Mówi Olgierd Moskalewicz

Jakub Lisowski: W pierwszej połowie graliście słabo.

Olgierd Moskalewicz: Coś się nie kleiło, ale warto podkreślić, że przy naszej słabszej dyspozycji zdołaliśmy stworzyć sobie kilka dobrych sytuacji strzeleckich. Na przerwę nie powinniśmy schodzić przy stanie 0:1, ale przynajmniej z remisem. W szatni powiedzieliśmy sobie kilka ostrych słów i to wpłynęło mobilizująco. W drugiej połowie liczyło się tylko zwycięstwo, bo każdy inny wynik byłby porażką. Wszyscy zostawili dużo serca na boisku i przy nie najlepszej grze - wygraliśmy.

Druga połowa rozpoczęła się od czerwonej karki dla piłkarza Jagiellonii. To Wam ułatwiło zadanie.

- Na pewno. Jagiellonia do tego czasu grała bardzo dobrze i wysoko postawiła poprzeczkę. Osłabienie zburzyło im grę. Cofnęła się, dzięki czemu stworzyliśmy jeszcze więcej sytuacji bramkowych. Wykorzystaliśmy trzy.

Otworzyłeś konto Pogoni.

- Bardzo ładnie zagrał mi Grzesiek Matlak. Piłka minęła górą linię obrony. Ja przyjąłem i od razu strzelałem. Bramkarz miał ją na rękach, ale wpadła do siatki. Kamień spadł nam z serca. To podbudowało nas do szukania kolejnych bramek. Czasu było sporo.

Kolejną bramką zdołałeś chyba przekonać szkoleniowców do wystawiania Ciebie w ataku, a nie na boku pomocy?

- Już to podkreślałem, że czuję się lepiej z przodu niż z boku, ale decydują szkoleniowcy. Naszym pierwszym snajperem jest Artur Bugaj, ale sądzę, że dla nas obu znalazłoby się miejsce w ataku. Możemy zmodyfikować system z 4-2-3-1 na 4-4-2. My z Artur na pewno znaleźlibyśmy dla siebie miejsce na boisku.

Copyright © Agora SA