W mikołajkowym konkursie w Lillehammer Kamil Stoch był siódmy, Adam Małysz ósmy, Krzysztof Miętus 11., a Marcin Bachleda 15. Dwaj pozostali Polacy nie awansowali do drugiej serii, ale przebrnęli kwalifikacje. Od tamtej pory skoczkowie tylko trenowali - odwołano loty w Harrachovie. Austriacy i Szwajcarzy ćwiczyli na swoich obiektach, Niemcy i Rosjanie - w Austrii, Norwegowie i Japończycy w Skandynawii. Polacy w Lillehammer i Ramsau.
Trenerowi Łukaszowi Kruczkowi zależy, by skoki jego podopiecznych miały powtarzalność. - Podchodzimy do startów spokojnie, ale mamy swoje marzenia i ambicje. Wszystko podporządkowujemy olimpiadzie. Chcielibyśmy, żeby każdy start był tak dobry jak w Norwegii, ale poczekajmy z prognozami - mówi Kruczek. - Wyniki dodały nam pewności, robimy swoje, nic nie zmieniamy. Najważniejsze, by cała szóstka kwalifikowała się do konkursu. Wtedy, nawet jeśli jednemu zabraknie szczęścia, będzie je miał drugi. Ale za wcześnie mówić, kto tej zimy będzie mocny.
Zwykle układ sił w PŚ klarował się po zawodach w Engelbergu - tradycyjnie rozgrywanych w weekend przed Bożym Narodzeniem. W tym sezonie ze względu na odwołane loty skoczkowie mają za sobą tylko trzy starty indywidualne. W każdym na podium PŚ stało trzech innych zawodników.
W Szwajcarii na naturalnej skoczni Titlis będą rywalizować aż trzy dni. Scenariusz jest identyczny: o godz. 10 dwie serie treningowe, w południe kwalifikacje i o 13.45 zawody. - Końska dawka, ale to dla nas nie nowość. Karuzela musi się rozkręcić - mówi Kruczek.
Jednym z faworytów będzie Małysz. Najlepszy polski skoczek wygrał na Titlis tylko raz - w grudniu 2001 r. Zdarzyło mu się zajmować tam trzecie oraz czwarte miejsce, ale w ostatnich ośmiu latach przeważnie lądował w drugiej dziesiątce. Teraz powód do optymizmu jest, bo ten sezon Małysz zaczął najlepiej od czterech lat. Skacze daleko i równo, najsłabszy ma z reguły pierwszy skok treningowy. W konkursowych nie spala się psychicznie, nie popełnia błędów technicznych. Choć w Kuusamo (z powodu złej pogody i błędu sędziów) nie awansował do konkursu, szybko odrobił straty i jest w czołowej dziesiątce PŚ. Nie musi stresować się kwalifikacjami.
W Engelbergu Polskę reprezentują: Małysz, Stoch, Miętus, Bachleda, Łukasz Rutkowski i Stefan Hula, który zastąpił Piotra Żyłę.