Panowie z Resovii, gdzie wasza ambicja!

Finał Pucharu Polski miał być najlepszym widowiskiem klubowej siatkówki ostatnich lat. Nie wszystkim jednak zależało, by wyjść z tych zawodów z twarzą.

Tegoroczny kalendarz jest dla siatkarzy wyjątkowo trudny (o tym w tekście na sąsiedniej stronie), zwłaszcza drużyn, które oprócz zmagań ligowych muszą dzielić siły także na europejskie puchary. W takiej sytuacji znalazła się Asseco Resovia, którą za dwa tygodnie czeka Final Four Challenge Cup, a wcześniej rewanżowe spotkania ligowe z Olsztynem. PP był więc kolejną imprezą wciśniętą w jej napięty terminarz i pewnie dlatego na ćwierćfinałowe spotkanie z Jastrzębskim Węglem trener Andrzej Kowal wpuścił rezerwowych. Ci, zamiast pokazać, że są lepsi od kolegów, przeszli obok meczu. Ich spokoju nie zmąciły nawet kolejne upokorzenia ze strony rywala, ani mocne i nie nadające się do cytowania słowa libero Krzysztofa Ignaczaka, który jak zwykle walczył do ostatniej piłki.

Tak się złożyło, że komentowałem dla Polsatu Sport ćwierćfinałowy mecz Resovii. Po jego zakończeniu Marek Karbarz, jeden z szefów rzeszowskiego klubu, a przed laty jeden z siatkarzy Huberta Wagnera, pytał mnie, czy bardzo oberwało się w transmisji jego drużynie. Odpowiedziałem pytaniem: A było za co was rugać?

- Było - zaczerwienił się Karbarz.

Działaczom, trenerom i zawodnikom Resovii polecam jednak słowa Dawida Murka, który musiał przeciwko nim grać, a sam - mimo że jak mało kto ma kłopoty ze zdrowiem - nigdy się nie oszczędza: "Resovia chyba odpuściła sobie Puchar Polski, aby skoncentrować się na innych celach. Jak zobaczyliśmy, kto jest po drugiej stronie siatki, to już wiedzieliśmy, że nie traktują turnieju poważnie. Ale tak się nie robi. W każdym meczu powinno się walczyć na maksa".

Copyright © Agora SA