Natalia Partyka: Marzy nam się medal w Londynie

- Jesteśmy jedną z najmłodszych drużyn. Marzy nam się medal na igrzyskach w Londynie - mówi ?Gazecie? Natalia Partyka, która razem z Li Qian i Xu Jie zdobyła dla Polski srebrny medal mistrzostw Europy.

Polki przegrały w zeszłym tygodniu w finale z Holenderkami 1:3, ale po drodze pokonały m.in. Węgierki, Czeszki i Niemki. - To nasz największy sukces, atmosfera była super - uśmiechała się wczoraj Partyka na konferencji po powrocie kadry ze Stuttgartu. - Wierzyliśmy w medal, ale po cichu - opowiadał trener Zbigniew Nęcek. Dziewczyny po raz pierwszy przygotowywały się głównie w Chinach, a nie w Polsce. Było więcej treningów indywidualnych, a także po raz pierwszy współpraca z dietetykiem i specjalistą od motywacji.

20-letnia Partyka, która urodziła się bez prawego przedramienia, wciąż jest największą medialną gwiazdą reprezentacji. Rok temu w Pekinie na jej mecze waliły tłumy dziennikarzy z całego świata. Była jedynym sportowcem, który startował jednocześnie w igrzyskach i paraolimpiadzie. - Wciąż jest duży szum, ale coś się zaczęło zmieniać. Wreszcie doceniają też jej wyniki, nie traktują wyłącznie jako ciekawostki - mówi "Gazecie" Nęcek.

Trener przyznaje jednak uczciwie, że siłą drużyny są naturalizowane Chinki. Li Qian, czyli "Mała", w drodze po medal wygrała wszystkie dziewięć meczów. Xu Jie, "Ksenia", miała bilans 5-2, a Partyka 2-5. - Dwie wygrane Natalii były ważne, ale nie da się ukryć, że musimy dziękować naszym Chinkom. Obie przypłaciły występ kontuzjami. Qian ma naderwany mięsień. Mogłoby im się nie chcieć, ale im na występach w reprezentacji Polski zależy - podkreśla Nęcek.

Powszechne naturalizowanie Chińczyków w tenisie stołowym postępuje od lat. W finale Polska - Holandia przy stole pojawiły się cztery Chinki, Polka i Rosjanka (w barwach Holandii). - Światowa federacja ma problem, zagalopowała się. Ostatnio wprowadziła sześcioletni okres karencji, ale nie wiem, czy to nie za późno. Można to potępiać, można jak Belgia rezygnować z Chińczyków i grać wyłącznie swoimi, ale można też dostosować się i wykorzystać sytuację. Nasze Chinki mówią świetnie po polsku, identyfikują się z krajem, wiążą z nim przyszłość. My dużo się od nich uczymy. To zdrowy układ - zaznacza Nęcek.

- Ja jestem przeciw naturalizacji, bo z reguły hamuje rozwój - mówi "Gazecie" 34-letni Lucjan Błaszczyk, który na ME po raz czwarty zdobył srebro w deblu (pierwsze miał w 1996 r. z Andrzejem Grubbą). Jego partnerem w koszulce z napisem "Polska" był Wang Zeng Yi. W finale przegrali z trzykrotnymi mistrzami Niemcami Timo Bollem i Christianem Suessem 2:4. Mecz okrzyknięto najlepszym w turnieju, a telewizja ZDF specjalnie puszczała powtórki. - Są różne "chińskie" przypadki - opowiada Błaszczyk. - Nasi Chińczycy są OK. Wang ma polską żonę, dziecko, wybudował dom, będzie pewnie u nas przez lata trenerem, wychowa młodych zawodników. Ale znam Chińczyka grającego dla Bułgarii, który nie wie, gdzie ten kraj jest na mapie. Bierze kasę i koniec - opowiada Błaszczyk, którego celem jest występ na igrzyskach w Londynie. Byłyby to jego piąte igrzyska.

Drużyna kobiet mierzy w medal przyszłorocznych ME w Ostrawie i za dwa lata w Trójmieście. - Średnia wieku Holenderek to ponad 30 lat. Nasza drużyna jest młoda. Natalia ma 20, Li Qian 23, "Ksenia" 27. Przyszłość przed nimi - uśmiechnął się na koniec trener Nęcek, który z powodów osobistych w tym roku chce zakończyć pracę z kadrą. - Jeszcze z nim porozmawiam, może zmieni decyzję - obiecał Andrzej Kawa, prezes PZTS.

Jak Polki zdobyły srebro w Stuttgarcie ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.