I liga. Wisła Płock - Wisła Kraków 4:4 (4:2)

Jeśli przed tym meczem można było - przynajmniej teoretycznie - kalkulować remis z Legią u siebie (w najbliższą sobotę), teraz nie wchodzi to w grę. ?Biała Gwiazda? ma już tylko dwa punkty przewagi nad legionistami i musi wygrać, jeśli marzy o mistrzostwie. A przede wszystkim nie wolno jej stracić aż tylu goli, co w Płocku.

Gdy w 7. min Kalu Uche z dziecinną łatwością zdobył gola, wydawało się, że jedyną kwestią jest tylko ilość bramek, jaką mistrzowie Polski zaaplikują czekającym na wyrok płocczanom. - Myślałem, że teraz konsekwentnie pójdziemy za ciosem i bez nerwów wywieziemy z Płocka trzy punkty - mówił po meczu Maciej Żurawski. A Henryk Kasperczak dodał: - Ale ta bramka uśpiła nas i pozwoliliśmy gospodarzom się rozkręcić.

W Wielką Sobotę nafciarzom udawało się wszystko. Tomasz Frankowski i Żurawski nie mieli nic do roboty. Ledwie dwa razy Mirosławowi Szymkowiakowi udało się otworzyć im podaniami drogę do bramki. Tyle że Paweł Kapsa już nie dał się zaskoczyć. Groźniejszy był Uche, ale wkrótce i on dostosował się do kolegów z zespołu, którzy najzwyczajniej przestali wiedzieć, o co chodzi. Bo gospodarze z determinacją i zaskakująco łatwo narzucili zawodnikom "Białej Gwiazdy" swój styl gry. Na czym on polegał? - Zagęściliśmy środek pola i zaraz po przejęciu piłki groźnie atakowaliśmy trzema, czasem czterema zawodnikami - stwierdził kapitan płocczan Dariusz Gęsior.

Tu największym atutem było supertrio - Ireneusz Jeleń, Wahan Geworgian i Sławomir Peszko. Geworgian całkowicie przyćmił Piotra Brożka, a Peszko Pawła Strąka. Nic dziwnego, że obaj krakowianie już w przerwie mogli iść pod prysznic. Po każdym przechwycie wystarczyło tylko puścić piłkę mniej więcej w kierunku najważniejszego członu płockiej ofensywy, piekielnie groźnego Jelenia. Najpierw zrobił to Peszko. "Jelonka" próbował gonić Arkadiusz Głowacki, ale nie był tak rączy. W szaleńczy pościg ruszyli Tomasz Kłos i Mariusz Jop, ale próżne były i ich wysiłki. Bezradny był też wybiegający Radosław Majdan. A Jeleń? Wpakował piłkę do pustej bramki.

Kilka minut później Geworgian założył w środku pola siatkę Strąkowi i mocno kopnął za plecy obrońców. Tym razem Jeleń jak wystrzelony z katapulty wystartował zza pleców Jopa. Reszta była już właściwie kopią wcześniejszego gola.

- Oni zaczęli prezentować taką skuteczność i strzelali tak fantastyczne bramki, że zacząłem się bać - tłumaczył trener Kasperczak. Strach był jak najbardziej uzasadniony. Teraz, gdy z większą uwagą goście zajęli się Jeleniem, do głosu doszedł Gęsior. - Otrzymałem od Geworgiana świetne podanie za szesnastką - opowiada kapitan Wisły. - Strzeliłem i piłka wpadła idealnie w okienko.

- To był fantastyczny gol Darka, byliśmy na łopatkach - dodał Żurawski. A Gęsior po kilkudziesięciu sekundach i kolejnej śmiesznej wpadce obrońców z Krakowa z bliska wepchnął piłkę do siatki. - Zrobiłem to dosłownie kołkiem buta, chyba na spółkę z Mariuszem Jopem.

Radość nafciarzy zmącił nieco Szymkowiak. - Z wszystkich bramek krakowian najbardziej obwiniałbym się za tę bramkę Mirka - smucił się po meczu Kapsa. - Dotknąłem piłki, która po jego strzale zmierzała do siatki. To oznacza, że gdybym stał chociaż metr bliżej bramki, gol by nie padł.

Gospodarze jeszcze kilkakrotnie groźnie skontrowali. Rozkręcił się Emmanuel Ekwueme, ale dopiero wtedy gdy na boisku w krakowskim zespole pojawił się jego brat Martins. Z każdą chwilą jednak goście byli coraz groźniejsi. Nadal bezbarwny i jedynie czekający na piłki Frankowski rozczarowywał. Za to gry wyraźnie szukał Żurawski, który bardzo daleko cofał się po piłkę. W środku pola, a później w ataku brylować zaczął Uche. - Nagle na środku pola karnego przyszło mnie i Piotrkowi Dudzie grać przeciwko trójce wiślaków - tłumaczy Bartosz Jurkowski. - Trochę się w tym pogubiliśmy.

Dlatego właśnie Żurawski w 77. min miał tyle miejsca, że spokojnie mógł uderzyć z dystansu. - Piłka leciała pod poprzeczkę - wspomina Kapsa. - Wielu bramkarzy znacznie lepszych ode mnie nie dałoby sobie rady z obroną tego strzału.

Na dwie minuty przed końcem regulaminowego czasu gry pozostawiony bez opieki w polu karnym Frankowski doczekał się w końcu piłki i zdobył wyrównującego gola. Kasperczak: - Cieszę się, że to zrobił właśnie on. Bo liczę na niego w następnych meczach. A my? No cóż. Mogę powiedzieć, że wróciliśmy z dalekiej podróży. A zespół z Płocka pokazał, dlaczego wiosną jeszcze nie przegrał.

- Przed meczem z Legią mamy nauczkę, żeby nie myśleć o lekceważeniu żadnego przeciwnika, nawet teoretycznie słabszego od nas - wtórował trenerowi Żurawski.

Strzelcy

Wisła Płock: Jeleń (10. z podania Peszki, 18. po podaniu Geworgiana), Gęsior (37. z podania Geworgiana, 40. po zagraniu Kobylańskiego)

Wisła Kraków: Uche (7. z podania Frankowskiego), Szymkowiak (41. bez asysty), Żurawski (77. po podaniu Szymkowiaka), Frankowski (88. po zagraniu Uche)

Składy

Wisła Płock: Kapsa - Wasilewski, Duda Ż, Jurkowski, Kazimierczak - Geworgian, Gęsior, Emmanuel Ekwueme, Peszko (83. Janus), Kobylański (62. Terlecki) - Jeleń.

Wisła Kraków: Majdan - Kłos, Jop, Głowacki, Stolarczyk - Uche, Strąk Ż (46. Martins Ekwueme), Szymkowiak Ż, Brożek (46. Edno) - Frankowski, Żurawski.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.