Dawid Murek o decyzjach Lozano

- Gdyby wszyscy byli zdrowi, podejrzewam, że na meczach kadry wciąż siedziałbym przed telewizorem - mówi najlepszy polski siatkarz.

Przemysław Iwańczyk: Znów jest pan najlepszym polskim siatkarzem. Za turniej finałowy Pucharu Polski koledzy z drużyny, choć nie byliście pierwsi, mówili, że należy się panu pomnik. Druga młodość Dawida Murka?

Dawid Murek: Paradoksalnie najważniejsza była decyzja, że po latach występów nie gram w kadrze i świadomie rezygnuję z mistrzostw świata w 2006 r. Lekarze zrobili mi zastrzyki w bolące kolano i mogłem w końcu solidnie przygotować się do sezonu ligowego. To był przełom. Przerwa bardzo mi pomogła, mogłem w końcu pozbierać się fizycznie. Forma została do dziś, a najbardziej cieszy, że jest stabilna. Nie jest tak, że mam jeden mecz rewelacyjny, następny słaby. Z każdym spotkaniem czuję się lepiej.

W 2006 r. zrezygnował pan z kadry, zamykając sobie drogę do niej na prawie dwa lata. Dopiero po kontuzjach innych przyjmujących Raul Lozano na powrót sięgnął po pana.

- Gdyby wszyscy byli zdrowi, podejrzewam, że na meczach kadry wciąż siedziałbym przed telewizorem. Nie mam żalu, że Lozano wcześniej po mnie nie sięgał, ale nie ukrywam, że po głowie chodziły mi słowa selekcjonera, który mówił o powołaniach tylko dla najlepszych. Czułem, że coś jest nie tak, bo przecież forma dopisywała. Z drugiej strony wszyscy wiemy, jaki jest Lozano. Że ma zasady, których twardo się trzyma. Możliwe, że moja rezygnacja z powodów zdrowotnych była wtedy dla niego sygnałem: Murek odpuszcza.

W podobnej sytuacji jest teraz Grzegorz Szymański, który zrezygnował z kadry tuż przed olimpijskim turniejem kwalifikacyjnym w Izmirze. Lozano zapowiedział, że już nigdy go nie powoła.

- Nikt z nas nie wie, co czuł Grzesiek, co mu dolegało. Decyzje Lozano w jego sprawie są zbyt szybkie. Trener zamknął mu drogę, a przecież to zawodnik, który może zastąpić Mariusza Wlazłego, kiedy ten będzie miał kłopoty ze zdrowiem.

Zmiennikiem Wlazłego ma być Piotr Gruszka.

- Myślę, że trener pozostawi Piotrka jako przyjmującego. Przejście na atak wcale nie jest takie proste, czego mieliśmy przykład w Izmirze. Gruszka grał tam dobrze, ale w końcówkach jednak czegoś zabrakło. Nie doświadczenia w meczach o stawkę, ale ogrania na tej pozycji. Zawodnik, który non stop występuje jako atakujący, wie, jak się zachować w decydującym momencie.

Konkurencja na pozycji przyjmujących będzie w takim razie niebywała. Pan, Gruszka, Sebastian Świderski, Michał Winiarski, Michał Bąkiewicz.

- I bardzo dobrze, Lozano będzie miał z kogo wybierać, zostawiając nam zdrową rywalizację do samego końca.

To tylko dotychczasowi pewniacy. A gdzie miejsce dla Krzysztofa Gierczyńskiego czy Marcina Wiki, którzy zdobyli z Częstochową Puchar Polski?

- Gierczyński pokazuje od kilku sezonów, że jest znakomity. Dlatego zasługuje na kadrę. Wika za każdym razem stara się potwierdzić, że dla niego też powinno być miejsce. Puchar Polski, na którym zdobył tytuł MVP, powinien selekcjonera przekonać do końca.

Drużyna z reguły liczy tylko czterech przyjmujących. Na kogo pan by postawił?

- Na pewno na Winiarskiego, bo to numer jeden wśród nas. Drugim będzie Świderski, który zdobył ostatnio Puchar Włoch i spisuje się bardzo dobrze. Trzeci to Gierczyński, a z czwartym Lozano będzie się wahał do samego końca. To będzie albo Gruszka, albo Wika. O sobie nie mówię, bo nie jestem w stanie teraz powiedzieć, że na pewno podołam. I nie mówię tak przez skromność, po prostu trzy dni grania w Pucharze Polski czuję mocno w kościach.

Zdaniem Lozano MVP Pucharu Polski był Paweł Woicki. Zostanie drugim rozgrywającym kosztem Łukasza Żygadły?

- Woicki pokazał, że rozegranie polega na tym, aby przeciwnik nie umiał rozszyfrować jego planów. A on gubi rywala na każdym kroku, ma to coś, co mają rozgrywający z prawdziwego zdarzenia. Jest niski [182 cm], to fakt, i byli ludzie, którzy mówili, że przez to się nie nadaje. A ja zapytam, ile wzrostu mają Brazylijczycy Ricardo czy Marcelinho? Są niewiele wyżsi od Pawła, a umieją nawet blokować. Wszyscy widzieli, co Woicki wyprawiał na Pucharze Polski, dlatego na tej pozycji walka w kadrze potrwa do samego końca.

Na Pucharze szalał również Robert Szczerbaniuk, a jednak Lozano go pomija. Pan dałby mu szansę?

- Są tacy, którzy uważają, że do kadry już się nie nadaje, ale to jedyny z polskich środkowych, który potrafi piekielnie mocno zaserwować [jego zagrywki szybują z prędkością nawet ponad 120 km/godz.]. To ewenement. Jak się dołoży jego atak, nie mówiąc już o bloku, mamy siatkarza, którego nie powinno się skreślać.

Wróćmy do pana. Co się stało, że z cichego, zamkniętego w sobie stał się pan prawdziwym liderem, na którego patrzy cała drużyna?

- Wszyscy to teraz mówią. Kiedyś trudno mi było odnaleźć się w roli lidera, uciekałem od tego, jak tylko mogłem. Wolałem robić swoje i cieszyć się tym. Teraz wygląda na to, że ciągnę grę, co wychodzi nam wszystkim na plus, ale niech nikt nie myśli, że stałem się jakąś gwiazdą. Wspólnie idziemy po jeden cel - po igrzyska. Może to kwestia dojrzałości, z wiekiem łapie się pewność w grze, a to pomaga. Warunkiem wszystkiego musi być jednak forma, bez niej ani rusz.

Dużo ostatnio mówi się o pękającym w szwach kalendarzu reprezentacji. Dla tak kontuzjogennych siatkarzy jak pan to samobójstwo.

- Kiedy Paweł Zagumny powiedział mi ostatnio, jaki jest plan kadry, złapałem się za głowę. Staram się o tym teraz nie myśleć. Mam ligę, chcę z Jastrzębskim Węglem walczyć o mistrzostwo Polski.

Czy w trosce o zdrowie kadrowiczów sezon ligowy nie powinien być krótszy?

- Powinien, bo kadra jest dobrem najwyższym i każdy powinien jej pomóc. Przecież to nasza ostatnia szansa awansu na igrzyska. Niestety, w tym roku gramy środa-sobota, środa-sobota i tak do znudzenia. Jest jednak druga strona medalu, czyli kluby, które płacą nam wielkie pieniądze. Wymagają od nas równego poziomu, a sponsorzy chcą oglądać nas jak najczęściej w telewizji. Koło się zamyka.

Polacy zagrają na igrzyskach?

- Liczę na to, że w portugalskim Espinho powtórzy się scenariusz z kwalifikacji do igrzysk w Atenach. Że awansujemy, choć nie chciałbym, żeby towarzyszyły temu tak dramatyczne chwile jak cztery lata temu.

Dawid Murek: 31 lat, wychowanek Piasta Międzyrzecz. W ekstraklasie debiutował w AZS Częstochowa, skąd po pięciu latach wyjechał do Panathinaikosu Ateny. Po czterech latach w Grecji zaliczył sezon we włoskiej Modenie i od 2006 r. występuje w Jastrzębskim Węglu. Był mistrzem świata juniorów (1997), w pierwszej reprezentacji wystąpił 211 razy. Do 2006 r., jako jedyny, obok Piotra Gruszki, polski siatkarz wystąpił we wszystkich dziewięciu edycjach Ligi Światowej. Choć wielokrotnie mu proponowano, nie chciał być kapitanem drużyny. Dopiero w tym sezonie zdecydował się na tę funkcję w Jastrzębskim Węglu.

Alojzy Świderek, II trener reprezentacji:

- Nie ma potrzeby, aby wiele mówić o Dawidzie. Przez ostatnie lata zmienił się nie do poznania, co odbiło się korzystnie i na nim, i na drużynie.

Wojciech Drzyzga, ekspert Polsatu Sport i Sport.pl

- Zawsze miał nieprzeciętne predyspozycje ruchowe - dużą sprawność i technikę. Łączy to z walecznym sercem, nigdy nie kalkuluje, daje z siebie wszystko. Zapłacił za to kontuzjami.

Rozmowa z nim zawsze była trudna, bo krótka. To grzeczny chłopak, który nigdy nie uzewnętrzniał emocji. Teraz przeszedł wielką metamorfozę. Zostały w nim wszystkie cechy wolicjonalne, ale otworzył się na zespół, zyskując cechy prawdziwego lidera. Rozmawia z kolegami na boisku w męskich konkretnych słowach. Obok Mariusza Wlazłego i Pawła Zagumnego, jest w grupie trzech najlepszych polskich siatkarzy.

Decyzje Lozano w sprawie Szymańskiego są zbyt szybkie. Trener zamknął mu drogę do kadry, a przecież to zawodnik, który może zastąpić Mariusza Wlazłego. Nie powinno się też skreślać Szczerbaniuka, jedynego z środkowych, który potrafi piekielnie mocno zaserwować.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.