Górnik Zabrze - Korona Kielce 0:0. Dramatyczna sytuacja Górnika. Jest już o krok od spadku!

Ponad 18 tysięcy kibiców nie zobaczyło ani jednej bramki. Przed ostatnią kolejką sytuacja Górnika Zabrze jest dramatyczna - zespół z Roosevelta musi wygrać z Termaliką Bruk-Bet Nieciecza i liczyć na porażkę Górnika Łęczna we Wrocławiu. Jeśli któryś z tych warunków nie zostanie spełniony, zabrzanie spadną z Ekstraklasy.

Po wtorkowym meczu Górnik Zabrze spadnie z Ekstraklasy? Scenariusz najgorszy z możliwych, ale nie można go było wykluczyć. Aby wszedł w życie, musiały zdarzyć się trzy rzeczy. Po pierwsze, zespół Jana Żurka przegrywa z Koroną Kielce. Po drugie, Termalica Bruk-Bet Nieciecza zgarnia trzy punkty w starciu z Jagiellonią Białystok. I wreszcie po trzecie, Górnik Łęczna ogrywa Podbeskidzie Bielsko-Biała.

Na Roosevelta wiara w to, że przed ostatnią kolejką sezonu zabrzanie będą nadal w grze - ba, będą blisko utrzymania - była jednak naprawdę duża. Wystarczyło spojrzeć na tłumy kibiców zmierzające w kierunku stadionu. Już na długo przed pierwszym gwizdkiem Pawła Raczkowskiego jasne stało się, że Górnika z trybun dopingować będzie największa publika od momentu lutowych derbów z Ruchem Chorzów, kiedy to na Arenie Zabrze zasiadło blisko 25 tysięcy ludzi...

Tyle że przez pierwsze 45 minut solidnie się wynudzili. W tym czasie ciekawie było bowiem ledwie w jednej akcji, którą na dodatek przeprowadzili goście - w 6. minucie Vlastimir Jovanović huknął nieznacznie ponad bramką Grzegorza Kasprzika. Późniejsze próby jednych i drugich to już natomiast sporo niedokładności, a momentami wręcz zwykła bezradność. W tej sytuacji gospodarze próbowali zaskoczyć kielczan uderzeniami z dystansu, ale i ich efekt był mizerny. Po uderzeniach Sebastiana Stebleckiego i Marcisa Ossa piłka nie zmierzała nawet w światło bramki.

Spodziewaliśmy się, że wraz z początkiem drugiej połowy na boisku pojawi się Jose Kante, ale z tą zmianą Żurek postanowił jeszcze poczekać. Co innego Marcin Brosz, który zostawił w szatni zupełnie niewidocznego Łukasza Sekulskiego, zastępując go wracającym po kontuzji Airamem Cabrerą, wiceliderem klasyfikacji strzelców ligi.

Chwilę po przerwie to jednak nie Hiszpan, a Nabil Aankour był o włos od trafienia. Wszystko przez błąd Kasprzika, który wybił piłkę wprost pod jego nogi. Gospodarzom się upiekło, a zaraz potem odpowiedzieli ni to dośrodkowaniem, ni to strzałem Szymona Matuszka. Dariusz Trela piłkę odbił, ale nie bez problemów. W końcu zaczęło się coś dziać. Nagle zrobił się mecz, w którym piłkarze próbują strzałów z... niemal każdej pozycji. Sęk w tym, że z celnością bywały już spore kłopoty. Choć "główka" Kante z 77. minęła celu minimalnie, a już w doliczonym czasie gry któryś z zawodników gospodarzy trafił futbolówką w słupek. Marne to pocieszenie, zwłaszcza że w końcówce do Zabrza dotarła wiadomość o bramce Termaliki w Białymstoku! Zwycięstwo beniaminka oznacza, że szanse zespołu Żurka na utrzymanie w Ekstraklasie są już tylko iluzoryczne. W sobotę Górnik musi wygrać w Niecieczy i liczyć na to, że Łęczna przegra we Wrocławiu. Jeśli któryś z tych warunków nie zostanie spełniony, w przyszłym sezonie na Roosevelta będzie pierwsza liga.

Górnik Zabrze - Korona Kielce 0:0

Górnik: Kasprzik - Matuszek Ż, Danch, Szeweluchin, Oss, Kallaste Ż - Gergel, Przybylski, Kurzawa (70. Kwiek), Cerimagić (56. Kante) - Steblecki (74. Skrzypczak).

Korona: Trela - Rymaniak, Dejmek, Diaw, Gabovs - Pyłypczuk (64. Marković), Grzelak, Jovanović, Pawłowski - Aankour - Sekulski (46. Cabrera).

Sędziował: Paweł Raczkowski (Warszawa); widzów: 18 321

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.