Koszykarska PLK upadnie w najbliższych dniach? "Polska Liga Upadłości"

PLK, spółka zarządzająca ekstraklasą koszykarzy jeszcze w tym miesiącu może ogłosić upadłość. Ma ujemny kapitał własny i albo go powiększy, albo musi skończyć działalność. A chętnych do podniesienia kapitału brakuje.

W 1997 roku prowadzenie rozgrywek od Polskiego Związku Koszykówki przejęła PLK SA. Wśród akcjonariuszy są PZKosz, spółka Prokom Investment należąca do Ryszarda Krauzego, który jest współwłaścicielem mistrza Polski Asseco Prokomu Gdynia, oraz kluby uczestniczące w rozgrywkach.

Kapitał spółki to oficjalnie 500 tys. zł. Teraz tajemnicą poliszynela jest, że fatalne finanse PLK obniżyły go do 25 tys. zł poniżej zera.

- Jest źle, bardzo źle - mówi "Gazecie" jedna z najważniejszych postaci w polskiej koszykówce. - Spółka w ostatnim okresie rozliczeniowym wygenerowała stratę 525 tys. zł. Weszła w kapitał ujemny. Przygotowywane jest już walne zgromadzenie akcjonariuszy. Jeśli nie zgodzą się podnieść kapitału - z własnych pieniędzy, których i tak nie mają - to pozostanie tylko ogłosić upadłości - mówi.

Prezes jednego z klubów: - Świetna wiadomość. Skończymy nareszcie fikcję, zaczniemy od nowa.

Drugi: - Absolutnie nie zgodzimy się na ratowanie konającego. Brutalne, ale czasami tak trzeba.

Kluby nie mają obowiązku pomóc spółce. Jeśli PLK SA upadnie, rozgrywki nie będą zagrożone.

Nasz informator: - Może przejąć je nowa spółka powołana do tego celu. Albo znów - na krótko - PZKosz. Możliwe też, że nawet spółka w stanie upadłości dokończyłaby sezon, choć to niedobre rozwiązanie. Jeśli nie ma szans na znalezienie sponsora dla ligi, czyli poprawę przychodów, jej utrzymywanie nie ma sensu.

Co na to prezes PLK? - 525 tys. zł straty? Bzdura! Ale problemy są. Kapitał ujemny również - mówi Janusz Wierzbowski i potwierdza, że zwołane zostanie walne zgromadzenie. Co będzie, jeśli kluby powiedzą "nie"? - One nie są najważniejsze. Główni udziałowcy to PZKosz i Prokom Investment - odpowiada prezes.

Kluby są jednak zirytowane. Do niedawna spółka opłacała pracę sędziów i komisarzy (kilkaset tysięcy złotych miesięcznie), ostatnio spadło to na ich budżety. Prezesi uważają, że spółka niewiele robi, za to generuje coraz większe koszty.

Wierzbowski tłumaczy ujemny kapitał jego skromnością. - 500 tys. zł to za mało, trzeba dołożyć. Owszem, jeśli lidze brak sponsora, to spółka nie jest w dobrej sytuacji finansowej. Ale podmiotów z takimi problemami jest mnóstwo.

Upadłości się nie obawia. - To groźnie brzmi, ale nie kluby decydują o tym, co zrobimy - mówi.

Mistrza kłopoty pod koszem - czytaj tutaj ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.