- To byl pikny većer i fantastićky mecz! Świetny do oglądania - non stop coś się działo. Odrobić taką stratę w meczu z takim rywalem jak Holandia to wielka rzecz. Jesteśmy w ćwierćfinale, jako pierwsza drużyna na Euro 2004. To dobrze, ale to jeszcze żadne osiągnięcie. Tak miało być. Wspinamy się powoli w górę, teraz kolejne stopnie - powiedział po meczu jeden z jego największych bohaterów, kapitan i rozgrywający Czechów Pavel Nedved. Ale czescy kibice nie mieli wątpliwości: - My to Euro stejnie wyhrajem, stejnie wyhrajem, stejnie wyhrajem (wygramy w cuglach) - śpiewali do melodii "Żółtej łodzi podwodnej" Beatelsów, opuszczając kameralny stadion w Aveiro, który stał się świadkiem jednego z największych thrillerów w historii mistrzostw kontynentu.
Było w nim wszystko: ataki non stop wet za wet, pięć goli, słupki, poprzeczki, fantastyczne parady bramkarzy i czerwona kartka. Nagłe zwroty akcji i pojedynek dwóch wielkich generałów środka pola Nedveda i Edgara Davidsa. Gdyby muzycy przygrywającego podczas spotkania słynnego jazzbandu z Haarlemu porzucili instrumenty i rozbiegli się po boisku i tak nie zdążyliby znaleźć się naraz w tych wszystkich miejscach, w których pojawiał się genialnie grający Holender. To fantastycznie dogrywał kolegom, to odbierał piłkę Janowi Kollerowi przed własnym polem karnym. To szaleńczym pościgiem nie dawał piłce wyjść na róg, to groźnie strzelał w słupek. Jak jego lustrzane odbicie zachowywał się Nedved, nieustanną szarpaniną z napastnikami, pomocnikami i obrońcami Holendrów podnoszący morale kolegów, gdy Czechy przegrywały dwiema bramkami.
Według piłkarzy Karela Bruecknera to spotkanie miało być łatwiejsze niż ich pierwszy mecz z Łotwą, bo "Holendrzy nie bronią dziesięcioma zawodnikami, ale grają futbol". Owszem, zagrali, i to jak. Już w 4. minucie objęli prowadzenie po katastrofalnym błędzie czeskich obrońców. Zaspali, gdy Arjen Robben dośrodkowywał z rzutu wolnego na pole karne. Piłka spadła prosto na głowę obrońcy Wilfreda Boumy, niepilnowanego przez nikogo jak jeszcze dwóch jego kolegów. Po golu "Pomarańczowi" nadal przeprowadzali groźne ataki skrzydłami i środkiem pola. Clarence Seedorf i Robben doskonale zastępowali bezproduktywnych w meczu z Niemcami Boudewijna Zendena i Rafaela van der Vaarta. Kupiony do Chelsea młodziutki pomocnik robił na lewej stronie Czechów, co chciał. W 23. minucie dostał świetne podanie od Davidsa, jeszcze lepiej odegrał do van Nistelrooya i napastnik Manchesteru United wpakował piłkę do pustej siatki.
Wydawało się, że "Pomarańczowi" rzucili rywali na kolana. Że Czesi mogli odrobić bramkową stratę do Łotwy, ale przeciwko tak grającej Holandii nie są w stanie nic zrobić. A jednak błąd Cocu dał im gola. Milan Baros przejął piłkę, wdarł się na pole karne, zaplątał w taniec z obrońcami i wydawało się, że straci piłkę. Podał jednak do niepilnowanego Kollera, a ten trafił do siatki. - Gdyby ten gol nie padł przed przerwą, byłoby z nami krucho - przyznał po meczu napastnik Liverpoolu.
Wtedy jednak padła pierwsza z kluczowych decyzji trenerskich tego wieczoru. Brueckner - niczym jego wielki imiennik, XIX wieczny kompozytor, któremu źle brzmi allegro symfonii, dokonał radykalnej zmiany. Za obrońcę Zdenka Grygerę wprowadził ofensywnego pomocnika Vladimira Smicera. - Trener okazał się naszym 12. zawodnikiem, to proste - powiedział po meczu Nedved. Grający pięcioma pomocnikami Czesi parli do przodu, chcąc odrobić straty, ale kontry Holendrów były bardzo groźne - Petr Cech instynktownie wybił strzał głową van Nistelrooya. Bramka na 3:1 dla Holandii wisiała w powietrzu. I wtedy, w 58. minucie, Dick Advocaat postanowił zdjąć z boiska najgroźniejsze żądło Holandii Robbena. Zastąpił go defensywny Paul Bosvelt. - Wszystkie moje zmiany robiłem po to, żeby atakować i strzelić gola. Zmiany Holendrów miały na celu tylko utrzymać wynik. To była różnica - skomentował po meczu Brueckner. - Po prostu tego nie rozumiem. Graliśmy pięć razy lepiej niż z Niemcami i nagle wszystko wzięło w łeb - komentowali decyzję Advocaata jego piłkarze. - Trenerski samobój, nonsens turnieju - mówili dziennikarze z Holandii.
20 minut przed końcem Czesi wyrównali. Pięknego gola zdobył Baros, który trafił w samo okienko - piłka otarła się tylko o palce bezradnego Edwina van der Sara. Holendrzy kończyli spotkanie w dziesiątkę - drugą żółtą kartkę (niesłusznie, bo Nedved upadł jak zdolny aktor) zobaczył Heitinga, co bezlitośnie wykorzystali Czesi. Najpierw Nedved trafił w poprzeczkę. A minuty przed końcem po kanonadzie na bramkę van der Sara i świetnych interwencjach Holendra z najbliższej odległości trafił do bramki Smicer. Ten sam, którego gol w ostatnich minutach meczu z Rosją dał Czechom wynik 3:3 i awans do ćwierćfinału Euro '96. - To na pewno najlepszy mecz w narodowych barwach w całej mojej karierze - zgodnie mówili po meczu Czesi. - Graliśmy do pewnego momentu najlepszy futbol na świecie. Do pewnego momentu - mówili reprezentanci Holandii. Żeby awansować do ćwierćfinału, muszą teraz pokonać Łotwę i liczyć, że Czesi co najmniej zremisują z Niemcami. Brueckner już zapowiedział jednak, że da odpocząć Nedvedowi i jeszcze paru piłkarzom.
Holandia: Bouma (4. głową, z podania Robbena), van Nistelrooy (19., z podania Robbena)
Czechy: Koller (21. z podania Barosa), Baros (70. z podania Kollera), Smicer (88. z podania Poborsky'ego)
1-Edwin van der Sar; 18-Johnny Heitinga Ż CZ, 4-Wilfred Bouma, 3-Jaap Stam, 5-Giovanni van Bronckhorst; 20-Clarence Seedorf Ż (86. 11-Rafael van der Vaart), 8-Edgar Davids, 6-Philip Cocu; 7-Andy van der Meyde (79. 2-Michael Reiziger), 19-Arjen Robben (58. 21-Paul Bosvelt), 10-Ruud van Nistelrooy.
1-Petr Cech; 2-Zdenek Grygera (25. 7-Vladimir Smicer), 21-Tomas Ujfalusi, 13-Martin Jiranek, 6-Marek Jankulovski; 4-Tomas Galasek (62. 18-Marek Heinz), 8-Karel Poborsky, 10-Tomas Rosicky, 11-Pavel Nedved; 15-Milan Baros; 9-Jan Koller (75. 22-David Rozenhal)
Sędziował: Manuel Enrique Mejuto (Hiszpania)