Holandia w finale - wielkie pomarańczowe szczęście

To, co nie udało się pokoleniom Marco van Bastena, Ruuda Gullita, Clarence'a Seedorfa i Patricka Kluiverta, osiągnęli Wesley Sneijder i Arjen Robben. Jeśli zwyciężą w niedzielnym finale, przebiją sukcesy wicemistrzów świata Johana Cruyffa i Roba Rensenbrinka

Wiele nerwów kosztowały holenderskich kibiców ostatnie minuty półfinału z Urugwajem. Rywale półtorej minuty przed końcem strzelili gola na 2:3 i rozpaczliwie próbowali wyrównać. Siedzący za bramką Maartena Stekelenburga kibice zdawali się bronić jej razem ze swoimi piłkarzami.

Udało się, a najbardziej pomarańczowy sektor na stadionie w Kapsztadzie jeszcze kilkadziesiąt minut po meczu świętował awans do finału. Fani śpiewami wyprosili nawet powrót na boisko piłkarzy, by cieszyli się razem z nimi. Na parkingu na kibiców czekał odkryty autobus pomalowany na wiadomy kolor, z wielkim napisem "www.oranjefans.nl".

- Wcześniej do naszego miasta przyjeżdżali Włosi, Francuzi i Anglicy. Ale nigdy nie było ich tak dużo. Musiałbyś zobaczyć wszystkie autobusy, którymi przyjechali - mówił mi lekko podpity mieszkaniec Kapsztadu, który zaraz potem ruszył w stronę pomarańczowych kibiców, by bawić się razem z nimi.

- To coś specjalnego. Po 32 latach znów zagramy w finale. Taki mały kraj jak nasz powinien być dumny. Ale nie skończyliśmy jeszcze roboty, naszym celem jest zwycięstwo - mówi trener Bert van Marwijk.

W 1978 r. Holendrzy przegrali finał MŚ z Argentyną, cztery lata wcześniej - z Niemcami. Na wielkich turniejach triumfowali raz. W 1988 r. zdobyli mistrzostwo Europy. Do dziś twierdzą, że tamten sukces zawdzięczają przypadkowi.

- To niesamowite przy naszym talencie, umiejętnościach technicznych i taktycznych, ale popatrzcie, 22 lata temu przegraliśmy pierwszy mecz z ZSRR, z Anglikami mieliśmy wiele szczęścia. W trzecim meczu pokonaliśmy Irlandię 1:0 po golu strzelonym głową przez Wima Kiefta, który nigdy wcześniej i nigdy później w ten sposób bramki nie zdobył. Piłka odbiła się od jego ucha osiem minut przed końcem - mówi Leo Beenhakker.

Podobną wyliczankę dwa dni temu wygłosił Ruud Gullit. - W RPA Duńczycy strzelili samobójczego gola, z Japonią pomogło nam szczęście. No i oczywiście samobójczy gol Brazylii w ćwierćfinale sprawił, że odzyskaliśmy pewność siebie. Nie twierdzę, że gramy źle. Gramy dobrze, ale różnica w porównaniu z poprzednimi turniejami polega na farcie - mówił najlepszy gracz Europy z 1987 r.

Wygląda to trochę na kolejny odcinek boju z holenderską arogancją, która niejednokrotnie doprowadzała reprezentację do katastrofy. Gullit zdaje się dbać o to, by jego rodacy zbyt wcześnie nie uwierzyli w mistrzostwo świata.

Van Marwijk nadmierną pewność siebie uznaje za cechę narodową i nawet nie próbuje z nią walczyć. - Nie zmienię mentalności piłkarzy, chcę tylko, by koncentrowali się zawsze na następnym meczu - mówi 58-letni trener.

Jego piłkarze na drodze do finału spotkali się tylko z jednym faworytem turnieju - Brazylią. Akurat w tym meczu pomocy niebios trudno im odmówić. Zwycięską bramkę zdobył Sneijder strzałem głową. Po meczu mierzący 171 cm piłkarz utrzymywał, że nigdy wcześniej w ten sposób gola nie strzelił, i wykluczał, by udało mu się to drugi raz.

Ale też nie da się powiedzieć, by Holendrzy przyjechali do RPA bez planu na grę. Przez ich świetnie zorganizowaną defensywę przebić się ciężko, atakiem rządzą piłkarze, którzy zachwycają europejskich kibiców od miesięcy. Sneijder i Robben byli bohaterami Ligi Mistrzów, doprowadzili Inter i Bayern do finału tych rozgrywek. Ten pierwszy wyrasta w ostatnich tygodniach na piłkarza, który zakończy spór, czy lepiej piłkę kopie Leo Messi, czy Cristiano Ronaldo. Jeśli Holandia wygra mundial, stanie się faworytem do zdobycia Złotej Piłki.

Do pełni szczęścia holenderskim piłkarzom i kibicom brakowało już tylko meczu o złoty medal z odwiecznymi rywalami - Niemcami (półfinał z Hiszpanią zakończył się po zamknięciu tego wydania "Gazety"). - Nie chcę powiedzieć, że wolałbym zagrać z tą drużyną albo inną, ale byłoby czymś niesamowitym spotkać się z Niemcami po finale w 1974 r. - powiedział Bert van Marwijk...

Europejskie linie lotnicze walczą o kibiców ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.