Półfinały Ligi Mistrzów. Po porażce Barcelony z Realem

- Barcelona zagrała najpiękniej i najlepiej w całym sezonie, a jednak niezasłużenie przegrała - narzeka katalońska prasa po wtorkowej porażce 0:2 z Realem Madryt w półfinale Ligi Mistrzów - pierwszej na Camp Nou od 19 lat.

Półfinały Ligi Mistrzów. Po porażce Barcelony z Realem

- Barcelona zagrała najpiękniej i najlepiej w całym sezonie, a jednak niezasłużenie przegrała - narzeka katalońska prasa po wtorkowej porażce 0:2 z Realem Madryt w półfinale Ligi Mistrzów - pierwszej na Camp Nou od 19 lat.

- Mimo zwycięstwa z tak grającą Barcą jeszcze nie możemy być pewni wyjazdu do Glasgow na finał - mówi trener zwycięzców Vicente del Bosque

W relacji z meczu zatytułowanej "Śmiertelne dźgnięcie" dziennikarz gazety "AS" napisał: "Smok miał wiele głów. Kiedy wydawało się, że jest śmiertelnie ranny, kiedy krew płynęła strumieniem, nagle otrząsnął się i dwoma ciosami zwyciężył batalię, która była właściwie przegrana. Real w pół godziny odwrócił losy meczu, uniknął porażki - czyli tego, co od 19 lat było na Camp Nou jego przeznaczeniem". Wspomnienie smoka nie jest przypadkowe. Dziennikarz przywołuje legendę bohatera Katalonii świętego Jerzego, którego pomnik przedstawia scenę zwycięskiej walki ze smokiem.

W zupełnie innym nastroju są dziennikarze z Katalonii. - Nie zasłużyliśmy na to! - grzmi tytuł na pierwszej stronie dziennika "Sport". - Przegrać w takich okolicznościach, grając tak dobrze, to boli, bardzo boli - przyznał trener Barcy Carles Rexach. O możliwości awansu do finału powiedział: - Naszym obowiązkiem jest wierzyć i nie uznawać się za pokonanych. Ale nie należy nikogo oszukiwać: nasza sytuacja jest zła.

- Na piłkarzy nie dam powiedzieć złego słowa - stwierdził, oceniając mecz. - Ci ludzie, którzy wyszli na boisko, zrobili wszystko, co było w ich mocy. Jeśli czegoś zabrakło, to tylko umiejętności wykorzystania tego, na co zespół pracował tak ciężko. Ale też Real bronił jak Valecia. W środku boiska zgromadził sześciu ludzi, walczył tam nawet Raul. A gdy traciliśmy piłkę, kosztowało nas wiele sił, żeby ją odzyskać, bo piłkarze z Madrytu po mistrzowsku się przy niej utrzymywali: zwalniali, "schładzali" grę. Byliśmy na to gotowi i zrobiliśmy wszystko, żeby przywrócić spotkaniu jego właściwą temperaturę. Ale wieczorem, 23 kwietnia, los nie był naszym sprzymierzeńcem.

- To był mecz godny półfinału Ligi Mistrzów - ocenił del Bosque. - Tak jak oczekiwałem, Barca była agresywna, szybka, silna i pomysłowa. Grała znakomicie i przez to wycierpieliśmy się na Camp Nou okrutnie. Wynik jednak przeszedł moje oczekiwania, bo potrafiliśmy znaleźć odpowiedź na atuty rywala.

Jednym z bohaterów Madrytu znów jest Steve McManaman. Anglik zdobył wspaniałego gola w 90. min, przerzucając piłkę nad wybiegającym z bramki Bonano. - Zimna krew w polu karnych to dla mnie nic szczególnego. W końcu jestem Anglikiem - powiedział. - Jesteśmy blisko gry w Glasgow. To bardzo blisko mojego domu. Na pewno na finał przyjadą ludzie, którzy mnie znają.

- Do awansu jeszcze 90 min harówki - ocenia del Bosque. - A z tak grającą Barceloną nic nie wiadomo. - Swoją drogą głupio byłoby awansować po przegranym meczu u siebie - mówi napastnik Realu Guti. - Jeszcze nic nie wygraliśmy - ostrzega Roberto Carlos. Ale tak naprawdę nikt przy zdrowych zmysłach nie wierzy, że smoka może zabraknąć w Glasgow.

BARCELONA - REAL MADRYT 0:2 (0:0)

Bramki: Zidane (55.), McManaman (90.).

Barcelona: Roberto Bonano - Michael Reiziger (59., Geovanni), Frank de Boer, Abelardo (73., Christanval) - Fabio Rochemback, Philip Cocu, Thiago Motta, Luis Enrique, Marc Overmars - Patrick Kluivert, Javier Saviola.

Real Madryt: Cesar - Michel Salgado, Fernando Hierro, Francisco Pavon, Roberto Carlos - Claude Makelele, Ivan Helguera, Zinedine Zidane, Santiago Solari (89., Flavio Conceicao) - Raul, Guti (80., McManaman).

Copyright © Agora SA