Dariusz Dźwigała, nowy trener Podbeskidzia Bielsko-Biała: Ta drużyna ma potencjał

Dariusz Dźwigała został nowym trenerem Podbeskidzia Bielsko-Biała. To trener, który ma konkretny pomysł na zespół: piłkarze muszą brać odpowiedzialność za grę. - Nie lubię zawodników, którzy chowają się za plecami rywala, żeby nie zaliczyć straty i nie podpaść trenerowi - mówi.

Paweł Przybyła: Zaaklimatyzował się Pan już w Bielsku-Białej?

Dariusz Dźwigała: - Nie mam jeszcze wynajętego mieszkania, ale czuje się w Bielsku dobrze. Warunki do treningu świetne, piękne okolice, nic tylko skupić się na pracy.

Jaka pierwsza myśl po pierwszych treningach z nową drużyną?

- Jakościowo to zespół na bardzo dobrym poziomie, teraz tylko kwestia przekazania tego jak chcemy grać i realizowania tych planów podczas meczów. Wielokrotnie powtarzałem, że jestem trenerem który chce mieć wpływ na każdy mecz - w takim sensie że moja drużyna ma prowadzić grę i być często przy piłce. Ważna jest także skuteczność zarówno w defensywie jak i w ofensywie.

Czy zespół po spadku jest w dołku?

- Nie widzę, żeby były problemy związane z rozpamiętywaniem spadku. To jest poza nami, to się już nie wróci, więc nie ma sensu się tym przejmować. Cieszy mnie to, że kilku ważnych zawodników chce zostać, żeby udowodnić klasę i wrócić do ekstraklasy właśnie z Podbeskidziem. Obserwuje, jak w treningu jeden drugiego mobilizuje.

Sam nie tak dawno byłem zawodnikiem i pamiętam, czego potrzebowałem od trenera. Kiedy mówił cały czas, że wszystko jest źle, jako piłkarz nie potrafiłem wydobyć z siebie co miałem najlepszego. Wolę chwalić, niż ganić. Ale oczywiście: jeżeli trzeba wstrząsnąć szatnią, potrafię to zrobić. Generalnie jednak bazuje na zaufaniu do każdego z zawodników. Nie lubię piłkarzy, którzy się chowają za rywalem, byle tylko nie dostać piłki, żeby nie mieć straty i nie podpaść trenerowi. Nie, u mnie lepiej, żeby piłkę dwa, trzy razy stracić, ale żeby mieć sto kontaktów z piłką, a nie dziesięć. Każdy zawodnik, od bramkarza do napastnika jest odpowiedzialny za piłkę i drużynę.

Wszyscy widzą Pana rolę w tym, żeby wzbudzić w drużynie znów "góralski charakter", z którego słynęła. Jak Pan się na to zapatruje?

- Dzisiejsza piłka w polskim pierwszoligowym wydaniu, bazuje na charakterze i ciągłym przeszkadzaniu rywalowi, bo bez tego nawet świetny piłkarsko zespół, nie będzie w stanie nic osiągnąć. Charakter? Tutaj są przecież charakterni zawodnicy, rozmawiałem z Robertem Podolińskim [byłym trenerem Podbeskidzia, przyp.red.]i on właśnie zachwalał właśnie tę cechę. Jestem w stanie szybko wychwycić zawodnika, który "się ślizga" a jego podejście nie jest takie, jakie powinno. Praca jest naprawdę na wysokim poziomie, każdy z zawodników odpowiedzialnie wykonuje swoje obowiązki, co do tego nie mam żadnych wątpliwości.

Czy to Pan zadecydował o odejściu tych piłkarzy, których już w Bielsku nie ma?

- Cały czas walczę o to, aby została jak największa ilość dobrych piłkarzy. Chciałbym zaprzeczyć, jakobym nie chciał w drużynie Mateusza Możdżenia czy przede wszystkim - a pojawiły się wobec mnie takie zarzuty - Kohei Kato. To nieprawda, to wyssana z palca bzdura. Nigdy nie powiedziałem, że nie chce Kato, bo uważam go za zawodnika, który dużo dałby tej drużynie w pierwszej lidze, bo dawał jej przecież w ekstraklasie. Ma dobry charakter jeżeli chodzi o pracę w defensywie. Na niektóre sprawy nie miałem wpływu. Zawodników, którzy nie byli zainteresowani grą na poziomie zaplecza ekstraklasy już u nas nie ma. Rozmawiałem z piłkarzami, powiedzieliśmy sobie, że chcemy grać w piłkę. Wcześniej, zespół Podbeskidzia miał łatkę takiej drużyny, która potrafi tylko przeszkadzać i nic więcej. Teraz chcemy grać w piłkę, bo mamy do tego odpowiedni potencjał. Wielu zawodników ma umiejętności na poziomie ekstraklasy i moim zadaniem jest wyciągnąć z nich maksimum.

Czy fakt, że tacy piłkarze jak Gracjan Horoszkiewicz, Sebastian Bartlewski czy Kamil Jonkisz przebywali ostatnio na wypożyczeniach w pierwszej lidze, będzie przydatne dla drużyny?

- Już na pierwszym spotkaniu z zespołem powiedziałem, że każdy musi się teraz przestawić na inną rzeczywistość. To są inne realia: stadiony i publika, oprawa i atmosfera meczu nie jest taka jak w ekstraklasie. Na nas będą patrzeć jako na faworyta w każdym meczu, bo spadliśmy z ekstraklasy po kilkuletnim okresie grania w niej i w naszej drużynie grają piłkarze z uznaną marką. Prowadząc Dolcan Ząbki widziałem jak podchodzą do tamtego zespołu inne drużyny, które wiedziały że gramy piłką. Sądzę, że teraz będzie podobnie i że większość zespołów grając z nami będzie grało z kontry. Po stracie piłki musimy wiedzieć co robić, nauczyć się asekurować, żeby jak najszybciej odbierać piłkę po stratach, bo nie ma piłkarza na świecie który nie traci czasem piłki.

Sprawia Pan wrażenie człowieka, który doskonale wie czego chce. Czy już przed pierwszym zetknięciem się z zespołem wiedział Pan jaki styl chce wpoić Podbeskidziu? Przecież nie znał Pan jeszcze predyspozycji poszczególnych piłkarzy.

- Tak, od razu wiedziałem jak chcę grać. Jasne, żeby grać tak jak chcę, muszę mieć odpowiedni materiał ludzki, ale uważam, że tacy piłkarze tutaj są. Wzmocnienia? Będzie z nimi tak: kiedy idzie pan do sklepu po bułkę, kupuje pan taką jaka panu smakuje. My w Podbeskidziu też kupimy takich piłkarzy, którzy pasują do mojej koncepcji.

Ostatnio przeczytałem ciekawy komentarz pewnego kibica, który mówił że w pierwszej lidze Górnik i Podbeskidzie będą teraz jak Real i Barcelona w lidze hiszpańskiej. Presja, która będzie wisi nad pańską drużyną pomaga, czy przeszkadza?

- To normalne, presja jest zawsze. Nie dziwi mnie fakt, że na Górnika i Podbeskidzie wszyscy będą podwójnie zmobilizowani, bo tak jest od zawsze, że drużynę z uznaną marką i tradycjami, dobrymi piłkarzami, chce się pokonać. W piłce nie ma czegoś takiego jak brak presji. Przecież każdy chce odnieść jakiś sukces, a z tym zawsze wiąże się presja. Mamy fajny stadion i będziemy chcieli swoją grą i zwycięstwami, ściągnąć na niego jak najwięcej kibiców, bo dla nich gra się w piłkę. Jeżeli jest ich dużo, bieganie po murawie sprawia większą przyjemność. Chcemy ładnie grać, ale przede wszystkim wygrywać, bo co nam z ładnego grania bez punktów?

Pierwsza liga będzie w tym sezonie niesamowicie ciekawa. Na Śląsku czekają was prawie same derby.

- Ja do tych śląskich drużyn dodałbym jeszcze Chrobry Głogów, Miedź Legnicę, długo jeszcze by wymieniać. To wszystko są zespoły z dużym potencjałem. Już w zeszłym sezonie w pierwszej lidze każdy mógł wygrać z każdym i słabsze zespoły ogrywały liderów.

Przede wszystkim trzeba grać w piłkę, być bardzo zdyscyplinowanym i konsekwentnym. Często w niższych ligach bywa tak, że drużyny prowadzące grę i będące dłużej przy piłce, nie wygrywają meczów. Czeka nas bardzo dużo pracy jeżeli chodzi o budowanie ataku pozycyjnego i reakcję po stracie piłki.

Na koniec o mistrzostwach Europy. Reprezentacja Polski zwojuje Euro?

- Mimo naszego wtorkowego słabszego występu jestem o tym przekonany. Uważam że w piłce trzeba mieć również szczęście. Sądzę, że spokojnie poradzimy sobie ze Szwajcarią. A później? Pokazaliśmy już z Niemcami, że potrafimy grać z mistrzami świata jak równy z równym. W moim odczuciu, będziemy mieli problem z takimi drużynami jak Hiszpania, gdzie piłka jak po sznurku chodzi od nogi do nogi. Jestem pod wrażeniem dyscypliny, jaką udało się wprowadzić trenerowi Adamowi Nawałce i mocno kibicuje Polakom.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.