Liga Światowa. Czas próby nadchodzi

Dorobek w Lidze Światowej mają Polacy zawstydzająco mizerny, więc szefowie PZPS zadbali, by nasi siatkarze stąpali na tegoroczne podium po możliwie mięciutkim dywanie. Turniej finałowy Gdańsku rozpoczną w środę od meczu z Bułgarią.

To już w siatkówce silna tradycja, że zanim na boisku rozpocznie się prawdziwa gra, do stołów negocjacyjnych zasiadają działacze, by wydębić dla swoich reprezentacji jak najwięcej przywilejów. Nie tyle gwałcą reguły, co żadnych nie stosują. A zyskuje zazwyczaj drużyna gospodarzy, którym dyscyplina - wciąż w świecie niszowa - jest wdzięczna, że zechcieli się wykosztować i zorganizować imprezę.

Wszelkie granice zostały przekroczone na ubiegłorocznym mundialu, upodlonym skandalem niespotykanym w całej historii sportów zespołowych. Włosi tak manipulowali systemem rozgrywek, że poirytowani Brazylijczycy - panujący w świecie od dekady - ostentacyjnie podłożyli się Bułgarom, by wpaść w półfinale na gospodarzy i ich w zemście za kombinacje znokautować.

Polscy siatkarze też rozpaczali

wówczas, że zostali potraktowani niesprawiedliwie. I mieli dobre powody. Teraz nie rozpaczają, bo władzę nad regulaminami przejęli szefowie PZPS. Jako gospodarze turnieju finałowego LŚ w jednej grupie upchnęli wszystkie najwyżej sklasyfikowane w globalnym rankingu drużyny, a w drugiej - wraz z biało-czerwonymi - resztę sklasyfikowaną niżej. Mistrzowie świata Brazylijczycy (1. miejsce w hierarchii FIVB) zmierzą się z wicemistrzami świata Kubańczykami (4.), mistrzami olimpijskimi Amerykanami (5.) oraz najlepszymi w fazie eliminacyjnej Rosjanami (2.).

Nasi siatkarze (10.) zagrają kolejno z Bułgarią (7.), Włochami (6.) i Argentyną (8.). By awansować do półfinału, potrzebują co najmniej pozycji wicelidera grupy. A ponieważ w kwalifikacjach jako gospodarze gdańskiego turnieju podskakiwali nieskrępowani presją wyniku - i byli dopiero trzeci w tabeli - do strefy medalowej stąpają po mięciutkim, wyłożonym przez działaczy dywanie. Przyjemniejszej drogi - przynajmniej teoretycznie - wyobrazić sobie nie sposób.

Dotychczas Polacy w LŚ nie osiągnęli nic. Zdobyli srebro mundialu (2006), zdobyli złoto mistrzostw Europy (2009), ale w rozgrywkach mniej prestiżowych, które jednak dały fundament pod dzisiejszą, zawrotną popularność naszej siatkówki, na podium nie wspięli się nigdy. Nie pomogły im ani finały dwukrotnie organizowane w katowickim Spodku, ani inne skandaliczne rozdanie, które zastąpiło losowanie - przed trzema laty nasi siatkarze dostali w eliminacjach do rozwałki Egipt, Japonię oraz Chiny.

W siatkówce prawdziwe losowania przeprowadza się rzadko. Działacze wolą między sobą ustalić, kto z kim ma grać. Cały polski "wysiłek organizacyjny" - pojęcie wyjęte z terminologii działaczowskiej - poszedł jednak na marne. W najlepszych sezonach biało-czerwoni zajmowali w LŚ czwarte miejsce. W obu przypadkach za kadencji trenera Raula Lozano.

W ostatnich latach PZPS zezwalał jednak selekcjonerom, by inaugurującą sezon imprezę traktowali półserio, podporządkowując ją imprezom rangi mistrzowskiej. Teraz związek

żąda sukcesu,

bo czuje, że reprezentacja znalazła się w sytuacji krytycznej. Po pierwsze, potrzebuje odzyskać reputację utraconą podczas beznadziejnych MŚ, na których jako jedyny przedstawiciel Europy nie przetrwała drugiej rundy. Po drugie, potrzebuje rankingowych punktów, by zwiększyć szanse na awans do igrzysk olimpijskich w Londynie.

I tak Andrea Anastasi, w przeciwieństwie do argentyńskich poprzedników - Lozano i Daniela Castellaniego, musi zwyciężać natychmiast, choć ledwie wylądował w Polsce i ćwiczy z drużyną kilka tygodni, latając między kontynentami, bez kilku kluczowych ludzi (Paweł Zagumny, Michał Winiarski, Mariusz Wlazły, Daniel Pliński). Piłkę rozgrywa Łukasz Żygadło, który w poprzednim sezonie został z reprezentacji usunięty; atakuje przeszczepiony z przyjęcia Zbigniew Bartman; na skrzydle poza uznanym już bombardierem Bartoszem Kurkiem fruwają Michał Ruciak, który debiutuje w podstawowej szóstce w meczach traktowanych poważnie, oraz Michał Kubiak, który w ogóle debiutuje w kadrze. Wielka improwizacja. Stałym punktem podparcia pozostaje tylko Krzysztof Ignaczak, bezsprzecznie czołowy libero na świecie (i statystycznie najlepszy w rundzie eliminacyjnej).

Gdyby graczom drugiego planu powiodło się w Gdańsku, mogliby zasłużyć na ważną rolę w kadrze nie tylko tymczasowo. A trener - dojść wręcz do wniosku, że nie wszystkie odpoczywające dziś gwiazdy są mu niezbędne.

Sami siatkarze jednak nie wiedzą, na co ich stać. Obiecują skok na podium - już rutynowo, od niemal dekady Polacy nigdy nie mierzą niżej - ale z meczów rundy kwalifikacyjnej trudno wyciągać wnioski. Wychodzili na boisko z uspokajającą świadomością, że mogą przegrywać do woli, a bilans wyskakali idealnie średni. Słabiuteńkie Portoryko zgodnie z przewidywaniami czterokrotnie pobili, niezwyciężonej Brazylii zgodnie z przewidywaniami czterokrotnie dali się obić, z odmienionymi USA poobijali się na remis. Czas prawdziwej próby dopiero nadchodzi.

PZPS podsunął im przeciwników, z którymi w minionych latach raczej wygrywali, niż przegrywali (Bułgaria, Argentyna), oraz podupadłą, poddawaną personalnej rekonstrukcji potęgę (Włochy). Wygrać w tym gronie co najmniej dwa mecze to absolutne minimum wymagań dla siatkarzy, którzy marzą o medalu imprezy o zasięgu światowym. I środek antydepresyjny dla zniechęconych rokiem 2010 - dla reprezentacji fatalnym - kibiców, by uwierzyli, że z awansem na igrzyska problemu nie będzie.

Final Eight Ligi Światowej czyli mały mundial

Takiego turnieju finału Ligi Światowej jeszcze nie było. Po raz pierwszy rywalizuje w nim osiem drużyn, ze ścisłej czołówki brakuje tylko Serbów, brązowych medalistów ubiegłorocznych MŚ. Wszyscy uczestnicy plasują się w czołowej dziesiątce rankingu FIVB, wszyscy - poza Polską - wystawią najmocniejsze składy, wszyscy - poza Argentyną - mają aspiracje medalowe.

Środa: Rosja - USA (godz. 11), Brazylia - Kuba (13.30), Argentyna - Włochy (17.15), Polska - Bułgaria (20). Czwartek: Kuba - Rosja (11), USA - Brazylia (13.30), Bułgaria - Argentyna (17.15), Włochy - Polska (20). Piątek: USA - Kuba (11), Brazylia - Rosja (13.30), Włochy - Bułgaria (17.15), Polska - Argentyna (20). Sobota: Półfinały (17 i 20). Niedziela: Mecz o 3. miejsce (17), finał (20).

Transmisje w Polsacie Sport i Polsacie Sport Extra. Relacje na żywo z meczów Polaków na Sport.pl

Anastasi lepszy od innych, Polaków stać na wszystko

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.