Tkaczyk: też lubię sobie porządzić

- Lubię sobie pogadać i porządzić. Absolutnie nie boję się odpowiedzialności bycia liderem drużyny. Jeśli będą mnie w niej widzieli to jestem do tej funkcji gotowy - mówi Grzegorz Tkaczyk, nowy rozgrywający Vive Targi Kielce

Paweł Matys: Większość kibiców zadaje sobie to pytanie. Kto będzie liderem Vive Targi Kielce w przyszłym sezonie?

Grzegorz Tkaczyk, rozgrywający Vive Targi Kielce i reprezentacji Polski: No cóż, jeszcze chyba jest za wcześnie, by jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Potrzebne są do tego pierwsze gry kontrolne, bo tak naprawdę to wyklaruje się na parkiecie. Ciężko to stwierdzić po zaledwie kilku wspólnych zajęciach, w dodatku była dotychczas sama tzw. fizyka.

Trudno nie wymagać takiej funkcji od ciebie. Ale z drugiej strony masz mocną konkurencję.

- Szczerze mówiąc, to absolutnie nie boję się takiej odpowiedzialności. I jeśli będą mnie w tej funkcji widzieli to czuje się gotowy. W kadrze byłem liderem, potem w Niemczech w Magdeburgu też, i dobrze sobie z tym radziłem. Wszystko wskazuje na to, że w Kielcach może być podobnie, ale powtarzam, nie boję się takiej odpowiedzialności. Mogłem też być liderem w Rhein - Neckar Löwen, ale tam aż półtora roku straciłem na leczenie kontuzji i trochę osłabiło to moją pozycję.

Mówi się w kuluarach, że jednym z największym wyzwań Bogdana Wenty będzie właśnie okiełznanie tak silnych charakterów jak ty i Uros Zorman, który dużo gada i lubi rządzić w drużynie

- Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Podobnie jak Uros lubię dużo gadać i sobie porządzić (śmiech). Myślę jednak, że nie ma powodów do zmartwień, znajdziemy wspólne rozwiązanie. Przypominam, że to nie jest sport indywidualny, nie wygramy w ten sposób niczego. To jest gra drużynowa, a każdy z nas zdaje sobie sprawę, po co pracujemy i co chcemy osiągnąć. Miałem okazję już rozmawiać z Urosem oraz pozostałymi zawodnikami i wszystko jest OK.

Już na samym początku sezonu musicie szykować wielką formę. To trudne zadanie?

- Nie trudne, lecz bardzo trudne! Przede wszystkim dlatego, że w drużynie jest wielu nowych zawodników [pięciu: oprócz Tkaczyka Sławomir Szmal, Denis Buntić, Throrir Olafsson i Bartłomiej Tomczak - przyp. red.] i potrzebujemy czasu, by się ze sobą zgrać. Trochę czasu zejdzie, zanim dotrzemy się taktycznie w obronie i ataku. Dlatego nie pozostaje nam nic innego, jak jeszcze bardziej przyłożyć się teraz podczas przygotowań.

W finale turnieju o dziką kartę do Ligi Mistrzów pewnie zmierzycie się z Lwami. Czy atutem Vive w meczu z nimi będzie to, że nie ma już tam Tkaczyka i Szmala?

- Nie wybiegam tak daleko w przyszłość. Uprzedzam wszystkim, byśmy nie zapominali o Valladolid. Miałem okazję z Hiszpanami grać kilka razy i to jest piekielnie ciężki rywal. Nie możemy go zlekceważyć. Jak z nimi wygramy, to wówczas pomyślimy o Lwach. Na pewno Niemcy są w podobnej sytuacji co my, doszło tam wielu nowych zawodników i muszą się zgrać.

Bez reprezentantów Polski Lwy będą o wiele słabszym zespołem?

- Mam nadzieję, że tak. Jeśli chodzi o poszczególne pozycje, to na pewno będą mieć mocniejsze prawe rozegranie. Krzysiek Lijewski może nie ma tak wielu sukcesów jak słynny Olafur Stefansson, ale da wiele drużynie, będzie bardziej wartościowszy od Islandczyka. Przede wszystkim gra też bardzo dobrze w obronie. Co do Sławka, to naprawdę ciężko jest go zastąpić. O sobie nie będę mówić, ale na pewno Karol Bielecki będzie mocniejszym ogniwem niż w ubiegłym sezonie.

Ciebie w Kielcach czeka rywalizacja na lewej połówce z Michałem Jureckim.

- Spoko, znamy się z kadry, będzie dobrze, postaramy się wiele dać drużynie. Poza tym ja jestem gotowy do gry też na rozegraniu. Gram tam, gdzie mnie potrzebują.

Szykujesz jakąś nową fryzurę na nowy sezon? Z tego jesteś też dobrze znany, że często ją zmieniasz?

- Nie wiem, może coś mi odbije na stare lata (śmiech). Nie myślałem jeszcze o tym.

rozmawiał Paweł Matys

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.