Polska - Azerbejdżan 5:0

Polacy rozgromili w Warszawie Azerbejdżan i są już liderami grupy A eliminacji Euro 2008

Wyniki konkursu w Planicy

Klasyfikacja Pucharu Świata

Porażka oznacza samotność. Anders Jacobsen. Po zepsutym, pierwszym skoku, wściekły wręcz uciekł do domku, w którym się przebiera. Po drodze grzeczny, ułożony i uśmiechnięty na co dzień Norweg odmówił nawet małemu dziecku autografu na białym podkoszulku. Ambicje i nadzieje 22-letniego Norwega musiały być bardzo podrażnione.

W piątek lider PŚ to był zupełnie inny skoczek niż ten z czwartkowych lotów. Już w pierwszym kwalifikacyjnym skoku, poprawił własny rekord życiowy. Skoczył 212,5 m - tylko o dwa mniej niż Małysz. Polak wylądował jednak na obie nogi, bez telemarku i noty obaj walczący o Kryształową Kulę skoczkowie mieli takie same. Adam spakował się i wrócił do hotelu. Uznał wraz z trenerami, że jeden skok mu w zupełności wystarczy. Nie ma sensu się męczyć, tym bardziej że zaplanowano trzy konkursy.

W serii treningowej, przed samym konkursem, Małysz - podobnie jak kilku innych zawodników - nie wystartował. Jacobsen odwrotnie. Świadomość, że nie ma przed nim Polaka podziałała na niego kojąco. Poleciał niewiarygodnie daleko - na 221 m. Zapowiadała się fantastyczna walka. Jacobsen i wszyscy z jego otoczenia mówili co innego, niż Norweg pokazał na skoczni. Wydawało się, że odzyskał witalność, wigor i energię z początku sezonu. Z niepokojem, ale i nadzieją na wielkie emocje czekaliśmy na zawody. Małysz w tym sezonie skoczył na Letalnicy tylko raz. Czy to wystarczy?

W głowę fotoreportera

Konkurs miał kilka dramatycznych zwrotów. Robert Mateja wszystko co najlepsze pokazał w treningach. Skoczył 178,5 m i nie miał szans na wejście do drugiej serii. Dramatyczne chwile przeżył Tami Kiuru. Fin przy lądowaniu niewiarygodnie skręcił nogę w kolanie i kostce. Opuścił zeskok na specjalnych saniach.

Kilka minut później, także po wylądowaniu, przewrócił się Rosjanin Dmitrij Ipatow. Wypięta narta podskoczyła na nierówności i przeleciała z niewiarygodną prędkością na wysokości głów dziennikarzy. Zatrzymała się na obiektywie i aparacie norweskiego fotografa z gazety "Dagbladet". Daniel Sannum Lauten padł jak rażony gromem. Skończyło się na wielkim strachu i plastrze na rozbitym łuku brwiowym. Norwega uratował jego własny aparat, inaczej doszłoby do tragedii. - No to teraz ja mu zrobię zdjęcie - zażartował starszy już dziennikarz "Dagbladet", kiedy okazało się, że kontuzja kolegi nie jest poważna. - Wystraszyłem się, nie miałem szans uciec. A narty, którą oberwałem, nawet nie zauważyłem. Może poproszę Ipatowa o tę nartę? Na pamiątkę - śmiał się później Lauten, który tego dnia zdjęć już nie robił.

Krótkie loty na Letalnicy

Lotów było mało, organizatorzy obniżyli rozbieg do maksimum. Prędkość na progu wynosiła około 105 km/h. Bywało, że w Planicy jechali o kilka kilometrów szybciej. Wszystko dlatego, że po raz pierwszy od lat rozgrywano zawody po południu. - To eksperyment - tłumaczył dyrektor FIS ds. skoków Walter Hofer. Wszystko przebiegło zgodnie z planem, a to może oznaczać, że w niedalekiej przyszłości loty na Letalnicy będą przy sztucznym świetle. W pierwszej serii mało kto dolatywał do 200 metra. Barierę przekroczyło ledwie ośmiu zawodników. Do 210 metra nie doleciał nikt.

Bardzo długo prowadziło dwóch Słoweńców - Jernej Damjan i Robert Kranjec. Na trybunach trwał więc karnawał umiejętnie "podkręcany" przez szalonego spikera, który cały czas oznajmiał narodowi, że "słoweńskie orły" wciąż na czele. My czekaliśmy na swojego "orła" z Wisły i znad Wisły. W Planicy Adam nazywany jest po prostu "batmanem". Kiedy miał skakać Polak, spiker porozmawiał chwilę z tysiącami Polaków, którzy zjawili się w Słowenii. - Witam wszystkich polskich kibiców. Tutaj lata nasz mistrz świata - powiedział w miarę poprawną polszczyzną. Transparenty wskazywały na to, że pojawili się rodacy z każdego niemal zakątka kraju. Od Rewala po Lublin. Od Końskich po Bielsko-Białą.

I Małysz, oglądany z trybun m.in. przez żonę, córkę i ojca, nikogo nie zawiódł. Frunął daleko, za nic nie chciał wylądować. Aż wreszcie, kiedy narty zetknęły się z ziemią aż uniosła się czerwona cegła, którą zaznaczony jest 210 metr. 208,5 m Polaka! Adam dostał przyzwoite noty i był liderem. Od norweskiego sędziego Małysz dostał 16,5 pkt., od pozostałych 18 albo 18,5. - Bardzo dobrze!!! - wydarł się spiker, a z głośników gruchnęło: "skacz, skacz, skacz jak Adam Małysz".

Jacobsen nie wytrzymał

Będący po Małyszu, Jacobsen na pewno chciał skoczyć "jak Adam Małysz". Ale nie w piątek. Norweg nie doleciał do 200 metra. Nie wytrzymał psychicznie, nie zniósł presji. Popełnił błąd w locie. I był dopiero dwunasty. W drugim skoku pokazał wielką klasę. Jeszcze raz spróbował zaatakować. Polak skakał długo po nim, nie spotkali się ani na wyciągu, ani na górze. Norweg wiedział, że straci koszulkę lidera PŚ, ale postanowił nie oddawać jej za darmo. I pofrunął niewiarygodnie daleko. 210,5 m było trzecią odległością konkursu. Gdyby i pierwszy skok miał taki sam, przegrałby tylko z Adamem. A tak awansował na szóste miejsce.

Długo nikt nie mógł wyprzedzić Norwega. Udało się to pięciu skoczkom, w tym obu Słoweńcom. Na trybunach zakwitła przyjaźń polsko-słoweńska. Kibice Małysza cieszyli się na równi z gospodarzami, bo każdy skoczek przed Jacobsenem to mniej punktów dla Norwega i większa przewaga Polaka w PŚ. Przed Małyszem świetnie skoczył Ammann. Szwajcar, jako drugi, przekroczył 210 m. Miał jednak słabe noty za lądowanie na dwie nogi. Ale prowadził przed skokiem Polaka.

Skromna radość mistrza

Adam nie zostawił nikomu złudzeń. Niezdobyta dotąd twierdza Letalnica padła. I to z wielkim hukiem. Małysz, choć bywał w lepszej dyspozycji niż teraz, nigdy dotąd nie wygrał na największej skoczni świata. Aż do wczoraj. Drugi skok był naprawdę nie z tej ziemi. Żaden inny zawodnik nie powtórzyłby wczoraj tego wyczynu. 221 m to był absolutny nokaut.

Małysz ucieszył się po swojemu, skromnie, uniósł dwa kciuki do góry. Ledwo odpiął narty, a na zeskok wbiegł Norweg Jacobsen. Wyciągnął spod kurtki czerwoną kamizelkę lidera PŚ i ze szczerym uśmiechem oddał Adamowi. - Dziękuję - usłyszał od polskiego skoczka. My mamy nadzieję, że tym razem Małysz nie odda kamizelki do końca sezonu.

Kiedy zagrali Mazurka Dąbrowskiego, Małyszowi po raz kolejny w tym sezonie zaszkliły się oczy.

Liczba Pucharu Świata

4

tyle zwycięstw w Pucharze Świata ma rekordzista wszech czasów - Fin Matti Nykänen. Adam Małysz i Austriak Andreas Goldberger mają po trzy zwycięstwa.

Konkursy w Planicy w TV:

Sobota: 9.55 (TVP1), 10.15 (Eurosport)

Niedziela: 11 (TVP1), 11.15 (Eurosport)

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.