Zdyscyplinowany i zorganizowany w pracy, nasz Czesiu bywa roztargniony w życiu prywatnym. Gdy Michniewiczowie wprowadzili się do nowego mieszkania w Gdyni (ich sąsiadką jest tam najlepsza koszykarka Europy Bibrzycka), Czesiu poszedł rano po zakupy. Żona: - Opowiada potem, że stoi przy domofonie z torbami z zakupami i dzwoni, a ja nie odpowiadam. Więc zdenerwowany dzwoni z komórki, dlaczego nie otwieram. Kiedy już wcisnęłam przycisk, to on twierdzi, że pewnie domofon się zepsuł i żebym zeszła na dół. Schodzę, z telefonem przy uchu i patrzę, a on stoi w klatce obok i dobija się do domofonem sąsiadów, też na IV piętrze. Akurat nie było ich w domu.

Żonę poznał na urodzinach u ich wspólnego znajomego. Czesiu był na I roku studiów, a ona, cztery lata młodsza, uczyła się w liceum medycznym. - Urzekło mnie w nim to, że widzieliśmy się pierwszy raz, a wydawał o mi się wtedy, że to mój dobry znajomy. Przegadaliśmy prawie całą imprezę, bardzo dobrze nam się rozmawiało. Spodobało mi się jego poczucie humoru, jego błyskawiczne, dowcipne riposty. Imponowało mi też to, że był starszy ode mnie - mówi żona. Pobrali się po siedmiu latach znajomości.

Andrzej Czyżniewski, znany sędzia i trener, który piłkarsko kształtował Czesława Michniewicza, mówi: - Pracowitość to chyba jego cecha numer jeden. Pracowitość plus ambicja. To one sprawiły, że został piłkarzem, a potem trenerem. Przyznaję bowiem, że Czesiu to moja wielka pomyłka trenerska. Gdy pojawił się na treningach Bałtyku Gdynia, uznałem, że nic z niego nie będzie. On jednak się zawziął. Pracował, wręcz szaleńczo. Wykonywał ćwiczenia akrobatyczne, po których bałem się, że się połamie. I dopiął swego. Stał się solidnym bramkarzem, trafił do Amiki Wronki. Udowodnił mi...

Gdy Michniewicz został trenerem, prowadził rezerwy Amiki. Wreszcie jesienią 2003 r. trafił do Lecha i w krótkim czasie odmienił "Kolejorza". Zdobył sympatię za wyniki i sposób bycia. Za to, że jest sympatyczny, pokorny i medialny. - Potrafi zadbać o autopromocję. Lubi media i media lubią jego. Mówi chętnie, dużo i ciekawie. To daje mu popularność - wylicza Andrzej Czyżniewski. - Jako jego "zawodowy ojciec" mam prawo przypominać mu jednak o tym, że pewnie któregoś dnia i on przeczyta na swój temat wiele krytyki. Musi być wtedy pokorny i zachować dystans. Nie obrażać się na media, nie wybierać sobie gazet do rozmowy. Zachować spokój. Życzę mu jak najlepiej, ale sam jestem ciekaw jak poradzi sobie, gdy przyjdą nieco gorsze dni...

Na ławce trenerskiej Michniewicz "żyje", biega, krzyczy. - Dla piłkarzy jestem jak matka, która kocha swoje dzieci. Nawet jeśli nabroją, wstawiam się za moimi chłopcami - deklaruje.

Znany jest z tego, że sypie powiedzonkami, stosuje szybkie riposty i jest wesołym człowiekiem. Kibice i dziennikarze zaczęli nawet porównywać go do dawnego wielkiego trenera Lecha Wojciecha Łazarka, który też był znany z dowcipnego języka. - Wiem, że Czesiu miał swój notatnik, w którym zapisywał wszystkie wypowiedziane i niewypowiedziane pointy i złote myśli. On po prostu od dzieciństwa pracował nad sobą, także nad swoim ciętym językiem - mówi Andrzej Czyżniewski.

Powiedzonka Michniewicza, które już stały się kultowe to np.

"Lech nie zatrudnia żadnego cudzoziemca, bo my jesteśmy jak Athletic Bilbao [w tym baskijskim klubie od lat zatrudnia się tylko Basków - przyp. red.].

"Po zdobyciu Pucharu Polski Lech jest jak miss Polonia. A miss nie umawia się z byle kim" - a propos sparingów

"Nie zamienia się mercedesa na rower, nawet jeśli czasem w mercedesie brakuje paliwa" - o propozycji przejścia z Lecha, w którym brakuje pieniędzy do bogatej Amiki Wronki, którą dostał.

"Telich, zagrasz jeszcze ze dwa mecze i już będziesz mógł jechać na rutynie" - o wprowadzanym właśnie do drużyny młodym Błażeju Telichowskim.

Michniewicz jest też komentatorem Canal+. Mówi, że wyżyć z niej ciężko, ale za to jest bardzo nobilitująca. - Jacek Laskowski opowiadał mi później, że miał do mnie zadzwonić 1 kwietnia, ale zrobił to dzień później, żebym nie pomyślał, że to dowcip na prima aprilis - mówi Michniewicz.

Andrzej Nakielski, kumpel ze studiów, z boiska w Polonii i Bałtyku, obecnie trener: - Czesiu to gwiazda socjometryczna. Wysokiej klasy fachowiec, świetny kumpel. Jest wygadany, niegłupi. Wesoły, z poczuciem humoru. Wybitny śpiewak. Pamiętam, że na imprezach studenckich bardziej niż do alkoholu ciągnęło go do śpiewania. Ja wtedy brałem gitarę i tworzyliśmy duet. To były starsze przeboje w stylu "Czy te oczy mogą kłamać..."

Dziennikarze "Gazety" mogą potwierdzić jego talenty wokalne, bo słyszeli, jak po wygraniu Pucharu Polski trener śpiewał operowe arie i rozmaite standardy. - Kiedy przegra mecz, to od razu po nim widać, bo traci humor. Potrafi jednak stworzyć świetną atmosferę, ale wiem, że jest wymagający. Wie, kiedy powiedzieć, że żarty się skończyły, a zaczyna praca. Mówi, że wszystko fajnie, ale do czasu - dodaje Nakielski.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.