Marian Maślanka, prezes Włókniarza Częstochowa, w branżowym "Tygodniku Żużlowym" namawia: - Uważam, że w dobie potężnego kryzysu należy do takich spraw podejść z wyrozumiałością. Czy analizowanie finansowej wiarygodności klubów już na koniec października jest dobrym pomysłem? Nie. Wszędzie jest tak, że rok budżetowy kończy się z końcem roku - mówi.
W ośmiozespołowej Ekstralidze aż połowa klubów ma spore długi. Bez problemów finansowych są tylko mistrz - Unibax Toruń (należy do jednego z najbogatszych Polaków Romana Karkosika), Falubaz Zielona Góra, gdzie kontrakty są niskie, a mecze ogląda regularnie kilkanaście tysięcy kibiców. Problemów finansowych nie ma też w gorzowskiej Stali - dzięki prezesowi-sponsorowi - oraz u beniaminka, tarnowskiej Unii.
Za to inni są w kłopotach. Polonia Bydgoszcz liczy na to, że dziurę w budżecie załata dzięki zyskowi z organizacji ostatniego turnieju Grand Prix zaplanowanego na 17 października. Szef Włókniarza namawia mieszkańców Częstochowy, by przyszli tłumnie na ostatni mecz sezonu, co poprawi stan budżetu. Nawet w uznawaną za bogatą Unii Leszno możliwe jest odejście lidera Jarosława Hampela. Jego kontrakt - podpisany rok temu - dziś jest zbyt kosztowny dla klubu. Wcześniej o wielkich długach mówili liderzy gdańskiego Lotosu - duńskim gwiazdom klub ma być winny po kilkaset tys. zł. - Będzie rzeź niewiniątek. Żużel strasznie odczuł skutki kryzysu, efekty będzie widać dopiero teraz. Jeśli w audytach nie przymknie się oka, za chwilę okaże się, że można zorganizować play-off bez sezonu zasadniczego. Bo tylko kilka miast będzie stać na żużel - mówi jeden z prezesów.
Jeśli kluby nie udowodnią, że nie mają długów, nie otrzymają licencji na starty w Ekstralidze. W żużlowej ekstraklasie jeszcze to się nie zdarzyło.