Bundesliga. 11. kolejka. Bez Hyypii czołg stał w miejscu

Gdyby Bayer rozegrał w sobotę nie jedną, ale dwie dobre połowy meczu w Gelsenkirchen, byłby liderem już ze sporą przewagą. Mimo remisu nadal prowadzi, ale w Leverkusen niedosyt - Jupp Heynckes tak bawił się zmianami w składzie, że jego eksperymenty odebrały zespołowi komplet punktów.

Bayer w tym sezonie coraz częściej gra porywająco: pewnie pod własną bramką, pomysłowo i niekonwencjonalnie w ataku. Ale liderem nie jest za wrażenia artystyczne, tylko za skuteczność. Taką jak w pierwszej połowie meczu w Gelsenkirchen. Choć to Schalke atakowało, Bayer strzelał bramki. Po półgodzinie Toni Kroos uderzył piłkę tak mocno, że próby jej zatrzymania pewnie skończyłyby się kontuzją bramkarza. Manuel Neuer, golkiper Schalke, nawet nie reagował - miał zbyt mało czasu na ruch. Dziesięć minut później mogło być 0:2, bo Eren Derdiyok trafił w słupek. Po kilkudziesięciu sekundach gol padł - precyzyjną centrę wykorzystał najlepszy strzelec rozgrywek Stefan Kiessling. A tuż przed zejściem zawodników do szatni miał idealną okazję, by podwyższyć prowadzenie - piłkę desperacko zatrzymał Neuer.

To było imponujące 45 minut Bayeru. Mógł do przerwy prowadzić 4:0, grając na boisku jednego z najlepszych zespołów Bundesligi, który szczyci się czołową defensywą w rozgrywkach.

I może dlatego w Leverkusen po hicie kolejki niedosyt jest ogromny. Zespół, który w pierwszej połowie był jak czołg wjeżdżający regularnie w pole karne gospodarzy, cofnął się pod własną bramkę. Trener Jupp Heynckes, przed sześcioma laty szkoleniowiec Schalke, zaczął wyraźnie bawić się zmianami, wprowadził nowe, bardziej defensywne ustawienia w drużynie. Zachowywał się tak, jakby kilka minut przed końcem spotkania już był pewny zdobycia kompletu punktów. Pierwszy raz w sezonie zmienił filar defensywy Samiego Hyypię, a później zrezygnował z jednego z najszybszych graczy w drużynie lewego obrońcy Gonzalo Castro, wstawiając za niego wyraźniej wolniejszego Hansa Sarpeia. To wyglądało, jakby ostatnie minuty Bayer miał potraktować jako sparing z mocnym przeciwnikiem - nawet kosztem ewentualnej utraty jednej bramki. Najbardziej z ryzykownego pomysłu Heynckesa skorzystał Kevin Kuranyi. Pięć minut przed końcem odebrał piłkę wprowadzonemu wcześniej Lukasowi Sinkiewiczowi i właściwie nieniepokojony wręcz wturlał ją w kuriozalny sposób - bo nie był to strzał - do siatki. Odległość, z której oddał uderzenie - pół metra od linii bramkowej. Chwilę później znów Sinkiewicz nie powstrzymał Vincente Sancheza, który wykorzystał podanie Kuranyiego. Sześć minut i koszmarna decyzja trenera Bayeru, by zmieniać podstawowych zawodników w defensywie, wystarczyły do zmarnowania wszystkiego, co ekipa z Leverkusen wypracowała w znakomitej pierwszej połowie. - Szkoda - skwitował później krótkim zdaniem Heynckes.

Schalke zaliczyło postęp - w ubiegłym sezonie w obu meczach z Bayerem do przerwy również przegrywało 0:2, ale w drugich połowach zdobywało tylko jedną bramkę. Zespół Feliksa Magatha staje się niemieckim specjalistą od końcówek spotkań - w podobnym stylu uratował remis z HSV.

Bayer pozostaje jedyną niepokonaną drużyną Bundesligi. HSV niespodziewanie przegrał pierwszy mecz w sezonie, choć rywalem była przeciętna Borussia Mönchengladbach. Tylko remis w Stuttgarcie zaliczył Bayern Monachium, który jednak gra tak, że - co nie jest przypadkowe - niemieckie media już nawet nie koncentrują się na jego wyniku. Bawarczycy są coraz częściej traktowani jak zespół przeciętny.

Bayern pozbędzie się kilku gwiazd

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.