Adam Giersz: Gortat nie potrzebuje państwowego garnuszka

- Dla mnie nie ma znaczenia, czy ktoś zrobi minimum olimpijskie, bo na igrzyskach ważne są tylko medale - mówi Sport.pl nowy minister sportu Adam Giersz.

Radosław Leniarski: Chce pan zabrać sportowcom państwowe stypendia. Szykuje się rewolucja?

Adam Giersz, minister sportu i turystyki: Na razie się zastanawiam. Czy Marcinowi Gortatowi trzeba państwowych pieniędzy? Agnieszce Radwańskiej? Adamowi Małyszowi?

Według przepisów przysługuje im stypendium, więc dostają je i siatkarze, i Małysz. Bo mamy kryterium wyniku. A ja myślę o wprowadzeniu kryterium dochodowego - jeśli sportowcy przekroczą pewien próg, nie będą otrzymywać stypendium. Dzięki temu państwo wyda pieniądze efektywniej, będziemy mieć więcej dla młodzieży.

System stypendiów państwowych rzeczywiście zabijał inicjatywę sportowców i kształtował postawy roszczeniowe, ale są tacy, na których trzeba dmuchać i chuchać.

- Czy dla nich stypendium jest motywacją? Beckham gra w kadrze za stypendium? Nie. Ja z takim podejściem walczę.

Jak było do tej pory?

- Mieliśmy programy olimpijskie - dawaliśmy pieniądze związkom, a one decydowały, komu dać więcej na przygotowania, często według niejasnych kryteriów, bo ten miał znajomego w zarządzie związku, inny szefa. Dzięki dodatkowemu kryterium dochodowemu sytuacja będzie klarowna.

Więc jak będzie wyglądał pański autorski system?

- Dotąd w programie olimpijskim było 800 zawodników i im bliżej było docelowej imprezy, stopniowo odpadali. A teraz do końca roku ustalimy wąską grupę z szansami na medal w Londynie. Będą to medaliści z Pekinu i mistrzostw świata 2009 - około 40 osób. Grupa będzie stopniowo poszerzana o przyszłe gwiazdy, medalistów z kolejnych lat. Jeśli na przykład Marcin Lewandowski zdobędzie medal na ME w biegu na 800 m, dołączy do niej.

Będzie tak jak z Justyną Kowalczyk - otrzymała na przygotowania do Vancouver 1 mln, 100 tys. zł rocznie. Jej wydatki i postęp sportowy były i są kontrolowane. Zawodnicy będą bardziej odpowiedzialni. Ministerstwo będzie w sytuacji banku oceniającego biznesplan i inwestującego, oraz z czasem kontrolującego inwestycję.

Związki też analizowały, liczyły szanse, medale i punkty do zdobycia, też kierowały pieniądze tam, gdzie podobno szanse były największe.

- Będzie bardziej konkretnie. Nie będzie u nas Eddiego Edwardsa [jeden z najgorszych skoczków narciarskich w historii, dzięki czemu stał się sławny]. Dla mnie nie ma znaczenia, czy ktoś zrobi minimum, czy nie zrobi, bo na igrzyskach ważne są tylko medale.

Kajakarstwo miało dotąd drugi budżet po lekkoatletyce, bo olimpijskie perspektywy medalowe w tej dyscyplinie są olbrzymie. Ale na ostatnich MŚ kajakarze znów zdobywali medale w konkurencjach nieolimpijskich. Czyli tam, gdzie słabsza rywalizacja. To sztuczne podtrzymywanie finansowania, nagród dla trenerów i zawodników. Bo jak przychodzi do imprezy docelowej, okazuje się, że od trzech igrzysk medale zdobywa Aneta Pastuszka. Może zamiast olbrzymich inwestycji zrobić plan indywidualny dla Pastuszki? Plany indywidualne zmienią ten proceder.

Jak się skupimy na elicie, potem będzie katastrofa. Nie lepiej skupić się na dyscyplinach, które mają wielki potencjał? Na przykład na siatkówce, która rośnie w sport narodowy, czy na futbolu?

- Chcemy mieć nie tylko medale, ale i sport. Związki do końca roku przedstawią programy szkolenia młodzieży na lata 2012 i 2016. Jeśli na przykład zapasy przedstawią program, w którym będzie argument, że w konkretnej grupie wiekowej jesteśmy najlepsi w Europie, zainwestujemy w nią. Mamy pieniądze, bo dopłaty z totalizatora - 650 mln zł - zostały utrzymane (mniejsze o 3 proc., czyli ok. 20 mln zł ze względu na utworzenie funduszu walki z uzależnieniami hazardowymi).

Siatkówka? Jest ośrodek w Spale dla mężczyzn, w Sosnowcu dla dziewczyn. Piłka nożna w każdym województwie ma gimnazjum i liceum. W sumie 1,8 tys. chłopców jest szkolonych za pieniądze państwowe.

Tylko że nic z tego nie wychodzi.

- To wina złego poziomu szkolenia.

Co z dyscyplinami mniej powszechnymi? Narzekają, że zostaną odcięte od pieniędzy.

- Koncentrujemy się na sportach olimpijskich. Związki - również te nieolimpijskie - do końca roku dadzą ofertę z celami sportowymi, a my ją oceniamy. Na czele komisji stanie, mam nadzieję, Kajtek Broniewski.

Bierzemy pod uwagę globalny zasięg dyscypliny: czy jest niszowa, czy światowa. Jak ta druga, potrzebuje więcej pieniędzy, bo trudniej medal zdobyć.

Skoki narciarskie to niszowy sport czy globalny?

- W wymiarze światowym to sport regionalny, ale z tradycjami w Polsce. Na szczęście dla skoków, jeśli nie liczyć infrastruktury, są po prostu tanie. Jest w Polsce kilku zawodników na wyższym poziomie, wśród nich Małysz, który może zdobyć medal olimpijski.

Społecznym problemem jest zjawisko kibolstwa na stadionach. Jak pan chce je wyplenić?

- Sześć stadionów na 2012 r. plus miejskie w Warszawie, Lubinie, Kielcach może w Białystoku, czyli w sumie 10 nowych obiektów, zmieni sytuację. Zniknie anonimowość chuliganów. Inni właściciele i inne kluby pójdą w tę stronę lub popadną w kłopoty finansowe.

Teraz też tak jest, ale w praktyce...

- Tworzymy właśnie warunki do kibicowania. W ustawie o bezpieczeństwie są ogólne zapisy, zaś w zarządzeniu MSWiA określi standardy monitoringu: liczbę kamer, rozdzielczość. Powstanie centralna identyfikacja kibiców. Przy wejściu na stadion w Sosnowcu zapali się czerwona lampka i pan z zakazem wydanym w Warszawie nie wejdzie.

Kto zapłaci za drogi monitoring, za centralny system kibiców.

- Wszystkie stadiony na Euro 2012 będą wyposażone w nowoczesny monitoring. Pozostałe stadiony w Polsce są komunalne, więc gminy będące ich właścicielami i będą musiały zainwestować w systemy bezpieczeństwa.

W ogóle chcemy, aby miasta bardziej włączały się w sport, wykupując udziały w spółkach sportowych, nawet 50 procent. Może je wnieść w formie aportu - stadionu. Ale może też finansowo.

Jaka różnica jest między zaangażowaniem państwowych spółek, z czego ministerstwo skarbu się wycofuje, a zaangażowaniem się gmin?

- Sport jest zadaniem gminy. Jak obywatele chcą mieć sport, władze powinny w ten sport zainwestować. Jeśli Gdańsk za 600 mln zł zbudował stadion, to trzeba dać Gdańskowi szansę i narzędzia na łatwiejsze partnerstwo państwa z prywatną spółką sportową.

Spółka skarbu państwa to co innego, powrót do socjalizmu, do sportu stoczniowców, górników i hutników. Przecież nie jest funkcją spółek skarbu państwa prowadzenie działalności sportowej. Niech sponsorują, jeśli to jest uzasadnione biznesowo.

Jak pan chce zmusić KGHM, w którym państwo ma mniej niż połowę udziałów?

- Poprzez przedstawicieli w radach nadzorczych, którzy muszą realizować politykę państwa. Oczywiście, jak państwo nie ma większościowego udziału, może się nie udać, zgodnie z ładem korporacyjnym. Tyle, ile państwo ma wpływu, na tyle będzie działać.

Czy w PZPN został przeprowadzony niezależny audyt?

- Wyniki mają zostać przedstawione na grudniowym zjeździe, więc pewnie został. W ustawie i statucie PZPN jest obowiązek odbywania corocznego zjazdu sprawozdawczego, na którym musi być przedstawiony raport z działalności zarządu i sprawozdanie finansowe ocenione przez biegłego rewidenta. Za jego pracę zapłaci ministerstwo.

Związki według nowej ustawy mają być demokratyczne - będzie kadencyjność władz i funkcje nie będą pełnione dłużej niż przez dwie kadencje. Do tej pory związkowe wybory odbywały się co cztery lata, ale członkowie zarządu zwykle się nie spotykali, nie wiadomo było, co się dzieje w związku, często powstawały jakieś długi, a po czterech latach problemy spadały na ministra.

Poza tym, jak się dostaje miejsce w zarządzie, nie można być jednocześnie delegatem, a po roku głosować za swoim absolutorium. Nie będzie można sprawować władzy w związku i jednocześnie prowadzić działalność gospodarczą związaną z działalnością statutową związku. To wszystko powinny zrobić same związki, ale nie zrobiły, my nie mogliśmy się doczekać i narzucamy im rozwiązania. Ale przecież nie mówimy: wybierzcie tego prezesa, a nie tego.

PZPN działa w oparciu o prawo o stowarzyszeniach, jest organizacją pozarządową, jak każdy związek sportowy. Na dodatek jest niezależny finansowo. Można wprowadzić w jego przypadku przymus prawny?

- Polskie związki sportowe są szczególnym rodzajem stowarzyszenia. My - jako państwo - dajemy im niejako monopol na polską reprezentację, na rozgrywki o tytuł mistrza Polski. Dlatego wymagamy dobrych standardów. Wszędzie tam, gdzie mamy do czynienia ze sportem państwowym, z reprezentacją, mamy prawo do interwencji ustawowej.

Czy wyniki audytu w PZPN będą jawne? Czy ja będę mógł je ujawnić czytelnikom?

- Wyniki muszą być przedstawione na walnym zjeździe, więc siłą rzeczy są jawne. Jak pan sobie inaczej wyobraża transparentność związku?

A jeśli zjazd nie przegłosuje absolutorium?

- Zależy od statutu związku. Moja interpretacja jest taka, że władze za pomocą głosowania nad absolutorium poddają się ocenie delegatów. Członkowie zarządu, którzy nie uzyskają absolutorium, powinni ustąpić, bo w ocenie delegatów nie działają dobrze.

W ustawie jest kara więzienia za doping

- Do tej pory sprawa kończyła się na sportowych karach dyscyplinarnych. Teraz do akcji wejdzie prokurator, który zapyta: skąd miałeś doping? Osobom, które podawały doping nieletnim, lub bez wiedzy sportowca, grozić będzie więzienie. Ale nie sportowcom. Dla nich najdotkliwszą karą jest wykluczenie ze sportu.

Doping to oszustwo, a my chcemy wyrzucić oszustwo ze sportu. Dlatego wprowadzimy też kary za korupcję związaną z zakładami bukmacherskimi. Dotąd chodziło tylko o korupcję sportową - handlowano meczami. Teraz chodzić też będzie o osoby, które handlują meczami w celu osiągnięcia wygranej w zakładach bukmacherskich.

Czy menedżerowie spółki PL.2012 zwrócili nagrody, które tak zbulwersowały posłów?

- Zwracają w comiesięcznych ratach, obniżono im pensje o 3 tys. zł. To złożona sytuacja, bo ci menedżerowie zostali zatrudnieni ze względu na swoje kompetencje, uzgodniono z nimi warunki kontraktu. Teraz je zmieniamy. Moim zdaniem powinni otrzymać nagrodę za sukces końcowy.

Lato prezesuje PZPN nielegalnie?  Rzecznik zaprzecza

Więcej o:
Copyright © Agora SA