Sędziowie to nie grupa zdegenerowanych niegodziwców

Wyrok w sprawie Mariusza Ż. może prowadzić do sytuacji, w której skorumpowani sędziowie w komplecie przyznają się do winy, po czym żaden nie poniesie kary, bo wszyscy dostaną wyroki w zawieszeniu. To byłoby demoralizujące - mówi Tomasz Listkiewicz.

W ubiegłym tygodniu dwaj młodzi sędziowie asystenci Tomasz Listkiewicz i Rafał Roguski wystosowali do mediów list otwarty. Zaprotestowali w nim przeciw decyzji Wydziału Dyscypliny PZPN, który skazał arbitra Mariusza Ż. za korupcję na rok dyskwalifikacji, ale w zawieszeniu na trzy lata - uzasadniając to przyznaniem się Ż. do winy. Od momentu ujawnienia sprawy (wiosna 2009 r.) Ż. nie był wyznaczany do prowadzenia meczów, a wyrok WD formalnie oznacza, że teraz może w każdej chwili wrócić na boiska.

Jacek Sarzało: Przeciw czemu pan i Rafał Roguski zaprotestowaliście w swoim oświadczeniu?

Tomasz Listkiewicz: Tu nie chodzi o to, przeciw czemu zaprotestowaliśmy, lecz za czym się opowiedzieliśmy. Za sprawiedliwym traktowaniem arbitrów przez Wydział Dyscypliny PZPN, który naszym zdaniem przywracając Mariusza Ż. do sędziowania, zahamował postęp w odbudowie zaufania do polskich arbitrów.

Ale przecież WD de facto ukarał Mariusza Ż. Wyrok zapadł w zawieszeniu, nie był jednak uniewinniający. Dlaczego nie odezwaliście się wcześniej? Przez ponad trzy lata zatrzymano już kilkudziesięciu arbitrów.

- To prawda, że brakuje narzędzi do szybkiego i radykalnego oczyszczenia środowiska. Przecież nie będziemy pisać co tydzień listów otwartych. Zrobiliśmy to teraz, bo uważamy, że decyzja umożliwiająca Ż. natychmiastowy powrót na boisko jest błędna. Chcieliśmy pokazać, że środowisko sędziowskie składa się z pozytywnych, kochających piłkę nożną postaci. Nie jesteśmy bandą niegodziwców, którym afera korupcyjna jest obojętna.

Czyli bardziej bronicie samych siebie, niż atakujecie korupcję?

- To jasne, że korupcja w sporcie jest jednym z najgorszych przestępstw. Ale też naszym zdaniem to, co się dzieje ostatnio w środowisku, idzie w dobrą stronę, choć oczywiście zmiany mogłyby być szybsze. Dlatego jesteśmy zdania, że decyzja WD może je zaprzepaścić. Ci, którzy się nie przyznali, od miesięcy są zawieszeni, a tu się okazuje, że wystarczy wziąć winę na siebie i w trybie ekspresowym wraca się do sędziowania.

A więc protestujecie przeciw wymuszaniu przyznawania się do winy?

- Nie było to naszą intencją, choć nie da się ukryć, że są sędziowie, którzy konsekwentnie zaprzeczają, że brali udział w korupcji, ba, wiemy, że mają nawet argumenty na swoją obronę, a tymczasem WD odmawia rozpatrywania wniosków dowodowych, które złożyli. Chcemy równego traktowania. Oczywiście, kto się przyzna, powinien ponieść mniejszą karę, ale tu mamy przypadek braku jakiejkolwiek kary.

Podejrzewacie, że WD podjął taką decyzję, bo ktoś interweniował u jego szefa?

- Absolutnie nie. Mam nadzieję, że takie czasy minęły. Ale kto wie, czy intencją WD nie było właśnie to, by skłonić innych sędziów do przyznania się. A to może prowadzić do sytuacji, w której skorumpowani sędziowie w komplecie przyznają się do winy, po czym żaden nie poniesie kary, bo wszyscy dostaną wyroki w zawieszeniu. To byłoby demoralizujące dla tych wszystkich młodych arbitrów, którzy nie mieli nic wspólnego z korupcją, a dziś uczciwie walczą o awans z czwartej ligi do trzeciej.

Na co liczyliście?

- Chcieliśmy wyrazić poparcie dla dotychczasowych działań Kolegium Sędziów oraz pokazać, że jeśli mimo wszystko nie będzie chciało wyznaczać sędziów, którzy za korupcję dostaną kary w zawieszeniu - będzie miało nasze poparcie. Mamy nadzieję, że duża część środowiska popiera nasze poglądy. Społeczeństwu z kolei pragnęliśmy przekazać, że piłkarscy sędziowie nie są grupą osób zdegenerowanych, nieczułych na to, co się o nich mówi.

A może spodziewacie się, że dzięki temu listowi wypłyniecie i zrobicie karierę?

- Nie chcielibyśmy, by nasze wystąpienie ani nam zaszkodziło, ani pomogło. Chcemy poprawić wizerunek całego środowiska.

Ponoć po waszym liście PZPN już się zastanawia nad zakazem wypowiadania się arbitrów.

- Ciężko mi sobie wyobrazić, że w XXI wieku można komuś zabronić publicznego zajmowania stanowiska w ważnych sprawach. Zwłaszcza że sędzia jest z definicji osobą publiczną. Ponadto nie krytykujemy środowiska sędziowskiego, lecz organy dyscyplinarne PZPN.

- Nie boi się pan, że PZPN zechce się na panu odgrywać za nazwisko? Pana ojciec nie jest specjalnie lubiany w dzisiejszych władzach związku...

- Nie można być sekowanym za napisanie prawdy. Nikogo nie obraziliśmy, list ma przecież pozytywne przesłanie: jest za równym traktowaniem i normalnością. Jest przecież pozytywny.

A od samego ojca nie dostał pan bury?

- Nie. I uprzedzę następne pytanie - nie konsultowałem z nim tego listu, bo tata nie interesuje się zbytnio moim sędziowaniem, co wychodzi na zdrowie i jemu, i mnie.

Szef sędziów Kazimierz Stępień powiedział, że wyszliście przed szereg. Jak to rozumiecie i jak zareagujecie?

- Przyjmuję te słowa z pokorą. Oczywiście, nie jest czymś powszechnym, gdy dwóch młodych sędziów pisze listy otwarte. Ale cieszy mnie, że prezes Stępień powiedział równocześnie, że większość opinii, które otrzymał w sprawie powrotu osób przyznających się do udziału w korupcji, jest zbieżna z tym, co jest napisane w naszym liście.

Sędzia Siejewicz zarzucił wam pominięcie drogi służbowej. Czy czuje się pan jak generał Skrzypczak?

- Dziwi mnie, że Hubert wypowiada się w sprawie listu, którego - jak sam przyznaje - nie czytał. Poza tym jeżeli ja ominąłem drogę służbową, to Hubert wypowiadając się dla mediów, uczynił to samo. Ale cieszę się z jego reakcji. Mamy w środowisku o czym rozmawiać. Udawanie, że nic się nie stało, byłoby najgorsze.

13 kartek, czyli masakra japońskich sędziów Więcej w specjalnym serwisie Sport.pl - Afera korupcyjna >

Copyright © Agora SA