Grand Prix Włoch. Po 37 latach Polak znów indywidualnym mistrzem świata! Jeszcze Hampel

Tomasz Gollob wygrał sobotnią Grand Prix Włoch rozegraną w Terenzano i na jedną rundę przed końcem zmagań zapewnił sobie pierwszy w karierze złoty medal. Wciąż szanse na srebro ma drugi z reprezentantów Polski Jarosław Hampel

- Przepraszam was, że musieliście czekać ponad 20 lat moich startów, bym wreszcie stanął na najwyższym stopniu podium - krzyczał Gollob po ostatnim biegu do polskich kibiców, którzy na kameralnym stadionie w Terenzano, małej miejscowości pod Udine, stanowili zdecydowaną większość. Polak, by już we Włoszech świętować tytuł mistrzowski, musiał zdobyć o sześć punktów więcej od broniącego tytułu Australijczyka Jasona Crumpa i pięć oczek więcej niż Hampel.

I tego dokonał. Po raz drugi w historii Grand Prix Włoch rozegrano w Terenzano i po raz drugi najlepszy okazał się Gollob. A jeszcze niedawno, gdy najlepsi zawodnicy świata spotykali się w niedalekim Lonigo, Polak przeżywał ogromne katusze. Zdarzało mu się nawet kończyć zawody na ostatnim miejscu.

Jednak w sobotę był królem Terenzano, na co przygotowani byli zresztą miejscowi organizatorzy. Przed zawodami w parku maszyn wywiesili na kartce wyniki finału indywidualnych mistrzostw świata z 1973 roku z Chorzowa, gdy triumfował jedyny do soboty mistrz z Polski Jerzy Szczakiel.

Gollob zdawał sobie sprawę z tego, przed jak wielką szansą stoi. W podobnej sytuacji był w 1999 roku, gdy niemal pewny tytuł stracił przez poważny wypadek podczas zawodów o Złoty Kask we Wrocławiu. Teraz, by uniknąć powtórki, podporządkował wszystko startom w Grand Prix. Zrezygnował z udziału w finale indywidualnych mistrzostw Polski i już od środy był w Terenzano, gdzie w spokoju przygotowywał się do zawodów. Specjalnie na ten turniej miał też przygotowany silnik, który rok temu okazał się na włoskim torze niezawodny.

Wydawało się, że szyki pokrzyżować mu może tylko pogoda, bo po piątkowym treningu nad stadionem rozpadało się i nie przestawało lać do sobotniego przedpołudnia. Jednak później wyszło słońce, które najmocniej świeciło dla Golloba, chociaż zaczęło się nieszczególnie, bo w pierwszym swoim biegu Polak przyjechał dopiero na trzeciej pozycji. - Było dużo emocji po tym pierwszym biegu. Ulewa w nocy i rano spowodowała, że tor był inny niż rok temu, nie taki, jakbym sobie tego życzył. W tym momencie wiele myśli przebiegało mi przez głowę, bo wszystko mogło się zmienić o 180 procent - tłumaczył później.

Właściwe korekty w ustawieniu sprzętu sprawiły jednak, że kolejne wyścigi przebiegały już pod dyktando Golloba, który zwykle już po starcie deklasował rywali. A nawet jeśli zdarzyło mu się nie być na czele stawki po pierwszych metrach, to bez problemu mijał swoich rywali na dystansie. - Po tym pierwszym biegu wszystko wróciło do normy, uspokoiłem nerwy. Byłem w tak komfortowej sytuacji, że mogłem pozwolić sobie na błąd, ale go nie było. Motocykl mnie słuchał - dodawał.

Skończyło się tym, że Polak nie przegrał już nawet biegu, a w pasjonującym finale do końca walczył o zwycięstwo z rewelacyjnym w sobotę Anglikiem Chrisem Harrisem.

Wyjeżdżając do biegu finałowego, Gollob był już mistrzem świata, bo od początku słabo spisywali się Crump i Hampel - jedyni zawodnicy, którzy mogli mu jeszcze odebrać mistrzowski tytuł. Australijczyk jeździł w kratkę i nawet nie awansował do półfinałów, a startujący pierwszy raz w Terenzano Hampel sprawiał wrażenie, jakby czasami brakowało mu pomysłu na skuteczną jazdę po tym torze. - Być może tak było, bo potencjał był, czułem się nieźle i myślę, że w miarę uporałem się też ze sprzętem, ale czasami nie wiedziałem, jak wyprzedzać na tym torze. Brakowało tego automatyzmu w podejmowaniu właściwych decyzji, który miałem na początku sezonu i którego ostatnio jakby trochę mi brakowało - analizował później Hampel, który awansował do półfinału, a w nim stoczył zacięty, choć - zdaniem sędziego Wojciecha Grodzkiego - minimalnie przegrany pojedynek z Harrisem. Ta decyzja oznaczała, że nic już nie odbierze mistrzowskiego tytułu Gollobowi. - Nie miałem nawet czasu, by zobaczyć powtórkę, ale wielu wskazywało mnie jako zwycięzcę tej rywalizacji, a sędzia mógł nie widzieć tego dokładnie, bo przecinaliśmy linię przy bandzie - nie mógł się pogodzić z porażką Hampel. - Dzwoniłem do sędziego, pytałem, czy na sto procent jest pewny, że to Harris był drugi. Czy nie mógłby raz jeszcze obejrzeć powtórki, bo dosyć szybko podjął decyzję, ale nic to nie dało - dodawał Hampel, który ostatecznie zakończył zawody na piątej pozycji, ale i tak wyprzedził w klasyfikacji generalnej Crumpa.

Właśnie walka o srebrny medal powinna być najbardziej pasjonująca w ostatnim turnieju tegorocznego cyklu, który 9 października odbędzie się w Bydgoszczy. - Mam dwa punkty przewagi nad Jasonem. To nie jest dużo. Większy komfort byłby, gdybym miał ich dziesięć więcej. Medal mam już pewny, ale jestem bardzo zdeterminowany, by zdobyć srebro. Wiem, że będzie duża presja, ale poradzę sobie z nią, bo cały sezon sobie radziłem - powiedział Hampel.

 

Nie kończę kariery - Tomasz Gollob

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.