Michał Ignerski: Wierzę, że zaskoczymy

Dariusz Kopeć: Po czterech spotkaniach sytuacja Śląska jest niezwykle ciężka, a po tym, co Wasz zespół zaprezentował ostatnio w Sopocie, trudno być optymistą

Michał Ignerski: Ja wierzę w zwycięstwo i zdobycie tytułu mistrza. Jestem życiowym optymistą. Gramy kolejny mecz, trzeba się na nim skupić i zobaczymy, co będzie.

Na czym opiera Pan ten optymizm?

- Zdaję sobie sprawę z tego, że mamy bardzo dobrą drużynę, która potrafi grać świetnie. Co prawda nie udowodniliśmy tego w ostatnich trzech meczach, ale finał się jeszcze nie skończył. Wierzę, że w końcu zaskoczymy.

Gdzie się zatem podziała ta forma Śląska, którą prezentowaliście jeszcze tak niedawno w pojedynkach z z renomowanymi drużynami Euroligi?

- Ta forma gdzieś uciekła. Nie gramy tak zespołowo jak Prokom - i tutaj tkwi problem. Mam nadzieję jednak, że w środę to się zmieni.

Można tę słabszą grę tłumaczyć brakiem Dominika Tomczyka?

- Na pewno tak. To gracz, który jest niezwykle przydatny w walce pod koszem. Brakuje nam jego punktów.

Wydawało się, że to Pan będzie tym graczem, który zastąpi Tomczyka i będzie grał więcej minut niż do tej pory, ale tak się nie stało. Dlaczego?

- Spodziewałem się, że będę więcej grał. Albo na "trójce", albo na "czwórce". Niestety, jest inaczej.

Ostatnio trener ustawia Pana na pozycji silnego skrzydłowego, choć wcześniej grał Pan na "trójce". Odpowiada to Panu?

- Przez ostatnie cztery lata, gdy grałem w Stanach Zjednoczonych, występowałem na "czwórce", więc nie ma to dla mnie większego znaczenia. Czuję się komfortowo w walce podkoszowej z taki dużymi bykami. Uważam jednak, że trochę za późno trener próbuje mnie na "czwórce". Przecież przez cały sezon grałem na innej pozycji, a teraz już ciężko się przestawić, poznać nowe zagrywki. Czasu za bardzo już nie ma.

W ostatnim meczu trafił Pan wszystkie rzuty z gry, a na parkiecie przebywał Pan zaledwie 16 minut. Dlaczego tak krótko?

- Trudno jest mi powiedzieć. To nie pierwsza tego typu sytuacja w tym sezonie. Nie wiem, jak to wytłumaczyć. Taka jest decyzja trenera i ja muszę ją uszanować.

Czy trener Katzurin jest uprzedzony do Pana?

- Najwidoczniej tak. Coś w tym jest. To jest jednak pytanie do trenera, a nie do mnie.

Rozgrywający Prokomu Mark Miller stwierdził, że to Prokom zdobędzie tytuł mistrza, bo sopockim zawodnikom po prostu "bardziej się chce". Co Pan na to?

- Może to tak wyglądać. Jak się ogląda te mecze na kasetach, to można odczuć takie wrażenie. My jednak staramy się walczyć, ale niestety, ostatnio to koszykarze Prokomu mieli więcej atutów, dzięki czemu odnosili zwycięstwa. Mam nadzieję, że kibice nam pomogą i przechylimy szalę na naszą stronę.

Przez tych kilka dni od ostatniego meczu jesteście w stanie coś zmienić w grze, w taktyce, czy wszystko raczej tkwi w psychice?

- Teraz to już wszystko tkwi w naszych głowach. Możemy wykonać jedynie drobne korekty. To, co mogliśmy przetestować, już przetestowaliśmy.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.