Bundesliga. Borussii strach o finisz

Tak nerwowo w Dortmundzie nie było od dawna. Jeszcze przed meczem z najgorszą drużyną Bundesligi trener Borussii Jürgen Klopp zakazał swoim piłkarzom jakichkolwiek komentarzy w mediach. Po porażce sam zaczął unikać dziennikarzy.

Zanim jednak to zrobił, zdążył opowiedzieć na konferencji prasowej historię jednego z kolarzy, który tuż przed metą tak bardzo się cieszył z triumfu, że upadł. Przegrał, bo rywal zdążył go wyprzedzić. To symboliczne ostrzeżenie dla klubu, który od kilku tygodni traktowany jest jako triumfator ligi, choć sukcesu jeszcze sobie nie zapewnił. - Nie należy składać życzeń urodzinowych kilkanaście dni przed właściwym - mówił szkoleniowiec.

Niemieckie media żartobliwie potraktowały opowieść Kloppa, ale po sobotniej porażce nabrała ona groźnego znaczenia. Borussia przegrała w Mönchengladbach mecz z najsłabszym zespołem ligi, a w Niemczech zaczęto analizować, co musiałoby się zdarzyć, by Dortmund - wbrew temu, co od dawna traktuje się jako pewnik - nie świętował mistrzostwa.

W mieście przed weekendem wszystko było przygotowane do świętowania. Triumf z Borussią w Mönchengladbach i strata punktów przez Bayer Leverkusen już oznaczałyby mistrzostwo. Dlatego na wyjazdowy mecz wybrało się aż 19 tys. kibiców Borussii - tak wielkie eskapady są rzadkością, zdarzały się w historii klubu zaledwie kilka razy.

Klopp wprowadził w drużynie żelazny rygor. Zamknął treningi, kategorycznie zabronił piłkarzom udzielania jakichkolwiek komentarzy w mediach. Zażądał, by skoncentrowali się wyłącznie na finiszu ligi, tak by był lepszy niż dla wspomnianego kolarza.

Ale koronację Borussii odwołano, bo lider Bundesligi raził w Mönchengladbach nieskutecznością. Jeszcze przed meczem Klopp - pytany o to, czy wie, iż Borussia jest zespołem najczęściej marnującym dobre okazje w Bundeslidze - robił dobrą minę i żartował, że gdyby jego piłkarze mieli kończyć udanie każdą swoją akcję, ich przewaga nad resztą rywali byłaby za duża. Mecz z Borussią potwierdził statystykę. Lider miał przewagę, strzelał, pobił swój rekord liczby rzutów rożnych w jednej połowie, ale nie wynikało z tego nic. Gospodarze wygrali 1:0.

Zawiódł Robert Lewandowski. Reprezentant Polski miał okazję, by podwyższyć swoje notowania w Borussii - Klopp zdecydował, że to on będzie w sobotę podstawowym napastnikiem, mimo że do zdrowia po kontuzji wrócił Lucas Barrios. Lewandowski miał kilka okazji, ale tak jak partnerzy z drużyny marnował wszystkie.

Klopp po porażce powiedział jedynie kilka zdawkowych zdań, a na pytania z sali nie odpowiadał. - Proszę mi ich nawet nie zadawać - mówił jedynie naciskającym go dziennikarzom.

Borussia gra teraz z Nürnberg u siebie, później jedzie do Bremy, a kończy sezon na własnym boisku meczem z Eintrachtem.

Peszko wróci jeszcze w tym sezonie ?

Borussia obroni przewagę w Bundeslidze?
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.