Koszarawa Żywiec chce kupić miejsce w trzeciej lidze od Włókniarza Kietrz

Mimo że Koszarawa Żywiec jest gorsza w tym sezonie od Górnika Jastrzębie, to jednak ma większe szanse na grę w trzeciej lidze. Górnik musi jeszcze wygrać baraże, natomiast Koszarawa ma zamiar kupić miejsce od bankrutującego Włókniarza Kietrz.

Nieoficjalnie mówi się, że kietrzanie najpierw zażyczyli sobie od Koszarawy 700 tys. zł, ale ostatecznie wytargowali i tak niemałe pieniądze, bo aż 500 tys. zł. - Pierwszy raz słyszę te kwoty. Nie prowadziliśmy jeszcze rozmów na tym etapie. Zdaję sobie jednak sprawę, że jeśli już do czegoś dojdzie, to trzeba będzie ponieść koszty. Na przykład pokryć część długów Włókniarza - tłumaczy Andrzej Marszałek, prezes Koszarawy.

W sobotę walne zgromadzenie członków kietrzańskiego klubu zgodziło się na przekazanie do nowo tworzonej sportowej spółki akcyjnej Koszarawa Żywiec trzecioligowego zespołu Włókniarza. To pierwszy krok w kierunku przeniesienia zespołu do Żywca. - Takie są niestety koleje losu i realia. Bez pieniędzy nie da się utrzymać drużyny na trzecioligowym poziomie. Ligowej piłki w Kietrzu nie będzie - przyznaje Ryszard Gwozdecki, prezes Włókniarza. Większość zawodników Włókniarza ma kontrakty do końca tego sezonu. - Pozostali zostaną przekazani do tworzącej się spółki, a ci, którym umowy wygasają, będą rozmawiać już z Koszarawą nad ewentualnym ich przedłużeniem - dodaje Gwozdecki.

Mimo że w Kietrzu są już pewni ostatecznych decyzji, to jednak w wypowiedziach działaczy z Żywca wiąż można wyczuć ostrożność. - To że w Kietrzu przegłosowano taką decyzję, nie znaczy, że my już ją podjęliśmy. We wtorek odbędzie się posiedzenie zarządu naszego klubu i tam zapadną konkretne decyzje. My musimy się głęboko zastanowić, czy taka forma "awansu" będzie do przyjęcia dla kibiców i klubu. Gra w trzeciej lidze jest również droższa. Przecież tutaj zdarzają się nawet wyjazdy do 300 kilometrów. Musimy być pewni, że stać nas na takie rozwiązanie - podkreśla Marszałek i zdradza, że w żywieckim klubie są przeciwnicy takiej formy awansu. - Rzadko kiedy jest tak, że wszyscy są zgodni co do decyzji. Sam osobiście też wolałbym, aby nasza drużyna awansowała w przyszłym sezonie na boisku, a nie przy stoliku. No, ale co zdecyduje zarząd klubu, okaże się już wkrótce - dodaje Marszałek.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.