Finał 2002: Real Madryt królem Europy!

Po porywającej grze i heroicznych interwencjach rezerwowego bramkarza Ikera Casillasa Real Madryt pokonał Bayer Leverkusen 2:1 i w stulecie klubu zdobył dziewiąty tytuł najlepszego klubu Europy.

Real Madryt królem Europy!

Po porywającej grze i heroicznych interwencjach rezerwowego bramkarza Ikera Casillasa Real Madryt pokonał Bayer Leverkusen 2:1 i w stulecie klubu zdobył dziewiąty tytuł najlepszego klubu Europy.

Ostatnie 20 minut Bayer bez wytchnienia oblegał bramkę Realu. Po 90 minutach wspaniałej gry sędzia doliczył siedem minut i właśnie wtedy zaczął się największy dramat. Najpierw w nieprawdopodobny sposób Casillas (wszedł na boisko w 68. min, bo kontuzjowany Cesar nie był zdolny do gry) wybił nogami piłkę po strzale z trzech metrów Berbatowa, a potem obronił uderzenie głową z siedmiu metrów. I wreszcie wielki mecz się skończył. 25 tys. fanów z Madrytu fetowało sukces w sposób histeryczny. W stulecie klubu Real zdobył wreszcie pierwsze trofeum.

To po prostu nie mógł być słaby mecz, bo spotkały się w nim dwa zespoły złożone z niemal samych piłkarskich indywidualności. Wspaniała gra zaczęła się od początku. Do ataku rzucił się najpierw Real. I gdy wydawało się, że Niemcy opanowali sytuację, Lucio zupełnie zagapił się przy wyrzucie piłki z autu. Roberto Carlos rzucił ją daleko, aż na pole karne Bayeru, a Raul, wyprzedzając brazylijskiego stopera, strzelił technicznie. Hans Joerg Butt wykonał jakąś dziwną figurę i puścił piłkę koło nogi. Było 1:0 dla stuprocentowego faworyta. I wtedy Niemcy ocknęli się naprawdę. Dłużej byli przy piłce, dominowali, rozgrywali. Real kontrował bardzo groźnie i Morientes dwa razy zagroził bramce Bayeru. Ale w 14. min kolejna akcja Niemców zakończyła się golem. Lucio wykorzystał małą ruchliwość Hierro, wyskoczył wyżej do centry z wolnego i zdobył głową bramkę.

Mecz nadal toczył się w szybkim tempie, ale do graczy Realu wyraźnie dotarło, że mają przeciw sobie nie tylko wspaniały kolektyw, ale 11 piłkarzy naprawdę świetnie wyszkolonych, niebojących się pojedynków indywidualnych, a nawet mających przewagę w walce jeden na jeden. Cały czas jednak obowiązywała reguła: ten był lepszy, kto miał piłkę, kto atakował. Prostsza część piłkarskiego zawodu, czyli rozbijanie akcji, sprawiała jednym i drugim więcej kłopotu.

Mecz pełen był technicznych zagrań, niekonwencjonalnych przyjęć piłki - wewnętrzną i zewnętrzną częścią stopy, tak jak wymagała akcja, a nie jak pozwalały umiejętności techniczne. Bo jedni i drudzy mają wielkie. Sztuczki techniczne nie służyły ośmieszaniu rywala lub popisywaniu się, ale zupełnie praktycznym celom. Niemcy kilka razy z sukcesem powtarzali swoją ulubioną akcję - wrzucali delikatnie piłkę w pole karne nad linią obrony, gdzie do piłki dopadał Neuville i zagrażał Cesarowi.

Przez dużą część pierwszej połowy to wielki Real był bardziej zagubiony. W 22. min fantastyczny cross Lucio na lewą stronę omal nie zakończył się golem. Roberto Carlos nie sięgnął piłki, a Brdarić nie wykorzystał sytuacji sam na sam z Cesarem. Osiem minut później został zmieniony.

Nie wszyscy jednak grali wspaniale. Luis Figo mało był przy piłce, przegrywał pojedynki z Placente, a na dodatek nie wracał, gdy Argentyńczyk szedł do przodu. Zidane też nie zachwycał na początku. Ani razu nie wypracował partnerom dobrej sytuacji. Ale wielkość Realu polega na tym, że jej gracze nie potrzebują wielkiego dnia, by robić rzeczy wielkie. Tak jak Zidane w 45. min. Solari wspaniale rzucił piłkę do Roberta Carlosa, ten zagrał ją lobem w pole karne, a Francuz niewiarygodnym wolejem z lewej nogi zdobył drugiego gola dla Realu. Lot piłki można było oglądać w uniesieniu kilka razy.

W przerwie rozrywką dla skołatanych serc kibiców był popis gołego Szkota, który wbiegł na murawę.

W drugiej połowie przyszły jeszcze większe emocje. Zidane zaczął grać fantastycznie i wydawało się, że Real szybko zdobędzie bramkę. Ale Morientes i Raul pudłowali. Bayer powoli jednak zdobywał przewagę. A już pod koniec bez wytchnienia atakował, nie schodził z pola karnego Realu. W międzyczasie kontuzji doznał Lucio, a na koniec bramkarz Leverkusen Butt pobiegł do przodu i wspaniale główkował. Minimalnie niecelnie. Bohaterem wieczoru był jednak jego rywal - Iker Casillas.

REAL MADRYT - BAYER LEVERKUSEN 2:1 (2:1)

BRAMKI: Raul (9.), Zidane (45.) - Lucio (14.).

REAL: Cesar (68. Casillas) - Salgado, Hierro, Helguera, Carlos - Solari, Makelele (73. Conceicao) - Zidane, Figo (61. McManaman) - Raul, Morientes.

BAYER: Butt; Placente, Sebescen (Kirsten, 65.), Lucio (Babic, 90.), Zivkovic - Schneider, Ramelow, Ballack, Basturk - Neuville, Brdaric (Berbatov, 39.)

WIDZÓW: 52 000. SĘDZIOWAŁ: Urs Meier (Szwajcaria)

LICZBA FINAŁU: 34

tyle bramek w Lidze Mistrzów zdobył już napastnik Realu, Raul, to abslutny rekord tych rozgrywek.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.