Polska potęga rakietowa - mistrzostwo świata w racketlonie

Polska odnotowała duży sportowy sukces dwa tygodnie temu, o którym, niestety, mało kto się dowiedział. Drużyna w racketlonie zdobyła mistrzostwo świata. Świetny wynik jak na kraj, w którym na palcach jednej ręki można policzyć ośrodki z kortem do tenisa, stołem pingpongowym, klatką do squasha i kortem do badmintona.

Racketlon to wielobój - zawodnicy muszą zmierzyć się w czterech dyscyplinach, które łączy jedno - piłka i dwie rakiety. Zaczynamy od najlżejszej rakietki do najcięższej - czyli od ping-ponga, przez badminton, squash i kończąc na tenisie ziemnym. W każdym z tych sportów zawodnicy rozgrywają po jednym secie (do 21) według reguł danej dyscypliny. Po rozegraniu czterech setów sumuje się punkty, wygrywa ten, który zdobył ich najwięcej. Jeśli jest remis, po czterech setach decyduje tzw. złoty punkt w tenisie - przy rozgrywaniu tej ostatniej piłki nie obowiązuje jednak zasada podwójnego serwisu (czyli już pierwsze zepsute podanie przesądza o porażce serwującego). Wszystkie "areny" tego wieloboju muszą znajdować się w pobliżu. Według regulaminu przerwa między setami nie może być dłuższa niż 3 minuty, kolejne 3 można poświęcić na rozgrzewkę, aby przestawić się na kolejny sport.

Dlaczego zaczyna się od najlżejszej rakiety? Żeby nie stracić wyczucia w ręce. Wiadomo, że każdy ze sportów rakietowych wymaga innej techniki, ba, w każdym z nich pracują trochę inne grupy mięśni.

- Najbardziej wyczerpujący jest squash, choć w pewnej mierze to też zależy od klasy rywala. Ze słabszym nie trzeba się tak męczyć - mówi Robert Wyszyński, jeden z polskich mistrzów świata. - Podobnie jak w squashu zawodnik porusza się w badmintonie, ale tenis stołowy i ziemny to już kompletnie co innego. Trzeba mieć dobrą kondycję, aby to wytrzymać.

Żeby osiągać dobre wyniki, trzeba się specjalizować przynajmniej w dwóch dyscyplinach sportu. Jedna (nawet na znakomitym poziomie) nie wystarczy - przekonał się o tym Jürgen Melzer, obecnie 28. w rankingu tenisistów ATP. Austriak spróbował sił w racketlonie i nawet w mistrzostwach kraju spektakularnych sukcesów nie odniósł.

- Zawodnicy, którzy w jednym sporcie są bardzo mocni, często nie wytrzymują meczów racketlona pod względem psychologicznym. Nawet w swojej koronnej konkurencji nie grają na swoim normalnym poziomie, bo skupiają się przede wszystkim na tym, aby nie tracić punktów - dzieli się swoim doświadczeniem Wyszyński.

Brazylią racketlona jest Szwecja, która w rozgrywanych rokrocznie od 2002 r. drużynowych mistrzostwach świata była niepokonana. W tym roku w ćwierćfinale ograli Szwedów Polacy różnicą 35 pkt. To była megasensacja. Trochę mniejszą nasz zespół sprawił w półfinale, pokonując Finlandię (wicemistrzów świata 2008), która w swoim składzie miała mistrza świata w grze pojedynczej Mikko Kärkkäinena. W finale Polacy pokonali Austrię.

Skład mistrzów świata: Krzysztof Samonek, Rafał Rykowski, Norbert Stolicki, Marek Wojnarski, Robert Wyszyński, Marta Jeż (mistrzyni świata juniorek).

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.