ME siatkarzy. Michał Bąkiewicz: Ryzyko się opłaciło

- Podstawowa różnica to relacje trener - zawodnik. Daniel jest koleżeński, stara się do każdego podejść, zagadać i go dowartościować. Zachowuje się jak psycholog, cały czas pamięta o tych, którzy grają mniej - tak porównuje Daniela Castellaniego i Raula Lozano (obecnego i byłego trenera reprezentacji Polski) Michał Bąkiewicz

Rafał Stec: Widzisz w tej kadrze echo srebrnej drużyny z mundialu w 2006 roku?

Michał Bąkiewicz: Przede wszystkim znów czuję świetny klimat w grupie. To kluczowe na turniejach. Wygrywanie pomaga, ono różne problemy maskuje, ale wydaje mi się, że w naszej grupie niczego nie popsułyby nawet nagłe niepowodzenia. Mamy szansę na coś bardzo fajnego, o czym kilka tygodni temu po stracie trzech podstawowych skrzydłowych nikt nawet nie odważył się pomyśleć.

Kontuzje miały was skazywać na improwizację, tymczasem w Izmirze bijecie konkurencję uporządkowaniem gry. Rywale w opałach tracą głowy, Polacy po nieudanym ataku spokojnie go ponawiają, nawet trzeci i czwarty raz, tak jakby plan obejmował każdą możliwą sytuację na boisku...

- Sprawdza się filozofia, w którą od razu uwierzyliśmy i nigdy nie kłopotaliśmy się myśleniem, co by było, gdyby był z nami jeden czy drugi gracz. Każdy z nas doskonale zna swoją rolę i zakres zadań, umiemy siebie wyręczać i wszyscy na tym zyskujemy - jeśli odciążymy Bartka Kurka na przyjęciu, to poszaleje nad siatką. Wymieniam akurat jego, bo stał się postacią wiodącą, o którą musimy dbać, nie możemy jej stracić. Jak jemu będzie dobrze, to i nam będzie dobrze.

Niesłychana historia z tym Kurkiem - zaczyna sezon jako wchodzący do kadry młokos, kończy jako jej główny napęd...

- To była kwestia czasu, jego talent musiał eksplodować, a jeśli spojrzymy na rewelacyjne warunki fizyczne, to musiał też stać się liderem gry ofensywnej. Jaki on skoczny, silny, wielki! Wielkie szczęście, że go mamy. Dotąd w trudnych chwilach szukaliśmy Mariusza Wlazłego, teraz oddajemy piłkę Kurkowi i wiemy, że jakoś to będzie.

Kiedy się ta nowa jakość narodziła?

- Daniel Castellani zaryzykował, nie powołując kilku ważnych graczy na Ligę Światową. Wiadomo, jak u nas jest - każda porażka, czy poniesie ją trzeci, czy piąty skład, wywołuje ogromną krytykę. Odwaga trenera się opłaciła, bo ci, którzy wcześniej stali w rezerwie, sprawdzali się, aż cztery razy na tle wielkiej Brazylii. Potem wrócili starsi, młodość wymieszała się z doświadczeniem i zespół stał się kompletny.

Castellani to też Argentyńczyk i świetny fachowiec ze świetnym warsztatem. Co go od Raula Lozano różni?

- Podstawowa różnica to relacje trener - zawodnik. Daniel jest koleżeński, stara się do każdego podejść, zagadać i go dowartościować. Zachowuje się jak psycholog, cały czas pamięta o tych, którzy grają mniej.

Najważniejsze, by każdy czuł się niezbędny?

- Tak. To działa, kiedy przychodzi słabszy moment. Wchodzący z rezerwy musi czuć się pewnie. Wiedzieć, że jest akceptowany. Ja to przerobiłem z Danielem w Skrze Bełchatów. Sportowo miałem trudną sytuację, ciężko mi było wskoczyć do szóstki przy Stephanie Antidze i Dawidzie Murku, ale czułem się w tym układzie bardzo dobrze. W kryzysie zawsze umiałem pomóc. W kadrze też się wszystko powolutku klarowało i teraz każdy wie, na co może liczyć, nie ma niejasności.

Tobie w ogóle mogło być trudno zachować pełną wiarę w siebie, kiedy proponowano, byś się przekwalifikował na libero. Niby ludzie doceniali twoje stabilne przyjęcie serwisu, ale zarazem nie dowierzali w możliwości w ataku, chcieli zabrać naturalne dla siatkarza fruwanie przy siatce...

- Do pomysłu zawsze można wrócić. Za trzy-pięć lat powiedzieć stop, dłużej nie dam rady. Na razie naprawdę nie czuję się aż tak źle, by uciekać spod siatki.

Nie drażniły cię takie głosy?

- Przyjmowałem je spokojnie, sam lepiej wiem, jak się czuję, na co mnie stać na tle, nazwijmy ich tak, konkurentów. I jeśli przydaję się kadrze na ME, to chyba się nie mylę. Ludzie lubią przyklejać łatki, a ja ich sposobu myślenia nie zmienię.

Teraz wszyscy myślą, że mkniecie po medal, bo nie dajecie powodu, by sądzić inaczej...

- Z boku te zwycięstwa wyglądają na łatwe, ale psychicznie jednak człowieka eksploatują. Francja i Niemcy są mocne, musieliśmy zagrać na bardzo wysokim poziomie. Do tego dochodził temat Raula - nawet gdybyśmy sami o nim nie pamiętali, całe otoczenie nam o tym przypominało. Głowa jest pełna, męczy się. Ale na razie gramy spokojnie, nie przejmujemy się kryzysami, czujemy, że w końcu rywali dopadniemy i pękną. Powinno być dobrze, choć zdaję sobie sprawę, że wystarczy słabszy dzień, by zrobiło się nerwowo i zamiast szału radości nie było nawet półfinału.

"Złotka" zszokowane grą siatkarzy: Życzymy im medalu! Koncentracja - przed meczem z Hiszpanią >

Copyright © Agora SA