Żużlowe szachy

ŻUŻEL. I liga. Nieregulaminowo przygotowany tor w Lublinie, latające petardy i interweniujący okulista w Gdańsku. To otoczka ostanitej kolejki rundy zasadniczej, po której poznaliśmy zespoły która pretendujące do awansu do ekstraligi.

Przed niedzielnymi pojedynkami Marma Polskie Folie Rzeszów i GTŻ Grudziądz miały po 11 punktów, a decydujące mecze rozgrywały na wyjazdach. Marmie do pełni szczęścia wystarczyło uzyskać w Lublinie nie gorszy wynik niż GTŻ osiągnie w Gdańsku. To za sprawą korzystniejszego bilansu bezpośrednich spotkań bo rzeszowianie zremisowali w Grudziądzu, a w rewanżu wygrali na swoim obiekcie.

Emocje i zamieszanie przed tymi meczami zaczęły się na długo przed rozpoczęciem zawodów. Jerzy Kaczmarek obserwator GKSŻ już na kilka godzin przed rozpoczęciem meczu w Lublinie zakwestionował przygotowanie toru. Padła nawet groźba nałożenia kary finansowej na organizatora, w grę wchodził także walkower.

- Mimo, że pogoda dopisywała, tor był zlany wodą, dobrze się stało, że lublinanie jeszcze raz przygotowali nawierzchnię, inaczej zawody przypominałyby corridę a nie żużel - mówi Karol Baran.

Prace torowe przyniosły efekt, ale start do I wyścigu opóźnił się prawie o pół godziny i zawody rozpoczęły się tuż przed 18. Na tę samą porę zaplanowano mecz w Gdańsku. Ale i tutaj nie wystartowano zgodnie z założeniami.

Kibice odpalili race i świece dymne, niektóre z nich zostały rzucone na tor. Jeden z nieodpowiedzialnych fanów - tak delikatnie określił go prezes GKS Wybrzeże Marek Formela - rzucił petardą, która zraniła kilku zawodników powracających z prezentacji do parku maszyn. Najbardziej ucierpiał Łukasz Pawlikowski z Grudziądza.

Chwilę później okazało się, że żużlowiec ma kłopoty ze wzrokiem i został odwieziony karetką do Akademii Medycznej na konsulatcję z okulistą. W Gdańsku zapanowała konsternacja, bowiem pojawiła się groźba że pojedynek walkowerem wygra GTŻ Kunter. Po godzinie na stadion dotarła informacja, że zawodnik Kuntera jest zdolny do jazdy.

To nie był jendak koniec. Kilka minut później spiker oznajmił, że Marma wygrała w Lublinie 48:42 (taki rezultat przekreślał szanse Kuntera na wejście do pierwszej czwórki0. Po paru minutach zawody w Gdańsku ruszyły na dobre.

W Lublinie jednak rywalizacja ciągle trwała, a rzeszowianie wygrywali z Sipmą dopiero 36:30. Jak się okazało nie oddali tego prowadzenia do końca meczu, ostatecznie triumfując 49:41 i rewanżując się Sipmie za przegraną z pierwszej rundy 44:45.

Wynik ten był o tyle zaskakujący, że Sipma wygrywała w tym sezonie u siebie mecz za meczem. W Lublinie przegrał nawet rewelacyjny Lotos Gdańsk. Kibice zastanawiali się, czy o przerwaniu wyśrubowanego rekordu TŻ-u nie zadecydowała interwencja obserwatora GKSŻ i czy była ona zasadna - zapytaliśmy o to Janusza Stachyrę, trenera lublinian.

- Nie doszukiwałbym się w tym żadnych podtekstów. Tor był przygotowany regulaminowo, a że było trochę luźnej warstwy to inna sprawa. W mediach mówi się o spreparowaniu, ale to jakieś brednie. W pierwszym biegu zawodów jadą juniorzy, przecież nie wsadzałbym swojego syna na tykającą bombę. 25 lat jeździłem na żużlu, wiem co to kontuzje. Przyczyna porażki jest oczywista, proszę popatrzeć na punkty mojego zespołu, ledwo siedem indywidualnych zwycięstw i aż 11 czwartych miejsc, tak się nie da wygrać - wyjaśnia Stachyra. - Jeżeli Mariusz Franków, Darek Śledź i Jurek Mordel zdobywają łącznie na swoim torze siedem punktów, to o czym my rozmawiamy - kończy trener Sipmy.

Już w niedzielę rzeszowianie będą próbowali po raz drugi w czasie tygodnia zdobyć Gdańsk. - Mamy tydzień czasu na przygotowanie się do meczu z Lotosem, ale prawdę mówiąc nie mam pojęcia co zmienić w ustawieniu moich motocykli. Kompletnie pogubiłem się na twardym gdańskim torze - mówi Maciej Kuciapa. - To będzie ciężki mecz, Gdańsk w tym sezonie nie przegrał meczu u siebie i obawiam się, że nie uda się nam tego zmienić - dodaje Karol Baran.

Dla Gazety

Tadeusz Szylar

prezes sekcji żużlowej Stali Rzeszów

Dostaliśmy liczne sygnały z klubów, które już startowały w Lublinie, że TŻ kombinuje z przygotowaniem toru. Aby uniknąć niespodzianki ściągnęliśmy na niedzielny pojedynek obserwatora z Głównej Komisji Sportu Żużlowego. Kosztowało nas to 800 zł, ale były to dobrze zainwestowane pieniądze.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.