M¦ 2010. Hiszpanie szczę¶liwi, ale na Niemców to na pewno nie wystarczy

Słaby mecz z Paragwajem nie przeszkadza kibicom mistrzów Europy w radowaniu się z pierwszego w historii półfinału mistrzostw ¶wiata. By zagrać w finale, Hiszpanie musz± jednak pokonać najlepszych na turnieju w RPA Niemców, a tego w stylu z soboty osi±gn±ć się nie da.

Od dwóch dni kibice reprezentacji Vicente del Bosque na wszystkie możliwe sposoby i w każdym znanym sobie języku odmieniają słowo "historyczny". "Całe życie marzyliśmy o takim momencie" - pisze "Marca". Komentatorzy radiowi powtarzają, że czekali na półfinał 60 lat. - Kilku pokoleniom Hiszpanów reprezentacja kojarzyła się wyłącznie z frustracją i rozczarowaniem. W RPA możemy z tym skończyć - mówią dziennikarze.

Radości z pierwszego awansu do półfinału nie burzy styl drużyny, choć gdyby miesiąc temu ktoś powiedział, że mistrzowie Europy przez mundial przedzierać się będą w mękach, nikt by w to nie uwierzył. Hiszpanie spodziewali się, że ich drużyna przefrunie przez turniej, sprawiając rywalom lanie, do jakich przyzwyczaiła przez ostatnie dwa lata.

Nic z tego, tylko w drugiej połowie meczu z Portugalią drużyna Vicente del Bosque zbliżyła się do swojego normalnego poziomu. W sobotę męczyła się z 31. w rankingu FIFA Paragwajem. W RPA nie może zaskoczyć maszyna oparta na wymianie niezliczonej liczby podań nazwana przez media "tiqui-taca".

Spragnieni mundialowego sukcesu kibice i media nastawiły się jednak wyłącznie na wynik. Po latach wysyłania na MŚ wspaniałych piłkarzy i wracania z niczym, liczą się tylko zwycięstwa. "Żegnajcie demony" - pisze "Mundo Deportivo".

Za omen zdobycia mistrzostwa świata przyjmuje się w Hiszpanii nawet słabą grę. - Nauczyliśmy się w końcu, jak wygrywać mecze brzydkie, których nie kontrolujemy i które w każdej chwili mogą potoczyć się inaczej - pisze "AS". Nawet wcześniej krytykujący reprezentację były selekcjoner Luis Aragones powiedział, że w Johannesburgu wygrała lepsza drużyna, żałował tylko, że piłkarze nie potrafili szybciej rozgrywać piłki.

Najbardziej krytyczny wydaje się del Bosque, który stwierdził, że za jego kadencji Hiszpanie nie zagrali meczu, w którym tak często traciliby piłkę i niecelnie podawali. - Nie graliśmy dobrze, ale najważniejszy jest awans. To wielki moment dla naszego futbolu. Niemcy są w tej chwili najlepszą drużyną świata, ale jeśli pokonaliśmy ich w finale Euro 2008, dlaczego nie mielibyśmy zrobić tego jeszcze raz? - pyta 60-letni trener.

Problemów do rozwiązania przed środowym półfinałem mu nie brakuje. Do jednego zdążył się już nawet przyzwyczaić, jak zwykle w RPA, wszyscy pytają go o formę Fernando Torresa. Napastnik Liverpoolu nie zdobył jeszcze na mundialu bramki, w sobotę został zmieniony po 55 minutach. - To dla mnie trudny turniej, bo wracam po kontuzji, ale w każdym meczu czuję się lepiej - mówi 27-letni piłkarz.

Jak zwykle też koledzy Torresa chwalą, a trener zapowiada, że nie posadzi go na ławce, w czym popiera go także Aragones tłumaczący, że dzięki niemu więcej miejsca ma David Villa.

W meczu z Niemcami trudniej byłoby zresztą napastnika Liverpoolu zastąpić, bo Cesc Fabregas, który zmienił go w sobotę, uszkodził bark i dopiero dziś okaże się, czy zagra. Na uraz narzeka także Sergio Ramos, któremu założono na rozbitą głowę dwa szwy.

Mistrzowie Europy musieli się namęczyć: Paragwaj - Hiszpania 1:1 ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.