Ludovic Obraniak: Kadra jak łyk świeżego powietrza

Będzie fajnie, jeżeli zagram z Irlandią od początku. Ale nawet jeśli wejdę po przerwie, nic się nie stanie - mówi pomocnik reprezentacji Polski przed sobotnim meczem na Stadionie Śląskim. Relacja Z Czuba i na żywo na Sport.pl od 20.

Olgierd Kwiatkowski: Po raz drugi przyjechał pan na zgrupowanie reprezentacji Polski. Jest panu łatwiej niż przed miesiącem, w chwili debiutu?

Ludovic Obraniak: Cieszę się, że znów jestem tutaj, zwłaszcza w mojej sytuacji. Mój klub fatalnie zaczął sezon. Przyjazd jest dla mnie jak łyk świeżego powietrza. Czuję się tu dobrze - tak jak przedtem. Nauczyłem się kilku słów po polsku. Rozumiem więcej, ale oczywiście porozumiewam się głównie po angielsku.

Czuje pan, że koledzy pana zaakceptowali?

- Mam wrażenie, że wszystko jest w porządku. Wiem, że im też nie musi być łatwo. Jestem obcy, nie mówię po polsku. Trzymam się przez to trochę na uboczu. Ale czuję, że jestem częścią tej drużyny. Wszyscy są dla mnie bardzo mili. Poświęcają mi swój czas, żeby wytłumaczyć pewne rzeczy. Dla mnie jest to bardzo ważne.

Ma pan przyjaciół w nowej drużynie?

- Chcę żyć dobrze z wszystkimi. Nie dzielić ludzi na tych, co mówią po francusku, po angielsku czy po polsku. Być w zespole to znaczy współpracować z każdym.

A jak relacje z Leo Beenhakkerem? Podobno przed spotkaniem z Grecją rozmawiał pan z trenerem reprezentacji dopiero w środę, czyli w dniu meczu.

- Ważne, że rozmawialiśmy. Pogadaliśmy sobie tuż przed spotkaniem. Trener wytłumaczył mi wszystko dokładnie. Oświadczył, że woli, żebym zagrał w drugiej połowie, abym lepiej zniósł presję i przyjrzał się, jak gramy, jakie rozwiązania taktyczne stosujemy. Docenił mnie przed wszystkimi po meczu. Chciałbym, żeby tak było za każdym razem.

Liczy pan na to, że w sobotę zagra pan od pierwszej minuty?

- Mamy wielu dobrych piłkarzy w drużynie. Każdy chce zacząć mecz od pierwszej minuty. A ja jestem przygotowany na każde rozwiązanie. Będzie fajnie, jeżeli zagram od początku, ale nawet jeśli wejdę po przerwie, to nic się nie stanie. Zagram na najwyższym swoim poziomie również wtedy.

W Bydgoszczy grał pan po lewej stronie pomocy. W Lille na początku sezonu zaczynał pan spotkania od gry na prawej stronie. Na której stronie powinien pan zagrać w Chorzowie?

- Czy gram na lewej, czy na prawej stronie, nie ma żadnego znaczenia. Jestem tutaj, żeby pomóc w jakiś sposób drużynie. Dać satysfakcję kibicom, trenerom, kolegom z drużyny.

W Lille często wykonuje pan rzuty wolne, może w reprezentacji to zadanie też powinno spoczywać na panu?

- Jest od tego Błaszczykowski i Krzynówek. Mam dużo szacunku dla piłkarzy, którzy są w kadrze od dawna i pełnią już pewne funkcje. Nie zamierzam wprowadzać na siłę żadnych zmian, zwłaszcza że nie ja od tego jestem. Wszystko wyjdzie w trakcie treningów.

Zdaje pan sobie sprawę, jaka jest sytuacja Polski w grupie eliminacyjnej?

- Nie jest rzeczywiście najlepsza. W futbolu często jednak dochodzi do nagłych zmian. Wszystko może nagle być inaczej. Wystarczy, że my wygramy, a Słowacja przegra, i robią się między nami dwa punkty różnicy, a niedługo czeka nas mecz ze Słowakami w Polsce. Trzeba zawsze mieć wiarę w to, co się robi. Zwycięstwo odnosi się też w głowach. Dla nas jest najważniejsze, żebyśmy wygrali ten pierwszy czekający nas mecz o punkty, dzięki temu w następnych może być łatwiej.

Kto znajduje się w gorszej sytuacji - pana klub Lille z jednym punktem po czterech meczach czy może reprezentacja Polski z pięcioma punktami straty do Słowacji?

- Tego się nie da porównać. Mówimy o dwóch różnych zespołach, o zupełnie innych rozgrywkach. Poza tym w lidze zostało nam jeszcze sporo meczów. Nie ma dramatu. W zeszłym roku też zaczęliśmy nie najlepiej.

Widzi pan napięcie w polskiej drużynie?

- Żadnego. Panuje spokój. Wszyscy myślą o tym, że drużyna jest w stanie dokonać czegoś ważnego. Jesteśmy skoncentrowani na jednym celu - wygrać z Irlandią Płn. Nie wyczuwam żadnego zwątpienia. Gdyby coś takiego się pojawiło, już dziś byśmy przegrali.

A presja?

- Teraz jesteśmy na obozie w Niemczech. Może trochę wyczuwamy presję ze strony mediów, jest tu wielu dziennikarzy, ale w nas jej nie ma. Oczywiście z każdym dniem stres będzie rósł. Spory stres pojawi się tuż przed meczem. Tylko że mamy w drużynie piłkarzy, którzy grali już niejeden ważny mecz. Wiemy, jak w takich sytuacjach sobie radzić. Ja lubię takie mecze. To część mojej roboty. Jeśli nie ma presji, nie ma też potem satysfakcji. Bardzo pomogą nam kibice.

Grał pan przeciw drużynom z Wysp Brytyjskich?

- Niezbyt często, ale wiem, czego się spodziewać. Irlandczycy są może mniej znani niż Anglicy, ale prezentują ten sam styl gry. Drużyny są dobrze zorganizowane, grają z ogromnym zaangażowaniem fizycznym, są strasznie groźne przy stałych fragmentach. Ale myślę, że wystarczy pokazać to, co umiemy, wtedy taki zespół nie jest w stanie zrobić nam nic złego.

W Lille w dwóch ostatnich meczach był pan rezerwowym. Dlaczego tak się dzieje? To wybór trenera czy może nacisk władz klubu na pana w związku z tym, że nie chce pan przedłużyć kontraktu?

- W sprawie kontraktu było kilka problemów latem. Chciałem odejść. Uważałem, że mój kontrakt nie odpowiadał poziomowi, który reprezentuję. W poprzednim sezonie strzeliłem dziewięć goli, miałem pięć asyst. Dostałem od władz klubu jakąś propozycję, która mnie nie satysfakcjonowała. Raczej nie zmienię zdania. Umowy nie podpiszę. Zbliża się chyba koniec mojej przygody w Lille.

Zna pan Stadion Śląski, na którym w sobotę Polska zagra z Irlandią Płn.?

- Nie znam, ale wiem już, że odnosiliście na nim wielkie zwycięstwa.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.