Ekstraklasa: Bełchatów wstał z kolan

- Wracamy do świata żywych - stwierdził po meczu z Koroną Kielce Rafał Ulatowski, szkoleniowiec PGE GKS Bełchatów. Jego drużyna wygrała po raz czwarty w tym sezonie i jest coraz bliżej czołówki

Dla jego podopiecznych było to już drugie zwycięstwo z rzędu i piąte spotkanie bez porażki. - Lubimy takie wyliczanki - twierdzi Tomasz Wróbel, pomocnik PGE GKS. - W poprzedniej rundzie też zaczęliśmy tak liczyć naszą świetną passę zwycięstw. Skończyło się nieźle. Mam nadzieję, że teraz będzie lepiej.

Sobotni mecz PGE GKS z Koroną tylko potwierdził, że bełchatowian stać na miejsce w czołówce ekstraklasy.

Choć kielczanie byli wyżej w tabeli, to w porównaniu ze świetnie dysponowanymi gospodarzami byli tylko tłem. Jednak największym problemem zespołu jest nieskuteczność. W sobotę już w pierwszych kilku minutach zmarnowali dwie znakomite okazje. Podobnie było w poprzednich kilku spotkaniach. Tylko Maciej Korzym, gdyby wykorzystał połowę szans, byłby w czołówce ligowych strzelców. Z trzech bełchatowskich napastników do siatki rywali trafił w tym sezonie tylko Mariusz Ujek (dwukrotnie), Korzym i Carlo Costly zaś zachowują czyste konto. Skuteczniejsi od nich są obrońcy, którzy zdobyli już trzy gole.

O tym, że indolencja strzelecka jest obecnie największym problemem drużyny, świadczy to, że w tym sezonie bełchatowianie nie wykorzystali już dwóch rzutów karnych. W spotkaniu z Jagiellonią Białystok spudłował Ujek, a teraz jego wyczyn skopiował Dariusz Pietrasiak.

Najwięcej pretensji w Bełchatowie mają jednak do Korzyma, który tylko w meczu z Koroną miał sześć stuprocentowych szans. - Nie wiem, gdzie leży problem - zastanawiał się Ulatowski. - Maciek grał bardzo dobrze, pokazywał się na pozycjach, walczył, ale fatalnie pudłował. Wiem, że bardzo potrzebuje tej pierwszej bramki, aby się przełamać. Śmiejemy się, że idealną okazją do tego, aby się w końcu rozstrzelał, będzie spotkanie naszej młodzieżówki z Liechtensteinem.

Trener GKS, o którym jeszcze tydzień temu mówiło się, że jego pozycja jest mocno zagrożona, zastanawiał się, co byłoby, gdyby bardzo słaba w sobotę Korona przypadkowo wyrównała. - Wszyscy widzieli, ile stworzyliśmy sobie sytuacji. Myślę, że nawet więcej niż we wszystkich meczach w tym sezonie. A co by było, gdybyśmy przez jeden głupi błąd stracili bramkę w końcówce meczu? Czy wtedy pisalibyście, że to jest moja wina? To jest właśnie cały urok piłki nożnej. Nie da się przecież wykorzystać wszystkich okazji. To nie hokej.

Nic dziwnego, że w Bełchatowie jak zbawienia wyczekują powrotu na boisko Dawida Nowaka. Prześladowany przez kontuzję supersnajper już trenuje, a gotowy do gry ma być w następnej kolejce. Gdyby mógł wystąpić przeciwko Koronie, prawdopodobnie GKS wygrałby 5:0. Dlaczego? - Bo gdy Dawid wychodzi na czystą pozycję, przestaje u niego pracować układ nerwowy - śmieje się Mateusz Cetnarski, wielki pechowiec sobotniego meczu. 21-letni pomocnik w szóstej minucie doznał kontuzji stawu skokowego. Wcześniej jednak popisał się dwoma takimi podaniami, że Maciej Małkowski i Korzym powinni strzelić gole. Nie zrobili tego, ale wyręczył ich obrońca Jacek Popek - już drugi raz w tym roku.

A Korona, która w ubiegłym tygodniu pokonała GKS 3:1 w Pucharze Polski, tym razem zawiodła. - Chwała Radkowi [Cierzniakowi], że uchronił nasz zespół od pogromu - komentował trener Marek Motyka. Bełchatowianie zaś tracą już tylko pięć punktów do zajmującej trzecie miejsce Legii Warszawa. - Powstaliśmy z kolan i wracamy tam, gdzie jest nasze miejsce - mówi Ulatowski.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.