Władysław Piątkowski: Układy zabijają ten sport!

- Zapłaciliśmy frycowe za naiwność - mówi rozżalony trener szczypiornistek z Sułkowic Władysław Piątkowski. Jeszcze dwa tygodnie temu sułkowiczanki były pewne, że nawet jeżeli ich byt w ekstraklasie jest zagrożony, to przynajmniej staną do baraży z trzecim zespołem I ligi.

Magdalena Rozmus: Kiedy dowiedział się Pan o decyzji Związku Piłki Ręcznej?

Władysław Piątkowski: Dwa tygodnie przed zakończeniem sezonu. Rozgrywaliśmy ostatnie spotkania pewni, że utrzymamy miejsce w ekstraklasie lub zagramy baraże z Politechniką Koszalin. Koszalin z kolei stwierdził, że nie chce z nami grać, bo jesteśmy za silni!

Czy regulamin można zmieniać w trakcie trwania rozgrywek?

- Oczywiście, że nie. O tym również jest mowa w regulaminie, w paragrafie 22. ["W przypadku zmiany systemu rozgrywek Zarząd Związku lub WZPR może ustalić inne zasady awansu i spadku, lecz musi tego dokonać przed rozpoczęciem cyklu rozgrywek" - przyp. red.].

Paragraf 22 wywołuje zabawne skojarzenia.

- Taka też jest cała sytuacja. Zapłaciliśmy frycowe za naiwność. Pokrzyżowaliśmy plany dużo bardziej utytułowanym zespołom, jak Piotrcovia czy Zagłębie Lubin. Myśleliśmy, że jako młody zespół możemy coś do ligi wnieść. Wyszło inaczej. Już kiedy zobaczyłem rozkład par sędziowskich, wiedziałem, czego można się spodziewać. Układy zabijają ten sport!

Jakie problemy mieliście z arbitrami?

- Wiele meczów rozgrywaliśmy w osłabieniu, bo sędziowie odsyłali na ławkę moje zawodniczki. Jak można walczyć o wynik, jeżeli co chwilę sędzia nakłada dwie minuty kary.

Co z głównym sponsorem drużyny?

- Dzisiejszy mecz rozgrywaliśmy już bez niego. Tadeusz Ryś odszedł, bo stwierdził, że nie sprawdził się na stanowisku prezesa i nie potrafił utrzymać drużyny. Wróci, jeżeli zostaniemy w ekstraklasie.

Co oznacza dla zespołu utrata miejsca w ekstraklasie?

- Nie wiem. Będzie I, a może nawet II liga, jeżeli w ogóle przystąpimy do rozgrywek. Liczę nadal, że ci, którzy stworzyli przepisy, będą ich teraz konsekwentnie przestrzegać. Na decyzję musimy jednak poczekać przynajmniej cztery tygodnie.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.