Rozmowa z Zuzanną Radecką, brązową medalistką ME w sztafecie 4x400 m

Oddałam pałeczkę i nic więcej nie pamiętam - tak Zuzanna Radecka opowiada o swoim biegu w sztafecie, który przyniósł Polkom niespodziewany brązowy medal

Rozmowa z Zuzanną Radecką, brązową medalistką ME w sztafecie 4x400 m

To była jedna z najmilszych niespodzianek, jakie polskim kibicom przyniosły lekkoatletyczne mistrzostwa Europy w Monachium. Nasza żeńska sztafeta 4x400 metrów pobiegła znakomicie. Dała się wyprzedzić tylko Niemkom i Rosjankom. Mimo kiepskiej pogody (deszcz i chłód), Polki osiągnęły bardzo dobry czas. Na pierwszej zmianie pobiegła 27-letnia rudzianka Zuzanna Radecka. Zawodniczka katowickiego AZS AWF przybiegła na trzecim miejscu, a jej koleżanki z drużyny - Grażyna Prokopek, Anna Olichwerczuk i Małgorzata Pskit - utrzymały tę pozycję aż do mety.

Piotr Płatek: Który fragment finałowego biegu utkwił Pani w pamięci najbardziej?

Zuzanna Radecka: Od momentu, gdy oddałam pałeczkę, nic więcej nie pamiętam. Nie mam pojęcia, co się dalej działo. Nie chciałam zapeszać i dopiero gdy Ania Olichwerczuk wbiegała na metę, oczy szeroko mi się otworzyły. Szczęście było wielkie.

To Pani największy sukces w karierze?

- Zdecydowanie tak. Bardzo cenię sobie też wicemistrzostwo na Uniwersjadzie przed trzema laty.

Przed finałowym biegiem w Monachium myślałyście o medalu?

- Czułyśmy, że jest taka szansa, ale żadna głośno nie odważyła się o tym wspomnieć. Po biegu eliminacyjnym uwierzyłyśmy, że brąz jest naprawdę realny. Wciąż jednak nie było o tym mowy. Po co zapeszać...

Jak Pani ocenia swój bieg?

- Mile sama siebie zaskoczyłam. Nie do końca wiedziałam, na co mnie stać, nie za bardzo też wierzyłam, że mogę tak szybko pobiec. W tym sezonie mało biegałam na 400 m, trener mnie oszczędzał. Do zawodów przygotowywałam się od listopada. Wcześniej miałam dość poważną kontuzję, która na dłużej wyłączyła mnie ze startów.

Tyle lat startowała Pani na dystansach sprinterskich, sukcesy były właściwie tylko na arenie krajowej. Teraz, na początku startów na 400 m, od razu medal mistrzostw Europy. Może wcześniej trzeba było zmienić dystans?

- Nie żałuję tamtych lat. Uważam, że spełniłam się na krótkich dystansach. Teraz chcę spróbować czegoś nowego. Myślę, że nasza sztafeta może jeszcze sporo zdziałać.

Jak się Pani podobała atmosfera na olimpijskim stadionie w Monachium?

- Byłam zachwycona publicznością. Stadion wypełniony, widzowie wspaniale kibicowali - co ważne - nie tylko swoim zawodnikom. Ten doping nas uskrzydlał. Na stadionie było sporo kibiców z Polski. Po naszym biegu ktoś z polonusów rzucił nam nawet biało-czerwoną flagę, z którą mogłyśmy zrobić rundę honorową.

Starty innych naszych reprezentantów wpływały na Wasze nastroje?

- I to bardzo! Po pierwszym dniu, gdy kilku naszym faworytom się nie powiodło, nastroje były kiepskie. Baliśmy się, że to początek złego. Potem było jednak coraz lepiej. Jak zawsze można było liczyć na Roberta Korzeniowskiego, który mocno podniósł ducha naszej ekipy.

Jakie są dalsze plany brązowej medalistki?

- Sezon powoli się kończy. W najbliższym czasie wreszcie będę mogła odpocząć, zrobić sobie małe wakacje. Wciąż jednak nie mam pojęcia, gdzie pojadę. Może będą to jakieś ciepłe kraje?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.