RPA 2010. Jęzor Gabriela Heinze

- Leo Messi to wielki piłkarz, ale nie jest nieodzowny, żeby Argentyna odniosła sukces na mundialu - mówił kilka dni temu obrońca ?Albicelestes?, Gabriel Heinze. I na potwierdzenie tych słów zdobył jedynego gola w meczu z Nigerią. Wywalony jęzor, którego długo nie chował, biegnąc w kierunku trybun skierowany był do tych wszystkich trenerów, prezesów klubów i dziennikarzy, którzy niedoceniali go przez lata kariery.

Wygraj mundial! 11 tysięcy dla najlepszego menedżera - zagraj! ?

Diego Maradona jakby wiedziony instynktem, to właśnie Heinzego wyznaczył do spotkania z dziennikarzami w bazie reprezentacji Argentyny pod Pretorią kilka dni temu. Obserwowałem jak dobrze zbudowany blondyn z uśmiechem odpowiada po hiszpańsku, francuski i angielsku na pytania o Nigerię, współpracę z Diego, pobyt w RPA. Nagle uśmiech zniknął mu z twarzy. To jeden z argentyńskich dziennikarzy zadał pytanie, czy Gabriel nie czuje dyskomfortu z powodu tego, że w kadrze na mundial dzięki bratu, którego firma prowadzi interesy Maradony i daje mu nieźle zarabiać?

- Jak możecie mnie pytać o to w przededniu wielkiego turnieju? Temat był wałkowany od miesięcy. Sądzicie, że przywoływanie go teraz pomoże mnie, moim kolegom, Argentynie lepiej wypaść na mundialu? Po drugie, nie mam nic przeciwko krytyce. Piszcie, że jestem za słaby, jeśli tak uważacie. Ale przypomnę, że grałem w kadrze u czterech poprzednich trenerów. Nie spadłem tu nagle z nieba! Nie atakujcie poniżej pasa! - wybuchł.

Diego Maradona rzeczywiście jest klientem agencji reklamowo-promocyjnej "Passion", należącej do Sebastiana Heinze, która reprezentuje zresztą wielu znanych, argentyńskich sportowców. Współpraca trwa od 2006, kiedy to starszy z braci Heinze namówił legendę światowego futbolu na komercyjne tour po Indiach, na którym Maradona zarobił równo milion dolarów. Złośliwi twierdzą, że to właśnie on przekonał Diego, że objęcie przez niego reprezentacji znacznie wzmocniło by "markę Maradona".

Zarzuty, że znalazł się na mundialu nie do końca dzięki własnym umiejętnościom i formie nie są jednak sprawiedliwe. Po pierwsze Heinze był jednym z kluczowych zawodników, dzięki którym Olympique Marsylia odzyskał mistrzostwo Francji po 18 latach. Po drugie, może on grać zarówno na lewej obronie jak i na środku, a Maradona od objęcia kadry powtarzał, że chce grać czterema środkowymi obrońcami, z których boczni nie będą zapuszczać się do przodu jak Maicon czy Dani Alves w reprezentacji Brazylii, by dośrodkowywać.

Posądzenie o wykorzystanie protekcji brata to nie pierwszy przypadek w karierze Heinze, kiedy Argentyńczyk miał prawo poczuć się niedoceniony. Kiedy w 2004 roku trafił do Manchesteru United, kibice na Old Trafford zaczęli często skanować na jego cześć "Argentina! Argentina!" To Alex Ferguson przesunął go na lewą obronę. Ale zaledwie dwa lata później nie wahał się kupić na jego pozycję Patrice Evrę. Wracający do zdrowia po kontuzji Heinze przegrał walkę ze znakomitym Francuzem i wylądował na ławce.

Sfrustrowany, zdecydował się zmienić klub. Ówczesny prezes MU, David Gill obiecał Argentyńczykowi, że pozwoli mu odejść jeśli ktoś wyłoży za 6,8 mln funtów. Ale kiedy taką kwotę zaproponował trener Liverpool, Rafael Benitez, Ferguson nie zgodził się na transfer. Nie pomogły ani prośby ani proces przed komisją Premier League. Sir Alex nie chciał się zgodzić by jakikolwiek zawodnik "Czerwonych diabłów" wzmocnił odwiecznego wroga (kluby od lat nie dokonują transferów między sobą. Po II wojnie światowej był tylko jeden taki przypadek - w 1962 roku z Old Trafford na Anfield Road trafił Phil Chisnall).

Ostatecznie, choć bardzo chciał pracować z Benitezem, trafił do Realu Madryt. Podpisał czteroletni kontrakt, ale gdy tylko do klubu wrócił prezydent Florentino Perez, stał się pierwszą ofiarą "czyszczenia złogów" po poprzednikach. Wrócił do Francji, gdzie wcześniej występował w PSG. I w pierwszym sezonie od razu zdobył z OM dwa trofea - Puchar i mistrzostwo Francji - pierwsze dla marsylczyków od 1993 roku.

Teraz to jego jest na wierzchu. W pierwszym meczu Argentyny to nie najlepszy piłkarz świata, Leo Messi, nie bohater Ligi Mistrzów Diego Milito, nie bezwzględny łowca goli Carlos Tevez, ale on, niechciany w czołowych klubach lewy obrońca zapewnił pierwsze mundialowi zwycięstwo drużynie Diego Maradony!

Trwa mundial! Śledź newsy o MŚ 2010 na Facebooku ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.