MŚ 2010. Daniele De Rossi - dziecko Rzymu

Ma być następcą kapitana Francesco Tottiego, który na mundial nie jedzie. Daniele De Rossi to jego klon, przede wszystkim mentalny.

Poprowadź swoją drużynę w RPA i Wygraj Mundial! ?

W stolicy się urodził, od 11. roku życia trenuje i gra dla Romy, w której jego ojciec Alberto pracuje z juniorami, jest nierozerwalnie zżyty z kibicami i przysięga klubowi dozgonną lojalność, chyba że jego szefowie poproszą o transfer ze względów ekonomicznych. Ma być następcą kapitana Francesco Tottiego, który na mundial nie jedzie. Daniele De Rossi to jego klon, przede wszystkim mentalny. Również wywołujący zainteresowanie Realu Madryt, również tak utalentowany jak skłonny do niekontrolowanych wybuchów agresji na boisku.

Na poprzednich MŚ zdobył złoto jako najmłodszy w kadrze (miał niespełna 23 lata), ale po uderzeniu łokciem w twarz Briana McBride'a grał z USA jeszcze w grupie - dostał czerwoną kartkę i dyskwalifikację na cztery mecze. Po ostatnim gwizdku poszedł do kończącego spotkanie z trzema szwami rywala, by przeprosić, a Amerykanin chwalił go, że zachował się z dużą klasą. Paradoks polega bowiem na tym, że to bardziej tracący łatwo głowę nerwus niż nielubiany przez rywali, zachowujący się nie fair brutal. W Serie A zdarzyło mu się nawet przyznać chcącemu uznać gola sędziemu, że strzelił go ręką. Na MŚ w 2006 r. De Rossi wrócił w finale - w drugiej połowie zastąpił Tottiego, po dogrywce wykonał jeden z rzutów karnych dających Włochom tytuł.

Niedawno znów wywołał skandal, opowiadając się przeciw specjalnym paszportom dla kibiców, którzy chcą jeździć na mecze poza swoim miastem. Włosi wprowadzają je jako metodę walki ze stadionowym chuligaństwem. Piłkarz stwierdził, że i policjanci powinni nosić taką legitymację, za co znów potem przepraszał. W klubie De Rossi skupia się na defensywie, w reprezentacji śmielej naciera. Na mundialu ma być najważniejszym piłkarzem drugiej linii.

Wrażenia naszych specjalnych wysłanników do RPA - znajdziesz na blogach Rafała Steca ? i Michała Pola ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.