Euro nasze!!! Super Smolarek!!! Polska - Belgia 2:0

Ebi raz! Ebi dwa!! Belgia pokonana w Chorzowie!!! Polska po raz pierwszy w historii awansowała do finałów mistrzostw Europy!!!!

KONKURS: po belgijskiej Victorii wymyśl tytuł dla portalu!

Z Czuba: Najdłuższa w internecie relacja z meczu Polska - Belgia

Tabela po meczu:

17 listopada 2007 roku, punktualnie o 22.28, sędzia gwizdnął po raz ostatni. Polska na Euro! "Dziękujemy! Dziękujemy!" - skandowali wzruszeni fani. Na boisku rozpoczęła się fiesta. Najpierw piłkarze zatańczyli w kole środkowym, a potem sprintem pobiegli do trenera i podrzucili go do góry. Udało im się nie upuścić Holendra. I to kolejny sukces tego spotkania. - To ja, to ja go najmocniej trzymałem - mówił wierny asystent Holendra Bogusław Kaczmarek. - Jeszcze nie mogę uwierzyć, jeszcze do mnie nie dociera, a przecież przeszliśmy do historii - wołał Jacek Krzynówek, bohater tych eliminacji.

Największym był jednak Ebi Smolarek, który miesiąc temu zdobył hat tricka z Kazachstanem, a w sobotę oba gole przeciw Belgii. Ma już w kadrze 13 bramek, tyle, ile jego ojciec Włodzimierz. Fani długo fetowali, po meczu nikt nie ruszył się z miejsc, a gdy z głośników Queen zaśpiewali: "We're the champions", podchwyciło pieśń zwycięstwa 50 tys. gardeł.

Sportowe emocje skończyły się po drugim golu Smolarka - Belgowie nie byli już w stanie zepsuć Polakom święta, a ci czekali, by podzielić się radością z przemarzniętymi do szpiku kości kibicami. Mecz nie był dobry. Leo Beenhakker podkreślał, że tylko wielka stawka jest usprawiedliwieniem tak słabej postawy jego piłkarzy.

Kibicom to nie przeszkadzało. Po Stadionie Śląskim niosło się - na przemian: "Ebi, Ebi" i przeciągłe "Leeeeeooooo, Leeeeoooo!". Kiedy w sierpniu ubiegłego roku holenderski trener przyjechał do Polski, na pierwszej konferencji obiecał awans do finałów ME. I słowa dotrzymał!

W pierwszej połowie Belgowie grali rozważnie, a piłkarze Leo Beenhakkera jak mogli starali się zapanować nad presją i nerwami. - Staraliśmy się sobie powtarzać, że to mecz jak inne, ale nie dało się zapomnieć, o co gramy, i z tego brał się chaos, nad którym długo nie potrafiliśmy zapanować - mówił Żurawski. Po kapitanie widać, że w Celticu nie gra. Walczył, ale brakowało mu ogrania, szybkości i siły. Beenhakker zaskoczył, stawiając na prawym skrzydle Łobodzińskiego. Ten wygrał kilka pojedynków, ale centrował fatalnie. Długo trwało, zanim ocknęli się środkowi pomocnicy Sobolewski i Lewandowski, więc ciężar gry spoczywał na Smolarku i Krzynówku. Obaj wygrywali pojedynki, strzelali, ale do 44. min Polska nie zagroziła poważnie bramce Stijnena.

Tuż przed przerwą z tysięcy polskich gardeł na Stadionie Śląskim wyrwało się ogromne westchnienie ulgi połączone z radością. Jan Vertonghen kopnął piłkę w kierunku swojej bramki. Za lekko, by zdążył do niej bramkarz, w sam raz, by pojedynek biegowy wygrał z interweniującym za polem karnym Stijnenem Ebi Smolarek. Minął go i kopnął do pustej bramki. Ebi zasalutował w kierunku trybun i za chwilę zginął w ramionach kolegów. Kiedy chwilę później schodził do szatni na przerwę, krzyknął do kamery: "Cześć, babcia!". Babcia Ebiego oglądała wnuka w Aleksandrowie Łódzkim.

Nie minęło pięć minut drugiej połowy i na stadionie nie było już nikogo, kto by w cokolwiek wątpił. Drużynę odmienił Jakub Błaszczykowski, który zmienił Łobodzińskiego. Zrobił dwie bardzo groźne akcje, ogrywając Belgów jak Portugalczyków ponad rok temu. Po jego dośrodkowaniu zza pola karnego i złej interwencji Kompany'ego strzelał Jacek Krzynówek. Stijnen wypuścił piłkę z rąk, a tam był Smolarek. Podciął piłkę nad bramkarzem i było 2:0. Ebi pobiegł w kierunku kibiców. Kiedy w 85. min schodził z boiska, dostał owację na stojąco, a szczęśliwy Beenhakker serdecznie uścisnął go i podniósł.

Bardzo dobrze grali w sobotę Michał Żewłakow i Artur Boruc, który fenomenalnie obronił strzał Vertonghena z wolnego przy stanie 0:0. Boruc pofrunął wysoko i wybił piłkę, która - gdyby nie jego palce - zatrzymałaby się pewnie w okienku polskiej bramki. To była jedna z kluczowych chwil historycznego meczu. - Bardzo się cieszę, super, awansowaliśmy, jestem szczęśliwy - mówił bramkarz, przechodząc przed szpalerem dziennikarzy z butelką szampana, dając do zrozumienia, że w taki dzień trzeba smakować zwycięstwo, a nie zagłębiać się w analizy. Miliony kibiców były tego samego zdania.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.