W niedzielę wicemistrzowie Polski przegrali 0:1 z Odrą. W pierwszej połowie w Wodzisławiu byli zdecydowanie lepsi, stworzyli cztery wyśmienite okazje. Ale nie wykorzystali żadnej. Pierwszą w sezonie bramkę stracili niewiele ponad kwadrans przed końcem. Strat nie byli w stanie odrobić.
Jan Urban: Odpowiedź jest zawarta w pytaniu. Nie ma sensu doszukiwać się innych rzeczy. Klasowa drużyna, która chce walczyć o mistrzostwo, jeśli ma takie okazje, musi je wykorzystywać. Gdybyśmy grając z taką Odrą, nie umieli stworzyć okazji, to dopiero byłby problem. Ale my je mieliśmy. Zastanawiam się tylko, ilu jeszcze szans potrzebujemy, żeby wreszcie coś strzelić. Wiadomo, że w każdym meczu z nami przeciwnik jakąś sytuację stworzy. I może ją wykorzystać. Ale z reguły to my mamy więcej szans. Tylko nie strzelamy.
- Nie ma co porównywać. Wtedy podkuliliśmy ogon, powiedzieliśmy, że Odra była lepsza, i zawstydzeni wróciliśmy do Warszawy. Ale w niedzielę tak nie było. Tym bardziej boli, takich spotkań, czy jak to z Cracovią, nie można nie wygrywać.
- Wkurza, i to bardzo. Nie ma w nich "chcicy" na strzelanie goli. Po jednej zmarnowanej okazji powinni dostawać piany i dążyć do poprawy w kolejnej. Zawodnik musi być wkurzony na siebie, że mu coś nie wyszło. I akurat w Wodzisławiu nie mogą zwalać winy na pecha. Bo to nie brak szczęścia zadecydował, że nic nie strzeliliśmy. Czasem bramkarz rzeczywiście coś fantastycznie obroni, ale w niedzielę zabrakło umiejętności.
- Nie wytrzymuje ciśnienia. Presja rośnie, oberwało nam się za mecz z Cracovią. I słusznie. Odpowiedzialność jest coraz większa, każdy zawodnik odczuwa ją inaczej, wie, że jeśli znowu czegoś nie wykorzysta, znowu zostanie skrytykowany. Ale taka jest zawodowa piłka, z tym trzeba umieć żyć i radzić sobie. W Wodzisławiu sobie nie poradziliśmy. "Szałach" czy Paluchowski jeszcze zdobędą niejednego gola. Większą sztuką jest trafić na 1:0 czy chociaż na 1:1 niż na 2:0 czy 3:0, kiedy mecz jest ustawiony i można grać na luzie.
- W poprzednim sezonie tylko dwa razy, przegrywając 0:1, nie umieliśmy się podnieść. W Wodzisławiu złudzenia Odry powinny się skończyć przed przerwą. Gola straciliśmy po faulu, ale to żadne dla nas usprawiedliwienie.
- Chciałem być z zawodnikami, mobilizować ich. Nie chciałem powtórki sprzed roku, kiedy ledwo mecz z Odrą się zaczął, a już się skończył, bo przegrywaliśmy 0:2. Przed przerwą wszystko grało, bo Odra nie była w stanie nic zrobić. Oprócz skuteczności. Są rzeczy, których trener nie nauczy. Przeżywanie realnych, trudnych sytuacji przychodzi dopiero w meczach o stawkę. Tam zawodnik zdobywa doświadczenie, uczy się radzić z presją i grać z obciążeniem. Na treningach czy w sparingach nie ma ciśnienia. To nigdy nie będzie to samo. A my zaczęliśmy rozdawać prezenty, najpierw Cracovii teraz Odrze. Dobrze zagraliśmy, ale co z tego? Liczą się punkty, one zdecydują, na którym miejscu skończymy ligę.
- Musimy być jeszcze bardziej zdeterminowani. Mówiłem piłkarzom, że w sytuacjach sam na sam, strzelając na bramkę, trzeba zrobić jakiś ruch nogą. Spróbować zmylić, przestraszyć przeciwnika. A nie bezmyślnie strzelić, żeby strzelić. Możemy narzekać na "Tejksia" Chinyamę, ale on strzelał gole i potem wszystkim gra się łatwiej. Bo Chinyama zawsze gra z takim samym nastawieniem - czy to z Lechem, Wisłą czy Odrą.
W Wodzisławiu miałem pretensje, że po stracie gola nie ruszyliśmy na przeciwnika. To było naszym obowiązkiem. Tym bardziej że rywali łapały skurcze, powinniśmy ich przydusić, zaostrzyć tempo. Młodzi: Jędrzejczyk, Rybus, Paluchowski i Borysiuk mieli prawo nie czuć się komfortowo, ale inni powinni wziąć to na siebie. Nawet jeśli przeciwnik tylko "muruje" dostęp do bramki.
- Zapewniam, że gdybyśmy prowadzili 2:0, wykorzystałby przynajmniej jedną z tych okazji. Miałby większy spokój. Chinyamie jest wszystko jedno z kim gra.
- Kłamstwo. Podczas przygotowań powiedziałem mu, że jeśli zostanie u nas do grudnia, może dojść do sytuacji, że nie będę na niego stawiał. Ale nie zapowiedziałem, że nie będzie grał. Może źle mnie zrozumiał? Mając do dyspozycji tych, o których wiem, że zostaną w klubie, im będę dawał więcej szans. Ale wyobraża pan sobie, że lepszego zawodnika posadziłbym na ławce rezerwowych? To mogłoby kosztować Legię kilka punktów. Gdyby Roger był w dobrej formie, na pewno bym z niego korzystał. Nie patrzyłbym na to, że w kontrakcie ma bonusy za liczbę występów. To samo zrobiłem z Vukoviciem jesienią. Wiedziałem, że odchodzi, ale jak był lepszy od kolegów, to grał do samego końca rundy.
- Znowu się nie zgadzam. Nie czarujmy się, Roger nie jest w dobrej formie. Jeśli Roger nie umie tego realnie ocenić, to jego problem. Ja z tym problemów nie mam. Od dawna nie jest w wysokiej formie, a to, że czasem ma przebłyski, to coś normalnego. W kadrze też nie gra tak jak podczas Euro, ale umiejętności pozwalają mu na jedno czy dwa klasowe zagrania. Dla mnie to za mało.
- Gdyby był w tak dobrej formie, jak twierdzi, na pewno znaleźliby się chętni.
- Tamten sezon zaczęliśmy od remisu i porażki, a później odrobiliśmy straty. Wiem jednak, że to przez takie wpadki jak teraz z Cracovią czy Odrą zabrakło nam punktów do mistrzostwa. Początek znowu się powtórzył, straciliśmy punkty z drużynami, z którymi nie powinniśmy. Wkurza mnie to, bo gdybyśmy grali źle, trzeba byłoby wziąć się do roboty, ale my nie umiemy strzelić gola. W takich momentach decydują umiejętności. Czasem mam wrażenie, że jakbym wszedł na boisko, to wykorzystałbym szanse, jakie mieli moi piłkarze. Zostaje mi jednak pewność, że oni jeszcze będą strzelać.
- Zagrał lepiej niż z Cracovią, ale to napastnik, od którego oczekujemy bramek. Jak nie trafia, niech ma asysty. Po to go sprowadziliśmy do Legii. Nie zdobył gola w żadnym z sześciu oficjalnych występów. To niepokojące.
- Dlatego po niedzielnej po porażce mówiłem, jak ważne są umiejętności. Nam ich brakuje. Nie chcę, żebyśmy w tym sezonie znowu doszli do takiej sytuacji, że mając Mięciela, Szałachowskiego, Paluchowskiego i - jeśli kiedykolwiek wyzdrowieje - Grzelaka, za strzelanie bramek będzie odpowiadał wyłącznie Chinyama.
- W optymalnej formie będzie po dwutygodniowej przerwie na mecze reprezentacji. Ale już normalnie z nami trenuje i kto wie, może jako "straszaka" wezmę go na ławkę rezerwowych na piątkowy mecz z Polonią Bytom? W końcu musimy zacząć strzelać gole. Może wejdzie na pół godziny i nam pomoże. W ostatniej kolejce ubiegłego sezonu zagrał kilkanaście minut z Ruchem, strzelił dwa gole i został królem strzelców. Potencjał ma duży.
- Naciągnął pachwinę, nie wiem, czy zagra w piątek. Ale do składu ma wrócić Dickson Choto. Miał grać w poniedziałek w meczu Młodej Ekstraklasy, ale na treningu lekko skręcił kostkę. Do piątku się jednak wyleczy.
- Mówić i tłumaczyć można dużo. I rozmawiamy. Ale wie pan, jakie jest największe kuriozum? W sobotę przed meczem z Odrą trenowaliśmy sytuacje jeden na jednego. Rzadko je trenujemy. Napastnicy trafiali tak, że miło było patrzeć. Przyszedł mecz i zabrakło determinacji do zwycięstwa.